Malwina Zięba & Magda Babiarczyk poznały się na treningach w siłowni. Tam wpadły na pomysł, by tworzyć sportowe ubrania. Tak powstała marka Wake Up & Squat z Krakowa, która jest dziś rozpoznawalnym brandem wśród fanek fitnessu. Niedawno dziewczyny otworzyły własny butik przy ul. Nadwiślańskiej w Krakowie, gdzie można przyjść, coś kupić lub po prostu pogadać o zdrowym trybie życia – z Malwiną i Madą rozmawia Rafał Stanowski
Najpierw była siłownia, a potem ubrania – czy odwrotnie?
Malwina: – Poznałyśmy się kilka lat temu w siłowni, gdzie pracowałam, a Magda przychodziła ćwiczyć. Zaczęłyśmy trenować razem i załapałyśmy wspólny język. Magda miała już swoją markę streetwearową, którą tworzyła z innymi dziewczynami, jeszcze w Warszawie.
Magda: – Przy Malwince wciągnęłam się w chodzenie na siłownię. Szybko zorientowałyśmy się, że trudno kupić fajne rzeczy, w których można trenować.
Czyli po prostu nie miałyście się, w co ubrać?
Magda: – Potrzeba matką wynalazków. Nie było wtedy alternatywy dla produktów z sieciówek. Chciałyśmy wyglądać w siłowni fajnie i oryginalnie, więc trzeba było zrobić coś samemu. Zaczęłyśmy skromnie, za własne pieniądze odszyłyśmy 20 bluz i zaczęłyśmy w nich chodzić do siłowni. Testowałyśmy, jak zachowują się w czasie treningu i jakie wzbudzają zainteresowanie.
Rozumiem, że ludzie zaczęli je zauważać?
Malwina: – W siłowni panowała rodzinna atmosfera, wszystkich tam znałam, wieść o naszym biznesie szybko się rozniosła. Często podchodziły też do nas obce dziewczyny i pytały „skąd macie taką fajną bluzę”. Wśród kobiet najlepszy marketing to poczta pantoflowa. Pamiętam pierwszą sesję zdjęciową: fotografem był administrator siłowni, logo zaprojektował kolega z recepcji, a modelką została koleżanka. Długo miałyśmy biuro w mieszkaniu Magdy, która żyła z pudłami wypełnionymi ubraniami. Gdy je jakiś czas temu postanowiłyśmy je wynieść do sklepu, w mieszkaniu pojawiło się echo.
Magda: – Pamiętam, jak woziłyśmy tkaniny na rowerach, a pan z hurtowni przymocowywał je do kierownicy. Albo niosłyśmy z Malwiną wielką belę materiału przez Rynek Główny. Działałyśmy małymi kroczkami, bez wielkiego budżetu, ]uczyłyśmy się biznesu mody. Nawet nie myślałyśmy, że dziś będziemy mieć własny sklep.
To była wtedy zajawka, czy myślałyście od razu biznesowo?
Malwina: – Na początku traktowałyśmy to jak zajawkę, ale w miarę jedzenia apetyt rośnie, więc szybko zaczęłyśmy działać profesjonalnie. Jeździłyśmy na eventy fintessowe, targi, starały się się być wszędzie tam, gdzie mogą przyjść nasze klientki.
A kiedy przyszedł ten moment, w którym zrozumiałyście, że kliknęło i to może być pomysł na życie?
Magda: – Wtedy, gdy na ulicy zaczęłyśmy spotykać obcych ludzi ubranych w WU&S.
Malwina: – Kilka lat temu wszystko wyglądało inaczej, Instagram nie był tak popularny ani skomercjalizowany. Klientek nawet nie musieliśmy prosić, by nas otagowały, robiły to z własnej woli. Wszystko działo się naturalnie, dziewczyny pisały do nas przez Facebooka, żeby podzielić się z nami swoją radością. Spotykałyśmy się z bardzo pozytywnym feedbackiem, że mamy super ciuchy i fajnie, że pojawiły się na rynku.
Magda: – Od początku chciałyśmy też motywować innych. Moda na fit dopiero się rozkręcała, wiele osób obawiało się, że regularne ćwiczenia sprawią, że będą wyglądały jak damska wersja Schwarzeneggera.
Mam wrażenie, że ciągle motywujecie swoje klientki, czego przykładem są Wasze materiały, które publikujemy w Lounge.
Malwina: – Jeśli ćwiczy się regularnie, nasze ciało wygląda lepiej i sprawia, że czujemy się dobrze. Zaczęłyśmy prowadzić blog motywacyjny, pokazywałyśmy treningi, zachęcając do ćwiczeń siłowych. Teraz organizujemy Fitniki, dziewczyny przychodzą, każda przyrządza zdrową potrawę, spotykamy się, rozmawiamy, ćwiczymy, a na koniec jemy coś pysznego. W ten sposób poznałyśmy wiele świetnych osób. I skosztowałyśmy cudowne rzeczy, które smakowały i wyglądały jak z najlepszych blogów kulinarnych.
