Superbohater w wersji retro
„Hrabia Monte Christo” Aleksandra Dumasa to jedna z chętniej ekranizowanych przez filmowców powieści przygodowych. Opowieść o miłości i zemście ma bowiem wszystkie składowe angażujące emocje czytelnika czy widza. Tej najnowszej ekranizacji podjął się duet francuskich reżyserów – Alexandre de La Patellière i Matthieu Delaporte. Zrealizowany z epickim rozmachem film trafił właśnie do polskich kin. O spełnianiu dziecięcych marzeń, aktualnych kontekstach historycznej powieści i retro superbohaterach z twórcami rozmawia Kuba Armata.
Kuba Armata: „Hrabia Monte Christo” to jedna z najważniejszych powieści pióra Aleksandra Dumasa, która doskonale znana jest czytelnikom na całym świecie. W jakim wieku trafiliście na tę znakomitą książkę?
Alexandre de La Patellière: Miałem siedemnaście lat kiedy po raz pierwszy przeczytałem tę powieść, ale jest ona obecna w moim życiu znacznie dłużej. Z dziełem Dumasa wiąże się dość szczególna historia. Mój ojciec również był reżyserem i pod koniec lat 70. nakręcił we Francji serial na podstawie „Hrabiego Monte Christo”. Miałem wtedy osiem lat i często byłem obecny na planie zdjęciowym. Chyba już wtedy dotarło do mnie, że to moja przyszła praca. Kiedy zatem niespełna dziesięć lat później przeczytałem powieść Dumasa miałem poczucie, że dobrze ją znam. To było ciekawe doświadczenie. A sama książka to jedna z moich ulubionych literackich historii. Możliwość przeniesienia jej na wielki ekran jest zatem czymś w rodzaju spełnienia morzeń.
Skąd zatem pomysł na tę ekranizację, bo nie ma co ukrywać, ze jest to historia mocno przez filmowców na przestrzeni lat eksploatowana?
Matthieu Delaporte: Zaczęliśmy jakiś czas temu, od innej głośnej powieści Dumasa, a mianowicie od „Trzech muszkieterów”. Napisaliśmy wspólnie scenariusze do dwóch części – „D’Artagnan” oraz „Milady” – wyreżyserowanych w 2023 roku przez Martina Bourboulona. Po dobrym przyjęciu tamtych filmów nasz producent Dimitri Rassam zapytał o nasze filmowe marzenie. Obaj odpowiedzieliśmy od razu, że jest jedna książka, którą zawsze chcieliśmy się zająć i jest nią właśnie „Hrabia Monte Christo”. Szybko dostaliśmy od niego zielone światło i tak zaczęła się na historia.
Czuliście na sobie presję związaną z faktem, jak ta powieść jest uwielbiana, ale i wcześniejszymi ekranizacjami?
AdLP: Paradoksalnie, nie. Mieliśmy poczucie, że sama powieść jest niezwykle bogata, imponująca, w pewien sposób nietykalna. Wielu filmowców przed nami podjęło próbę przełożenia jej na język kina i zapewne też nasza ekranizacja nie będzie ostatnia. To jak adaptowanie wybitnych osiągnięć naszego dziedzictwa kulturalnego. Uznaliśmy, że mamy prawo do osobistego i subiektywnego podejścia do tego tematu. Aleksander Dumas zwykł bawić się historią i poczuliśmy, że możemy zrobić to samo.
Mówiąc o osobistym podejściu, było coś co wyjątkowo zarezonowałlo z waszą wrażliwością w tej historii o niespełnionej miłości i zemście?
MD: Historia hrabiego Monte Christo obraca się wokół tematu zemsty. Trochę jak Batman, który moim zdaniem bardzo mocno inspirowany był bohaterem Dumasa. Widać między nimi wiele podobieństw. Nawet jeżeli nasz bohater nie ma żadnych supermocy, to poniekąd w ten sposób wykorzystuje fakt, że jest dobrze sytuowany. Jednocześnie to historia miłosna, której geneza związana jest z rozczarowania uczuciem. Kiedy Monte Christo wychodzi z więzienia, pierwszym co chce zrobić jest odnalezienie i powrót do Mercedes. I to właśnie utrata miłości wyzwala w nim pragnienie zemsty. Jednocześnie to zatem dzieło epickie i intymne. Ta relacja była dla nas prawdziwie fascynująca.
Trudno było znaleźć odpowiedni balans pomiędzy rozmachem opowieści a intymnością historii?
AdLP: Tym, co najbardziej nas interesowało, i stanowiło podstawę zarówno pisania scenariusza, jak i później pracy na planie, była chęć podążenia za bohaterami. Choć, w samej formie zależało nam na stworzeniu efektownego dzieła inspirowanego słynnym Technicolorem z lat 60. Zawsze jednak prymat wiodły postaci. Dlatego też obsadzenie poszczególnych ról zajęło nam sporo czasu. Kluczowe było to, by w jak największym stopniu zbliżyć się do bohaterów z krwi i kości. Chcieliśmy, by to intymne podejście nie zostało przesłonięte przez epicki wymiar historii. Wręcz odwrotnie, by ono je tylko uwypukliło.
