Jak nie zaczęłam kochać TikToka. Ale polubiłam. Kto w dzieciństwie nie marzył, by stworzyć własny teledysk albo chociaż w którymś gościnnie wystąpić? Skąd popularność różnego rodzaju „talent show”, w tym oczywiście tzw. „lip sync”, czyli udawanego śpiewania do piosenek ze szczytu list przebojów? Ekshibicjonizm jest w nas, potwierdzają to od ponad dekady media społecznościowe.
Odpowiedzią na chęć choć częściowego artystycznego spełnienia miała być aplikacja Musical.ly. Jej działanie polegało na możliwości tworzenia i udostępniania krótkich filmików muzycznych. Powstała w 2014 roku, a dwa lata później liczyła ponad 90 milionów zarejestrowanych użytkowników.
Minął rok i liczba ta podwoiła się. Mniej więcej w tym samym czasie pojawia się konkurencyjna aplikacja TikTok, działająca na podobnych zasadach. W roku 2018 TikTok zjadł Musical.ly, wykupując ją za miliard dolarów i, łącząc w jedno, stworzył ewenement, z którego w 2020 r. korzystało ponad dwa miliardy osób. Tyle, jeśli chodzi o liczby.
Znajome dziecko lat jedenaście powiedziało mi niedawno, że „TikTok jest dla młodych, Instagram dla dorosłych, a Facebook dla dziadków”. Co za szczera i nieskomplikowana opinia! Czy zatem TikTok jest wart uwagi osób, które czasy nastoletnie dawno mają za sobą? Gdy zapytałam swoich czytelników o wartościowe tiktokowe konta, zamiast poleceń dostałam głównie wiadomości w stylu: „O nie! Tylko nie to!”, „Chyba nie zamierzasz tego zrobić?” itp. Hmm… Od razu dowiedziałam się, jak silne emocje wywołuje rzeczona apka, w tym głównie niechęć.
Nie poddałam się, skorzystałam z nielicznych sugestii osób zorientowanych w temacie, niechęć przepadła, obudziła się ciekawość. „Rabbit Hole”, czyli „królicza nora” – tak określa się sytuację, w której przepadamy w sieci na długie godziny, ponieważ jedna atrakcja prowadzi do kolejnej i kolejnej, a my, niczym Alicja w drodze do Krainy Czarów, nie jesteśmy w stanie się zatrzymać.
Moda i styl, uroda, kulinaria, aktywność fizyczna, robótki ręczne, podróże, gra na instrumentach – brzmi jak tematyka starych dobrych magazynów, po które chodziło się do kiosku. Drobna zmiana: nie musimy nigdzie wychodzić, a dany magazyn nigdy się nie kończy. Poziom?
Jeśli nie będziemy oglądać żenujących głupot (w czym niestety prym wiodą nasi lokalni tzw. „celebryci”), aplikacja szybko dostosuje się do nas i będzie polecać same (no, prawie) interesujące treści. Bo, mimo gigantycznej popularności na świecie, TikTok nie jest dla wszystkich. Przekonuję się o tym, wpadając czasem na ewidentnie na siłę prowadzone konta marek czy magazynów, także polskich. Nawet influencerki, które Instagram mają wytresowany jak potulne zwierzątko, na TikToku nie dają rady.
A teraz najważniejsze. Czy Harel wciągnie się w wir tworzenia? Nie. Ten sposób komunikacji nie jest dla mnie. Urodziłam się, by pisać, cała reszta jest miłym dla oka dodatkiem. Zostawiam sobie lekko uchyloną furtkę muzyczną, bo jestem muzykiem, potrafię grać na różnych instrumentach i sprawia mi to ogromną radość. Czy na tyle, by wrzucać efekty na zawsze do sieci? Przekonamy się za kilka lat, o ile TikTok wciąż będzie z nami.

Jeśli chodzi o modę, wciąż pozostaję nieusatysfakcjonowana. Może dlatego, że wielcy nadawcy pozostają w cieniu, a wręcz zdają się nie dostrzegać możliwości, jakie daje im TikTok. Cieszą za to odbiorcy, czego przykładem niech będzie patchworkowy sweter JW Andersona noszony przez Harry’ego Stylesa, który pewna zdolna tiktokerka, @lilbittylivie postanowiła odtworzyć w domowych warunkach.
Wyzwanie podjęły setki tysięcy użytkowników, kardiganów powstało mnóstwo, w rezultacie sam projektant postanowił udostępnić swój projekt za darmo w sieci wraz z tutorialem. Choć całkiem nieźle radzi sobie na TikToku, film umieścił na… YouTube. I to będzie najlepsza puenta.
Harel