Wróćmy jednak do plusów. Uważam, że w rasowym aucie silnik powinno być słychać. Jak nie on, to przynajmniej wydech. Leon spełnia te wymagania w połowie. Z dwóch końcówek rur wydechowych leci niesamowita melodia. Wszystko zależy jednak od przełożeń 6-biegowego DSG (błyskawicznego nawiasem mówiąc, chociaż szkoda, że nie ma nowego DSG7 – na szczęście są manetki). Cała magia dzieje się powyżej 3 tys. RPM. Podczas zmiany biegu na wyższy słychać fajny pomruk, a przy redukcjach i odpuszczaniu gazu piękny bulgot. Dla mnie to idealny kompromis, bo Seat wziął co dobre z Audi i VW.
Jeśli jesteście fanami takiego dźwięku to elektryczny szyberdach musicie wziąć w pakiecie – idealnie wtedy słychać to o czym mówię (testowy egzemplarz go posiadał). Przy zamkniętych oknach zagłusza nas sztuczny dźwięk z systemu audio, który jest tak głupi, że aż irytuje. Tak samo jak system Start&stop – rozumiem – ekologia, ale są chyba modele, w których można sobie to odpuścić.