Z tym modelem Subaru nie ma łatwo. Pozbyć się wspomnień po połączeniu niebieskiego lakieru ze złotymi felgami i szutrem wyskakującym spod kół jest naprawdę ciężko. Mimo iż Impreza była już kiedyś hatchbackiem, to nowa generacja musi dalej bić się z legendą. Na szczęście ma ku temu argumenty, chociaż nie do końca typowo sportowe.
Nowa Impreza to spory hatchback (4,5 metra długości z 2670 mm rozstawu osi), który nawiązuje do japońskiej marki, ale całe szczęście zrywa z azjatyckim pochodzeniem jeśli chodzi o materiały użyte do produkcji i wyglądu wnętrza. Powiedziałbym, że zaszła tutaj spora ewolucja.
W aucie jest dużo nowocześniej. I to nie tylko za sprawą dużego dotykowego wyświetlacza systemu Starlink owiniętego w plastik a’la fortepianowa czerń. Jego działanie oraz możliwości personifikacji naprawdę są godne XXI wieku. Schowana w nim nawigacja, media oraz aplikacje, czy dostęp do Internetu działają bardzo płynnie, a przy tym dość intuicyjnie i prosto w obsłudze.
Nad tym ekranem, daleko w podszybiu, pojawił się kolejny ekran wyświetlający informacje z komputera pokładowego. Tak naprawdę jest trochę kopią tego pomiędzy tradycyjnymi zegarami, ale pozwala na informowanie kierowcy jednocześnie o innych rzeczach. Co ciekawe jeden i drugi steruje się klawiszami z wieńca kierownicy, więc potrzeba chwili by ogarnąć wszystkie przyciski dostępne w Imprezie.
Na szczęście wyglądają one bardzo zgrabnie. Wraz z miękkimi materiałami, które są przyjemne w dotyku nadają wnętrzu Imprezy trochę elegancji. Ciemne wnętrze ozdabiają chromowane wstawki oraz plastiki o karbonowym wzorze. Całość może naprawdę się klientom spodobać. Według mnie Subaru jest w końcu bardziej europejskie niż amerykańskie lub co gorsza azjatyckie (oczywiście pod względem designu). Oczywiście znajdą się miejsca, gdzie projektanci z uwagi na koszty lub brak czasu zostawili ducha lat 90. ubiegłego wieku.
Biorąc na warsztat względy praktyczne nowej Imprezy, Subaru spełniło moje wymogi.
W tym hatchbacku spokojnie usiądzie cztery dorosłe osoby. Każda z nich będzie mogła liczyć na wygodne podróżowanie bez otaczającej ciasnoty. Na komfortowych, skórzanych fotelach śmiało można pokonywać setki kilometrów. Podróżujący z przodu mogą liczyć na ich podgrzewanie.
Za tylną kanapą znajdziemy kufer o pojemności 385 litrów. Nie jest to fenomenalna liczba jeśli chodzi o tę klasę aut, ale bagażnik jest dosyć szeroki. Utrudnieniem może być wysoki próg załadunku, ale podwójna podłoga pozwoli uporządkować ewentualne przedmioty wożone na co dzień.
Nowa Impreza zmieniła się również zewnątrz. Auto bardzo mocno przypomina Levorga i Outbacka. Fani modelu WRX mogą doszukiwać się również podobieństwa jeśli chodzi o przody tych samochodów. Brakuje jednak tego niesamowitego wlotu powietrza na masce. Nowością w testowanym egzemplarzu były nowoczesne reflektory, które z systemem Steering Responsive Headlights podążają za ruchem kierownicy – bardzo przydatna opcja po zmroku.
Z profilu samochód przypomina trochę poprzednią generację Imprezy. Na 18-calowych kołach z przyciemnionymi tylnymi szybami jest atrakcyjny. Nasz błękitno-grafitowy lakier nadawał karoserii nutki elegancji. Tył Subaru narysowano poprawnie, a napis na klapie AWD zdradza, że takie „party” ma coś w sobie.
Dokładnie, pod maską znajdował się dwulitrowy silnik typu boxer bez turbo o mocy 156 KM.
Z napędem na wszystkie koła i masą ponad półtora tony ta jednostka nie ma łatwego zadania z tym autem. Sprawy nie ułatwia automat typu CVT. Mimo wszystko ta niezbyt lubiana przekładnia w Subaru działa akceptowalnie.
Nie jestem fanem takiego rozwiązania, ponieważ dynamiczna jazda Imprezą wymaga sporego nacisku na prawy pedał. Towarzyszy temu dość niemiły dźwięk skrzyni biegów, aczkolwiek po dłuższym czasie człowiek uczy się jak ją obsługiwać. Na szczęście w Imprezie nie zastosowano żadnych trybów jazdy, więc jedyne na co może liczyć kierowca to swoje umiejętności i manualne manetki za kierownicą.
Dodam jedynie, że ten silnik to jedyna opcja dostępna w tym modelu. Osiągi, które prezentuje Subaru Impreza to sprint do setki na poziomie 9,8 sekundy i 205 km/h prędkości maksymalnej. Mimo, że teoretycznie nie są to żadne oszałamiające wyniki, to samochód żwawo przyspiesza w niskich prędkościach. Werwy brakuje mu później, ale wszystko zależy od traktowania 7 wirtualnych przełożeń Lineartronica…
Od paru lat japońska marka dba bardzo o bezpieczeństwo. W nowej Imprezie zastosowano oczywiści system dwóch kamer EyeSight, dzięki któremu auto śmiało wyhamuje przed przeszkodą (działa to bardzo dobrze i jest pomocne). System ten pozwala też na lepsze działanie aktywnego tempomatu oraz systemów asystenta pasa. Dzięki temu auto potrafi poruszać się chwilowo autonomicznie – przypomina przy tym jazdę alkoholika, ale od biedy da radę.
Wspomniana jednostka ma jednak jeszcze jedną sporą wadę – spalanie.
Subaru nigdy nie było oszczędną marką, ale wolnossący benzyniak potrafi trochę wypić. W trasie udało mi się osiągnąć wynik 8 litrów na setkę. W mieście niestety były to wartości 11-12 litrów. Biorąc pod uwagę 50-litrową pojemność baku stwierdzam, że jeździłem oszczędniejszymi samochodami.
Patrząc w cennik Subaru jest już bardziej interesująco. Jeśli porzucimy już zaskoczenie cen w europejskiej walucie zobaczymy, że 26 tysięcy tychże pieniędzy to całkiem zacna oferta jak za dobrze wyposażone auto, nieźle wykonane, a przy tym trochę oryginalne.
Impreza nie będzie jednak idealnym wyborem dla fanów doładowanych silników. Bezpośredni wtrysk paliwa nie zapewnia takich doznań z przyspieszenia, ale przypomina za to starszą motoryzację – tę dobrą, bez surowych wymagań ekologii i dążenia za modą downsizingu. Takie rozwiązanie ma swoje wady, ale może być sporo trwalsze, a to przecież czasem ważniejsze.
Kolejną zaletą to dołączenie do znaku Plejad. Mimo, iż marka nie jest już tak popularna to dalej cieszy się sporym zainteresowanie. Impreza odziedziczyła jednak parę ważnych rzeczy po przodkach – boxer i symetrical AWD to już jedne z nielicznych ostoi dawnej motoryzacji.