Sheep szit czyli nowy wymiar wędzenia
Wróćmy jednak na nasze podwórko. Piwa wędzone to ten typ, który często określa się jako coś „dla koneserów”. Tłumacząc na ludzki – coś co najprawdopodobniej większości nie będzie smakowało, a niejeden skrzywi się na samą myśl o tym, jak trzeba być chorym, żeby to w ogóle brać do ust. No tak, piwo o smaku wędzonej szynki, kiełbasy z ogniska, albo wędzonego sera nie każdemu przypadnie do gustu. Jest jednak spora grupa, która za takimi smakami wręcz przepada. Albo to kochasz, albo nienawidzisz.
I tu można jednak pójść o krok dalej. A jak to z krokami bywa, trzeba na nie uważać, bo czasem można wdepnąć w … Idąc tym tropem dochodzimy do piwa, które niedawno uwarzył Browar Birbant. „Sheep szit”, bo tak brzmi jego mało apetyczna nazwa, wbrew pozorom nie powstało jednak z owczych bobków. Jest to po prostu wędzony stout, tyle tylko, że do produkcji użyto słodu wędzonego w dymie z owczych odchodów. Jeszcze nie próbowałem, ale jak usłyszałem za barem „wędzoność jest dosyć subtelna”.