Samochody hybrydowe i elektryczne coraz śmielej pojawiają się na drogach – nawet w Polsce. W niektórych krajach, np. w Norwegii, są już równie powszechne jak te napędzane benzyną. Możemy zatem spodziewać się wielkiej rewolucji. Może nie jest to kwestia 10 lat, ale motoryzacja w 2040 roku będzie diametralnie różna od tej, którą znamy dziś. Jaka dokładnie? Tego jeszcze nie wiadomo. Z pewnością czystsza, cichsza, bardziej przyjazna w eksploatacji i w dużej mierze uniezależniona od ropy naftowej. Pewne jest, że samochody będą napędzane silnikami elektrycznymi, ale wielką niewiadomą pozostaje to, jak poradzimy sobie z problemem ograniczonego zasięgu samochodów elektrycznych, a więc źródłem energii dla silnika. Obecnie najbardziej prawdopodobne są dwa rozwiązania – potężne baterie lub paliwowe ogniwa wodorowe.

Propagatorem pierwszej koncepcji jest Elon Musk, twórca systemu PayPal. Musk po sprzedaży PayPala postanowił zainwestować w rewolucyjne samochody elektryczne i stworzył markę Tesla. Obecnie samochody Tesli mogą przejechać do 500 km na jednym ładowaniu, są diabelnie szybkie, a popyt na nie dynamicznie rośnie.
Drugi kierunek wyznacza Toyota proponując samochody zasilane wodorem. Nie mówimy tutaj o samochodzie, który spalałby wodór jako paliwo. Chodzi o wykorzystanie paliwowych ogniw wodorowych jako generatora prądu dla silnika elektrycznego. Tankujemy czysty wodór, z niego w procesie elektrolizy powstaje prąd, a produktem ubocznym jest jedynie para wodna. Pierwszą jaskółką zwiastującą upowszechnienie samochodów wodorowych jest Toyota Mirai. To produkcyjna wersja pojazdu, który obecnie porusza się po drogach w Japonii. W Polsce Toyota Mirai ma szansę pojawić się już za cztery lata, chociaż pierwsze egzemplarze zostały już zarejestrowane w naszym kraju. Równolegle trwają prace nad punktami tankowania wodoru.