Azja to nie tylko bogactwo kultury i historii. Azjatyckie trendy stają się modne na całym świecie, w każdej sieciówce dostać można kimona, koreańskie kosmetyki podbijają rynek, a azjatycka elektronika coraz częściej nie ustępuje zachodnim gadżetom. Patrząc w stronę Azji, powinniśmy jednak pochylić się nad jeszcze jedną kwestią.
Wyjątkowe urodziny odbyły się w lutym w poznańskim ZOO. Na świat przyszedł tam jeleń baweański. Gatunek ten należy do krytycznie zagrożonych wyginięciem i chociaż różne źródła żonglują różnymi liczbami, mówi się, że na wolności żyje nie więcej niż kilkaset osobników. Ten zamieszkujący indonezyjską wyspę Bawean ssak to tylko jeden z wielu azjatyckich gatunków, które niedługo mogą zniknąć z powierzchni naszego globu.
Z kolei w zeszłym roku w angielskim hrabstwie North Yorkshire, pracownicy tamtejszego ZOO witali tygrysiątko tygrysicy sumatrzańskiej. Tylko 350 osobników tego podgatunku można jeszcze spotkać poza kratami ZOO – choć szczerze mówiąc, nie polecam, chyba, że niestraszne są Wam pazury o długości 8-10 centymetrów i 30 naprawdę dużych zębów. Niestety jednak, nawet tak uzbrojony drapieżnik nie ma praktycznie szans w starciu z jeszcze bardziej uzbrojonym kłusownikiem, podobnie zresztą jak wiele innych gatunków, których natura nie wyposażyła nawet w kły. Bo co może zrobić na przykład taki lemur? Jeśli nie ma gadanego Króla Juliana, to raczej niewiele.
Skąd wiem, że na świecie zostało tylko 350 żyjących dziko tygrysów sumatrzańskich? Co ciekawe, nie z badań, raportów czy strony Greenpeace. Tym razem, w obronie natury stanęła marka modowa, której niezwykle rozpoznawalnym znakiem jest aligator (chociaż temu gatunkowi chyba nic grozi, skoro jego przodkowie przetrwali nawet wymieranie triasowe). Mowa o Lacoste i jej naprawdę godnej uwagi kampanii. Firma, w miejscu zielonego logo, umieściła na swoich sztandarowych białych koszulkach polo wizerunki 10 zwierząt, należących do gatunków zagrożonych wyginięciem. Jest to efekt współpracy z IUCN (Międzynarodową Unią Ochrony Przyrody), organizacją, która wydaje czerwoną księgęi walczy o zachowanie wymierających gatunków. Seria „Save Our Species” jest wyjątkowa – każda z 10 koszulek na których znajdują się na przykład tygrys sumatrzański czy morświn kalifornijski, została wyprodukowana w ilości sztuk odpowiadającej liczbie pozostałych na wolności osobników gatunku. Najbardziej unikatowa jest koszulka polo z morświnem właśnie – można jej nabyć zaledwie 30 sztuk. Dochód ze sprzedaży 1775 koszulek (w cenie 185 dolarów za sztukę) zostanie przekazany IUCN.
Zdarzyło mi się wesprzeć finansowo WWF i staram się segregować śmieci. Córka przyjaciółki krzyczy na mnie, kiedy nie zakręcam wody myjąc zęby, więc usiłuję o tym pamiętać. Wstyd się przyznać, ale na tym zasadniczo kończy się moja proekologiczna aktywność życiowa. Dlatego też akcja Lacoste naprawdę mnie zachwyca, bo zwraca uwagę na to, o co powinniśmy dbać najbardziej – na otaczającą nas naturę. Warto wspomnieć, że przemysł modowy jest jednym z najbardziej szkodliwych dla środowiska, dlatego koszulki Lacoste mają poniekąd „odkupieńczy” charakter. Z drugiej strony – akcja bardzo intryguje mnie pod względem prawnym. Dlaczego? Ano dlatego, że w tych 1775 przypadkach, Lacoste posługuje się nowym logotypem, który nie stanowi ich zarejestrowanego znaku towarowego.
Hipotetycznie, na potrzeby tego artykułu można się zastanowić, co by było, gdyby w takiej sytuacji jakaś inna firma wyprodukowałaby koszulki z lemurem albo ptakiem kakapo, który również zdobi polo Lacoste. Bo przecież, wykorzystanie aligatora skutkowałoby prawdopodobnie natychmiastowym i uzasadnionym wezwaniem do zaniechania naruszeń. Inne zwierzątka nie są natomiast znakiem towarowym Lacoste. Trudno tu dopatrywać się nawet znamion naruszenia praw autorskich, umieszczenie bowiem logotypu po lewej stronie koszulki polo czy T-shirtu szczególnie twórczym rozwiązaniem nie jest, to samo robią chociażby Ralph Lauren, Tommy Hilfiger czy Abercrombie & Fitch. A jednak, stworzenie przez jakiś podmiot koszulki z małym wizerunkiem morświna w miejscu, gdzie znajduje się logo Lacoste, wywołałoby pewien zgrzyt. Dlaczego? Ponieważ w jawny sposób jest żerowaniem na renomie marki. Wszelkie próby „podszywania” się pod markę renomowaną będą czynem nieuczciwej konkurencji, który wprowadza konsumentów w poważną konfuzję i to na tej podstawie francuska firma mogłaby wysuwać swoje roszczenia. Nie da się jednak ukryć, że sam fakt posługiwania się przez Lacoste takim a nie innym znakiem towarowym, który w graficzny sposób jest przedstawiony tak samo jak symbole zagrożonych gatunków zwierząt i umieszczony zawsze w tym samym miejscu, w znaczący sposób przyczynia się do renomy i rozpoznawalności marki. Dlatego też widząc białą koszulkę polo z lemurem, nawet nie wiedząc skąd pochodzi, mimowolnie kojarzymy ją z Lacoste.
Żeby chronić markę i zbudować jej wizerunek, warto dbać o logo, a przede wszystkim, jeśli stanowi ono zarejestrowany znak towarowy – używać go. Nieużywanie go bowiem przez nieprzerwany okres pięciu lat będzie skutkować jego wygaśnięciem. A wtedy stracimy oręż przeciwko innym, kłusowniczym markom, które z chęcią zarejestrują swoje, podobne do naszego, logo – znaki i będą się nimi posługiwać.
Anna Górska-Micorek
Kancelaria prawna Pakulski Kilarski i Wspólnicy