Na Facebooku łączymy się w związki i rozstajemy. Widzimy, jak pary fotografują się na szczycie wieży Eiffla. Potem ona robi selfie w nowej sukience i podpisuje „od Misia“. Wieczorem on wrzuca na tablicę jej zdjęcie na hotelowym łóżku, w swojej koszuli.
To, co jeszcze parenaście lat temu rozgrywało się za zamkniętymi drzwiami i z zasłoniętymi roletami, dzisiaj staje się widowiskiem, obserwowanym zza ekranów laptopów, tabletów i smartfonów.
Czy wystawianie osobistych dramatów na social-mediowej scenie to tylko kwestia gustu? A o gustach… wiadomo. Co dzieje się na związkowym backstage’u, gdy zabraknie komputerów, a telefony się rozładują? Czy związek pokazywany na Facebooku, różni się od tego, który rozwija się bez udziału potrali społecznościowych? Co na to psychologia?
Za nawyk ciągłego sprawdzania powiadomień i wiadomości na profilach społecznościowych odpowiada ten sam mechanizm mózgowy, co w przypadku każdego innego uzależnienia. Nasz mózg reaguje w podobny sposób, jak mózg hazardzisty w przypadku wygranej. Widząc czerwone powiadomienia na Fejsie czy lajki na Instagamie dostajemy „zastrzyk“ dopaminy.
A mówiąc w uprostrzeniu – dopamina to „hormon haju“. W porównaniu do serotoniny, która daje spokojną radość, endorfin – działających jak naturalny środek przeciwbólowy, dopamina odpowiada za uczucie satysfakcji. To ona dominuje w namiętnej relacji seksualnej i czyni ją tak ekscytującą.
Aby utrzymać jej wysoki poziom należy świadomie dbać o rozwój związku. Szukać wspólnych pasji i inspiracji. Wspierać się w rozwoju i utrzymywać seksualną więź. W tej kwestii lepiej nie dać się zwieść drogom na skróty.
Pary narzekające na rutynę są narażone na popadnięcie w destrucyjne nawyki. Nadużywanie alkoholu czy sięganie po narkotyki w celu podniesienia atrakcyjności wspólnie spędzanego czasu, to znana od dawna droga w dół. Wprost w bezlitosne macki groźnych uzależnień.
Nikt nie stawia znaku równości pomiędzy aktywnym związkiem na Facebooku a narkomanią. Warto jednak patrzeć na rolę mediów społecznościowych w budowaniu związku z pewną ostrzożnością.
Kreowanie nieustannej „lajkowalności“ to poszukiwanie łatwej stymulacji. A to nie wróży związkowi niczego dobrego.
Nic dziwnego, że Internetem, w tym Facebookiem, Instagramem i Twitterem coraz częściej interesują się specjaliści od uzależnień.
Bohdan T. Woronowicz, w swojej książce „Uzależnienia. Geneza, terapia, powrót do zdrowia“ poświęca rodział tym aspektom życia, które nadal nie są nazywane uzależnieniem, jednak mają ku temu potencjał. Już teraz diagnozuje się uzależnienia od internetu na podstawie podobnych kryteriów diagnostycznych, co alkoholizm czy narkomania.
„Jest tylko kwestią czasu wydzielenie nowej kategorii zaburzeń, polegającej na uzależnieniu od nowych technologii. Będzie tu oprócz uzależnienia od komputera i internetu w najróżniejszych formach, uzależnienie od telewizji, telefonu komórkowego i wszelkich odtwarzaczy DVD, MP3 itp.“
Autor dodaje, że panuje swoista moda na „uzależnienia“ i wiele zachowań jest postrzeganych oraz ocenianych przez ten pryzmat.
O „uzależnieniu“ od portali społecznościowych możemy mówić, jeśli brak możliwości wejścia na swój profil społecznościowy w dowolnym momencie dnia skutkuje rozdrażnieniem lub nawet agresją. Jeśli zaniedbujemy siebie lub swoich bliskich na rzecz korzystania z internetu, a nasza aktywność w realu, bez pokazania jej w sieci, nie wydaje się już taka ciekawa.
Oczywiście zakładając granice zdrowego rozsądku, nie ma nic złego w chwaleniu się szczęśliwym związkiem i ciekawym życiem w internecie. Jeśli czasem chcemy się podzielić pozytywnymi emocjami, docenić partnera, a nasza potrzeba wynika z poczucia dumy, oznacza to, że wykorzystujemy social media w celu, w jakim zostały one stworzone.
Barokowy Smak Wilna w Pałacu Paców.
Gorzej, jeśli nie potrafimy sobie wyobrazić weekendowego spaceru lub kolacji bez postowania, tagowania i lajkowania. Oznacza, to że dotyczy nas ostatnio coraz częściej poruszany problem – aktywność na portalach społecznościowych zdominowała naszą codzienność.
Social media coraz częściej stają się tematem satyry. W internecie można zobaczyć projekty, ukazujące smutne oblicze, tego w jaki sposób nowoczesne technologie pochłaniają relacje międzyludzkie. Rysownicy i satyrycy starają się uświadamiać, że stajemy się więźniami wizerunku, czerpiąc poczucie wartości (własnej i związku) z powierzchownego źródła.
Aby nie wplątać związku w pułapkę ciągłego szukania aprobaty ze strony bliższych i dalszych znajomych, warto zadać sobie pytanie, jak duże ma to dla nas znaczenie? Czy każda randka w eleganckiej restauracji i wspólnie spędzony super-weekend musi zostać pokazany internetowej widowni? Czy pozostawienie wspólnych przeżyć dla nas dwojga, sprawia, że nie smakują już tak samo?
Może jednak warto czasem zdecydować się na social-mediowy odwyk i pozwolić, aby na jakiś czas światła ekranów zgasły, a akcja naszego życia toczyła się bez udziału internetowej widowni?
Źródła:
Bohdan T. Woronowicz „Uzależnienia. Geneza, terapia, powrót do zdrowia“
James W. Kalat „Biologiczne podstawy psychologii“
Fot. Kaboompics