Jaki był pierwszy hit sprzedażowy?
Magda: – Legginsy z wysokim stanem, zrobiłyśmy je w Polsce jako pierwsze. Szyjemy je do tej pory, są magiczne i klientki byłyby pewnie niezadowolone, gdyby zniknęły ze sklepu.
Magda: – Dziewczyny zamieniły teraz jeansy na legginsy. Okazało się, że można w nich nie tylko ćwiczyć, ale nadają się też, by wyjść w nich do miasta. Widziałyśmy nawet osoby, które w naszych sportowych stanikach poszły do klubu na imprezę. Taki widok daje niesamowitą satysfakcję i energię.
Czujecie się trendsetterkami?
Malwina: – Jak najbardziej. Widzimy też, jak często nas kopiują inne marki. Wypuściłyśmy jakiś czas temu body z paskami z tyłu, a zarazem potem zobaczyłyśmy bardzo podobne modele u dwóch innych firm. To znaczy, że robimy dobrą robotę.
Magda: – Mamy oczywiście dystans do siebie, nie jesteśmy wielkimi projektantkami mody, same inspirujemy się innymi. Ale zawsze staramy się dać coś od siebie, wyróżniać się, staramy się, żeby w każdej kolekcji było widać nasz styl.
Szyjecie więcej ubrań dla kobiet, a mniej dla mężczyzn. Dlaczego – przecież faceci też ćwiczą.
Magda: – Ubrania dla mężczyzn projektowałyśmy razem z trenerami, a jednak ciągle słyszałyśmy od klientów „nie mam jeszcze zrobionych barków, więc w tym nie wyjdę” albo tego nie ubiorę, bo coś tam, ta koszulka jest za mało opięta, a ta jest zbyt wycięta. Kobiety mają chyba większy dystans do siebie, jeśli coś nie do końca im pasuje, potrafią znaleźć na to sposób.
Magda: – Faceci tak marudzą, że nie do wiary! Kiedyś konwersowałyśmy przez tydzień z klientem, który kupił jeden tank top i sugerował nam milion zmian. Pewnie jeszcze zrobimy coś dla chłopaków, ale na razie szyjemy głównie dla kobiet. Mamy też unisexowe akcesoria – torby i plecaczki, myślimy nad stworzeniem swoich klapek. Zrobiłyśmy ostatnio leżak z nasza grafiką, postawiłyśmy przed sklepem i ciągle ktoś o niego pyta.
Udaje się Wam utrzymać produkcję w Polsce?
Malwina: – Wszystko powstaje lokalnie w Krakowie, w dwóch zaprzyjaźnionych szwalniach. Zależało nam od samego początku, aby to były rzeczy made in Poland. Tylko niektóre sportowe tkaniny sprowadzamy z Włoch. Trzeba pamiętać, że to są ubrania na trening, więc muszą być nie tylko wygodne, ale też przepuszczać powietrze i szybko wysychać. Same pełnimy rolę testerek, na treningach sprawdzamy, jak nasze ciuchy się zachowują, czy nie ma dyskomfortu, czy nic nie prześwituje.
Długo się wahałyście, czy otworzyć własny sklep, który niedawno ruszył przy ul. Nadwiślańskiej 11 w Krakowie?
Malwina: – Wcale!
Magda: – Gdy padło hasło „zróbmy to”, zaczęłyśmy od razu działać. Lokal znalazłyśmy w czasie dwóch tygodni. To było drugie miejsce, które odwiedziłyśmy.
Malwina: – Nadwiślańska od razu nas zachwyciła, okolica jest piękna, bulwary wiślane, turyści, muzea. Mamy świetne towarzystwo, ta część Krakowa intensywnie się rozwija, ciągle powstają tu nowe, fajne miejsca – sklepy, knajpy, barbershopy. Lokal jest idealny, na parterze, możemy przyjść do pracy z psami. Mamy też świetnych sąsiadów, zaglądają, rozmawiają, kupują smakołyki dla zwierzaków, pieką nam chleb, zostawiają niespodzianki pod drzwiami.
Macie swój butik w Krakowie, jakie dalsze plany?
Magda: – Myślimy o otwarciu swojej miejscówki w Warszawie. Wiele osób się pyta, gdzie można tam przymierzyć WU&S. Nie jest łatwo znaleźć dobry lokal, zwłaszcza jeśli mieszka się w Krakowie. Specyfika obu miast jest zupełnie inna, tutaj wszystko jest skupione wokół rynku i Kazimierza, w Warszawie życie toczy się w wielu różnych dzielnicach.
Malwina: – Spełnieniem marzeń będzie sklep w Barcelonie…
Magda: – I w Londynie.