Jest wiele sposobów na dobry weekend. Wylegiwanie się na plaży, koncert ulubionego zespołu lub zwykłe, leniwe niewychodzenie z łóżka. Ja wybrałem jednak coś innego – towarzystwo Mercedesa-AMG GLC43 Coupe.
Może nie był to najtańszy oraz najpiękniejszy wybór, ale naprawdę emocjonujący. Aufrecht Melcher Großaspach wie jak z każdego auta zrobić coś niesamowitego na kołach. Nawet z tak garbatego i dziwnego głazu jak GLC Coupe. A wersja o nomenklaturze 43, to nie żadne dodatkowe pakiety lub sztuczne dodatki – to głośne i mocne V6 ze stadem rumaków pod maską. Odpowiedź jak minął weekend zostawię więc bez komentarza!
Wygląd Mercedesa GLC Coupe zapewne nie przekonuje do siebie wszystkich. Średniej wielkości SUV z kaczym i wysoko podniesionym kufrem na sporych kołach nie jest synonimem piękna. Po kuracji AMG obraz ten trochę się polepsza, chociaż 20-calowe koła z prześwitującymi felgami sprawiają, że auto wygląda zabawkowo. Na szczęście jednak tuner z Niemiec dodał też subtelny spojler na klapie elektrycznie otwieranego bagażnika, a przód auta przyozdobił w spory, ciemny grill z „diamentami”, wielki znaczek Mercedesa oraz lekko zmodyfikowane zderzaki.
Podsumowując z niebieskim lakierem oraz opływowymi reflektorami przednimi (doświetlają zakręty i są bardzo wydajne) samochód naprawdę może znaleźć swoich entuzjastów. Spodoba się na pewno tym, którzy nie lubią się afiszować, bo tak naprawdę różnić względem standardowej wersji jest niewiele.
Jeszcze mniej jest ich we wnętrzu samochodu. Nasz egzemplarz łączył brązową skórę wygodnych foteli z karbonową fakturą plastików oraz srebrnymi listwami i obudowami głośników świetnego systemu audio Burmester. Efekt wygląda bardzo elegancko i potęguje go oświetlenie ambientowe. Niestety czar pryska po dotknięciu niektórych elementów. Skrzypiący ekran systemu multimedialnego (tak jeszcze niedotykowy) oraz inne trzeszczące plastiki nie pasują do marki Premium. Na szczęście w większości przypadków przynajmniej materiały są miękkie w dotyku.
Największym wyróżnikiem wnętrza AMG (oprócz emblematów) jest gruba, mięsista kierownica, która z wentylowanymi i podgrzewanymi fotelami tworzy genialny trójkąt z kierowcą. W aucie siedzi się bardzo dobrze i prowadzi się go dzięki temu niesamowicie. Wspomniany wieniec pewnie leży w dłoniach i nie chce się go wypuszczać.
Nawet podczas szybkich zakrętów. Mercedes-AMG GLC43 Coupe pokonuje je w dynamicznym tempie dzięki systemowi Air Body Control. To pneumatyczne zawieszenie może działać na 3 poziomach twardości, ale też wysokości (różnica 4 centymetrów). W trybie komfortowym samochód niesamowicie wybiera nierówności i przyjemnie buja podczas ewentualnych uszczerbków drogi. Tryb sportowy to najbardziej neutralne ustawienie zapewniające odpowiedni kompromis komfortu i osiągów. Najtwardszym ustawieniem jest Sport +, który polecam jedynie do krótkiej i szybszej jazdy.
Oprócz zawieszenia komputer pokładowy potrafi zmienić również działanie układu kierowniczego, pracę silnika, 9-biegowego automatu oraz intensywność klimatyzacji. System Dynamic Auto daje kierowcy do dyspozycji 5 trybów jazdy. Od ekonomicznego do super sportowego poprzez ustawienia indywidualne, które można dopasować do własnych potrzeb. Moim faworytem był tryb sportowy z manualną opcją skrzyni biegów.
Metalowe łopatki, niesamowite osiągi oraz przepiękny, niczym nieudawany dźwięk silnika i wydechu sprawił, że ten weekend wspominam doskonale. Zwłaszcza, że nadwozie GLC Coupe nie zdradza takich możliwości. Poruszanie się takim głazem na autostradzie nie sprawia samochodowi żadnego problemu. Auto jest wyciszone, a nawet wyższe prędkości nie powodują w nim zadyszki.
Niesamowite wrażenie sprawia również sprint do setki. Osiągnięcie tej prędkości w czasie 4,9 sekund to naprawdę poziom sportowych aut. Elektronicznie ograniczona prędkość maksymalna 250 km/h ustawiona jest chyba dużo poniżej możliwości tego samochodu. Wciskanie w fotel oraz uśmiech na twarzy dostaje się w gratisie. Jest to zasługa 3-litrowego V6 z dwoma turbosprężarkami i 520 NM maksymalnego momentu obrotowego. Z ciekawostek dodam, że ta sama jednostka siedzi w każdym Mercedesie-AMG o oznaczenie 43.
Niestety GLC43 AMG Coupe ma też trochę wad. Spora sylwetka oraz napęd 4×4 swoje waży. Czuć to zwłaszcza przy hamowaniu. Miałem wrażenie, że hamulce za często dostają zadyszki i podnoszą lekko ciśnienie. Problematyczna może być też praca automatu w trybie „sport +”. Skrzynia, zwłaszcza przy niskich prędkościach, strasznie szarpie i dławi auto, co powoduje bliższe spotkania z zagłówkiem. Jednakże dodaje to autu pewnej zadziorności i daje więcej satysfakcji gdy się to wszystko okiełzna.
Na pocieszenie Mercedes daje nam wiele udogodnień komfortu oraz niesamowite wyposażenie. Systemy bezpieczeństwa, aktywny tempomat, asystent parkowania oraz połączenie z Internetem i telefonem to nawet nie kawałek listy wyciągniętej z konfiguratora. A lista ta jest naprawdę spora, ponieważ cena naszego egzemplarza z 310 tysięcy złotych powędrowała do okolic 420 tysięcy złotych. Szczęście jednak przecież nie ma swojej ceny…
Posiadaczy GLC43 AMG Coupe polubią również potentaci naftowi. Jeżdżąc tym autem wizyty na stacjach benzynowych należy wpisać w cotygodniowy grafik. 66-litrowy bak może nie starczyć nawet na 300-kilumetrową trasę. W mieście spalanie oscyluje w granicach 15 litrów. W trasie uzyskałem wynik około 11-13 litrów, aczkolwiek istnieją plotki na mieście, że eko-jazda obfituje podobno w spalanie rzędu 8-9. Tylko po co? Wyniki podaję jedynie jako forma ciekawostki, ponieważ ten samochód z pełni wyłączalną kontrolą trakcji pozwala porządnie zamieść tyłem i nie służy do bicia rekordów oszczędności. Owszem to nie typ driftera, ale uślizg w GLC43 AMG Coupe można uświadczyć. Maksymalnej wartości spalania nie podaję, bo takiej nie ma…
Jak zatem w skrócie opisać to auto? Myślę, że tak jak dobry weekend. Świetne samopoczucie przez sobotę, zabawy co nie miara w niedzielę, a w poniedziałek przemyślenia i doza rozsądku, że jednak może nie było aż tak różowo? A czy GLC43 jest lepsze niż C450 (zwane dziś C43)? Chyba nie, ale wrażeń i niespodzianek podczas jazdy jakby więcej.
Konrad Stopa
Fot. Grzegorz Wawryszczuk