Jak rzucić wszystko i odnieść życiowy sukces.Ten artykuł, to nie jest cudowna recepta, jak prowadzić magiczne życie z bajki. To prawdziwa historia człowieka, który doszedł do wszystkiego własnym wysiłkiem, rozsądnym planowaniem i odpowiednim dobieraniem priorytetów. No dobrze… miał też po drodze trochę szczęścia.
Grzesiek, bo to on jest bohaterem naszej historii, znalazł swoje miejsce do życia w Szwajcarii. Pracuje w szwajcarskim banku jako analityk biznesowy. Ma spory budżet na podróżowanie, z którego czerpie garściami. Taki już jest… zerojedynkowy. Albo wszystko albo nic. Wyznaje filozofię work-life balance bez kompromisów. W związku z tym wykonuje swoją pracę sumiennie, ale bez brania udziału w wyścigu szczurów i „wyrabiania targetów”. Sam o sobie mówi, że jest alternatywnym korpoludkiem.
Łączy bezpieczeństwo pracy na etacie z szalonym podróżowaniem z plecakiem po całym świecie. Korporacja zapewnia mu elastyczny czas pracy oraz wysokie fundusze, które pozwalają finansować także pozostałe jego pasje- fotografowanie, wspinaczkę wysokogórską i zjazdy downhill. Ostatnio częściej mieszka w swoim wygodnym kamperze, niż w mieszkaniu.
Wtedy prawie cały czas może spędzać w swoich ulubionych górach i oddawać się rozwijaniu pasji. Te wszystkie rzeczy nie miałyby dla niego znaczenia, gdyby nie dzielił ich z miłością swojego życia, która dzielnie dotrzymuje mu kroku już od wielu lat.
Jak można być aż tak bardzo wygranym? Rzucić wszystko, zacząć od nowa i zyskać o wiele więcej? Pewnie jesteście ciekawi, jak to wszystko się zaczęło?
Tu wszystko się zaczęło
Początkiem historii jest mała kropka na mapie oznaczająca Krasnystaw, gdzie Grzesiek specjalizował się w kuciu żelbetu w jednoosobowej działalności gospodarczej swojego ojca. Rewir podróży ograniczał się wtedy do 25 km wokół tej miejscowości.
Pierwszą zagraniczną wycieczką był wyjazd do Stanów w programie Work&Travel, w charakterze przedstawiciela handlowego. Tak, pierwsze skojarzenie jest dobre. Była to praca akwizytora od drzwi do drzwi trudniącego się sprzedawaniem Biblii i podręczników dla studentów. Przygoda prawie zakończyła się ekstradycją.
Wraz z przekroczeniem granicy świata korporacyjnego przyszedł pomysł zostania rybakiem na Seszelach. Niestety nie wypalił. Taka wizja, to nie był najlepszy pomysł na poderwanie dziewczyny z korporacji. Narodził się więc nowy plan- wyjazd do Szwajcarii. Na początku nie była to kraina „mlekiem i czekoladą” płynąca.
Zwłaszcza, że Grzesiek wierny swoim ideałom nie mogąc pogodzić się z decyzjami szefostwa zmieniał pracę i za każdym razem degradował się po raz kolejny i kolejny. Ćwiczył asertywność i szczerość. Zwalniając się z banku potrafił powiedzieć szefowi: „Do widzenia, odchodzę przez ciebie”.
Podróżowanie po świecie
Po przyjeździe do Zurychu Grzesiek chciał wrócić do schematu, który znał z polskiego podwórka. Szukał swojego miejsca w szwajcarskim świecie zaczynając od poznawania socjalnych jego aspektów, czyli spędzania czasu wolnego na wypadach towarzyskich. Szybko jednak zamienił zwiedzanie szwajcarskich klubów na zwiedzanie kolejnych krajów. Szwajcaria dała mu duży budżet i możliwości.
Odwiedził około 70 krajów, wszystkie kontynenty oprócz Antarktydy. W 2014 roku obleciał kulę ziemską ponad dwa i pół raza.
Przez pierwsze lata pobytu w Szwajcarii, w zasadzie nie poznała tego kraju. Grzesiek, zgodnie ze swoją maksymą „przeżyć kilka żyć w ciągu jednego”, był tak wkręcony w podróżowanie, że w każdy weekend roku miał zaplanowany jakiś lot.
Nasz hybrydowy korpoludek szczególnie dobrze wspomina Wyspy Komodo pod kątem wolności i alternatywnego pomysłu na życie. Poznał tam niczym nie skrepowaną egzystencję włóczykija, bezstresowy sposobu spędzania codzienności, z dala od cywilizacji i jej pretensjonalnych problemów.
Svalbard także zajmuje szczególne miejsce w jego sercu. Świadomość, że da się dolecieć na koniec świata, być w nieoczywistym i nieszablonowym miejscu, zaskakuje, gdy już w pełni dotrze to do mózgu. Svalbard to nie jest typowe miejsce dla backpackerów, nie każdy może sobie na nie pozwolić.
Koszt związany z zapewnieniem sobie wygodnego noclegu procentuje. Tam trzeba być maksymalnie wypoczętym, żeby chłonąć tę dziką potegę przyrody i surowych warunków. Otoczenie wymaga pełnego skupienia i kontemplacji rzeczywistości, więc trzeba być w naprawdę dobrej formie.
Wspomnienia, to najcenniejsze, co mamy.
Luksusowe podróże, dają wygodę i niezapomniane wrażenia. Grzesiek jest ich kolekcjonerem. Ma prawo. Sam dotarł do miejsca w którym jest. Nie pomogły mu w tym pieniądze rodziców ani ich kontakty. W rodzinie nie miał prezesów wielkich firm ani też nie jest synem potentata naftowego.
Dlatego dobrze zna wartość wszystkiego co osiągnął i zawsze przytacza swoje pierwsze wypady z plecakiem. One są jak pierwsza miłość, zawsze budzą silne emocje i żywe wspomnienia.
Barokowy Smak Wilna w Pałacu Paców.
Po raz pierwszy poleciał w nieznane do Paryża … sam, bez planu. To było jeszcze za czasów pracy w krakowskiej korporacji. Chciał przetestować swoje granice i przeżyć przygodę. Zamierzał sprawdzić swoją zaradność i doświadczyć silnych emocji. Zdecydował, że będzie spać na Polach Elizejskich, na ławce w parku, że całkowicie podda się temu, co przyniesie dzień.
Niestety miał pecha, w ten weekend cały czas padał deszcz, więc zaczął szukać alternatywy. Trafił na wolontariuszki, dwie nowe nowo znane znajome załatwiły mu nocleg w zakonie. Wtedy złapał bakcyla podróżowania, zakochał się w niezależności i wolności jaką daje podróżowanie bez planu.
Stąd również wziął się przydomek Grześka vel alternatywnego korpoludka. Z jednej stronie łączy w swoim życiu bezpieczeństwo pracy w korpo, z drugiej podróżowanie „na spontanie”. Stąd właśnie narodziło się określenie hybrydy.
To tylko nieznaczna część opowieści. Taki krótki, szybki wstęp do prawdziwej życiowej historii. Zaciekawieni detalami tej życiowej rewolucji znajdą szczegółowy opis na portalu SiedemÓsmych, razem z galerią fotografii.