W obsadzie znaleźć można wiele głośnych nazwisk, zarówno z kinowych ekranów, jak i scen teatralnych. Jak wyglądał ten proces?
MD: Ktoś powiedział kiedyś bardzo mądre słowa, że reżyseria aktorów w dużej mierze sprowadza się do wyborów castingowych. Kiedy uda się wybrać właściwą osobę wszystko później idzie względnie łatwo. Już na etapie samego pomysłu na film obaj wiedzieliśmy, że jest tylko jeden aktor, którego wyobrażamy sobie w głównej roli, a mianowicie Pierre Niney. Mimo że nigdy wcześniej go nie spotkaliśmy. Finalnie, kiedy się poznaliśmy Pierre potrzebował jakichś czterech sekund, by przyjąć naszą propozycję. On jest we Francji wielką gwiazdą, więc siłą rzeczy cały ten projekt orbitował wokół niego. Niemniej mieliśmy pełną swobodę w doborze wszystkich pozostałych aktorów. Stąd nasi dobrzy znajomi z poprzednich projektów czy aktorzy z Comédie-Française.
Odtwarzacie, i to w dużej mierze analogowo, historyczną rzeczywistość dziewiętnastowiecznej Francji. Czy to właśnie scenografia, kostiumy były największym wyzwaniem tej produkcji?
AdLP: Przygotowania do tego zajęły nam bardzo dużo czasu. Nieco ponad rok. Pierwszą część pracy w tej materii wykonał główny scenograf Stéphane Taillasson wraz z autorem zdjęć Nicolasem Boldukiem. To był czas, kiedy decydowaliśmy o tym, jak chcemy, by wyglądała warstwa wizualna filmu. Wspomniałem, że miał to być swego rodzaju hołd dla Technicoloru, który świetnie oddawał barokowy wymiar tej opowieści. Sporo czasu zajęło nam również znalezienie odpowiednich lokacji, w których mogliśmy kręcić. Krok po kroku stworzyliśmy cały wszechświat „Hrabiego Monte Christo”. Wydaje mi się, że ta faza była absolutnie kluczowa dla końcowego rezultatu.
A jak w praktyce wygląda wasza współpraca, bo nie dość, że razem piszecie scenariusz, obaj jesteście także odpowiedzialni za reżyserię?
MD: Alexandre i ja jesteśmy przyjaciółmi od ponad dwudziestu lat i długo razem pracujemy. Mamy wspólne biuro, w którym codziennie się spotykamy. Rozmawiamy, wymieniamy się uwagami. Jesteśmy dwiema osobami, dwoma mózgami, ale co najważniejsze udaje nam się mówić jednym głosem. A ponieważ pracujemy razem od tak dawna, szybko potrafimy dojść do tego, co jest dla nas istotne. I to stanowi naturalną przewodnią linię naszej pracy.
„Hrabia Monte Christo” jawi się także jako świetna przygoda. Czy zaspokoiliście tym samym wewnętrzne dziecko, jakie pewnie w was jest?
AdLP: Zdecydowanie! Przygotowania były długie i skomplikowane, ale same zdjęcia przebiegły już płynnie. Miło było obserwować innych ludzi, szczęśliwych, że mogą być częścią tego wszystkiego. Tak naprawdę była to zarówno ludzka, jak i zawodowa przygoda. Chociażby z uwagi na to, że film jest połączeniem wielu różnych gatunków. Czuliśmy się podekscytowani, że jednego dnia kręcimy efektowną scenę na statku, a drugiego, coś znacznie bardziej intymnego. Przypominało to trochę kręcenie wielu filmów w ramach jednego.
Mam wrażenie, że w historii hrabiego Monte Christo wciąż odbija się wiele współczesnych tematów. Chociażby fakt, że został on skazany na podstawienie fałszywego oskarżenia, a my żyjemy dzisiaj przecież w świecie fake newsów. Uniwersalność tej opowieści była dla was ważna?
MD: Byliśmy wręcz w szoku kiedy zdaliśmy sobie sprawę jak bardzo powieść Dumasa rezonuje ze światem współczesnym. Monte Christo to wielki indywidualista, bogacz, który jednak nie ma w sobie nic z Robin Hooda. Wykorzystuje środki na własne potrzeby i dla dokonania swojej zemsty. Jest zatem kimś w rodzaju Supermana w Nietzscheańskim znaczeniu tego słowa. Dumas opisuje społeczeństwo, będące na granicy nowego porządku. Pomijając fakt, że tematy tej historii mają wymiar mitologiczny to jednocześnie rezonują w naszym współczesnym świecie. Dlatego też ludzie w dzisiejszych czasach mogą identyfikować się z tymi bohaterami.
Tekst: Kuba Armata