Tryb R.S. podkręca jeszcze obroty silnika, opóźnia zmianę biegów elektronicznej skrzyni biegów EDC (ma 6 przełożeń), wyłącza system Start&Stop oraz ESP (sic!), a co ważne utwardza wspomaganie układu elektronicznego. To wszystko z twardym zawieszeniem (zawsze jest takie samo) oraz elektroniczną szperą sprawia, że Renault Clio R.S. Trophy stworzone jest na tor. Świetnie wybiera zakręty pokonując je dynamicznie i diametralnie szybko przyspiesza (6,6 sekundy) i robi to aż do 235 km/h. Niestety powierzchnia, po której porusza się nasz pojazd na 18-calowych felgach musi być bardzo prosta i najlepiej sucha.
Tak jak wspomniałem, 220 KM mimo elektronicznych wspomagaczy potrafi wyjechać przodem, a spotkanie z nierównościami polskich dróg mocno odczuwa się na swoich zębach. Nie ma się jednak czemu dziwić, bo przecież to ekstremalna odmiana Clio. Siedzi się w niej dość nisko w kubełkowych (ale z podgrzewaniem) fotelach, a w rękach trzyma się grubą, skórzaną kierownicą ściętą u dołu. Samochodem tym często odwiedza się również stacje benzynowe, ponieważ 45-litrowy bak dość szybko opróżnia się nawet podczas powolnej jazdy. Mimo średniemu spalaniu na poziomie 9 litrów, w mieście wartość ta rośnie spokojnie do nawet 15, a szybsza jazda kilkusetkilometrowy zasięg zmniejsza w tempie picia wody przez spragnionego sportowca.
Ale przecież Clio R.S. Trophy takim sportowcem jest. I to z krwi i kości, bo już dawno nie jeździłem tak ciekawym i szybkim samochodem. Na szczęście Clio nie jest aż tak wulgarne, ekstremalne jak podobna odmiana Megane, ale nadal trzeba przyzwyczaić się do pewnych niuansów, o których wspomniałem wyżej. Na szczęście plusów jest dużo więcej, a fun z jazdy tym autem rekompensuje wszelkie niedogodności. 260 NM maksymalnego momentu obrotowego, z funkcją overboost do 280 NM mówi samo za siebie.
Wystarczy siąść za kierownicę, wcisnąć przycisk start, później R.S. Drive, złapać dwie wielkie łopatki za kierownicą i włączyć kontrolę startu! Lewa noga na hamulec, prawa na gaz do spodu i do naszych uszu dochodzi dźwięk jak z pistoletu maszynowego. Później trochę boksowania przednich kół i niedozwolone prędkości widać już na czytelnym wyświetlaczu. To tylko jeden z wielu sposobów na poprawę humoru, bo zwykła jazda tym autem również podnosi poziom endorfin.