Stare Dechy. Czysta magia drewna. Tomasz Dybiec mówi, że lubił pracę w klubie fitness. Czegoś mu jednak w życiu brakowało. Dlatego rzucił wszystko i postanowił zająć się, jak sam mówi – klasycznym stolarstwem w niestandardowym wydaniu. Tak powstały Stare Dechy.
Stolarnia znajduje się tuż pod Krakowem, w malowniczej Rząsce. Jedzie się najpierw bardzo ostro w górę, tak bardzo, że można poczuć klimat Podhala. Wysiadamy przy drewnianym płocie, gdzie wita nas wielki, podhalański pies. Trochę poszczeka, trochę nas obwącha i możemy wejść do środka, do stolarni. Schodzi się do niej krętą ścieżką, która przypomina szlak prowadzący na Czerwone Wierchy. Na końcu stoi stara, drewniana chata z roku 1844, przylepiona do ostrego zbocza. Tomek przeniósł ją osobiście z gór, z okolic Łącka. W środku dechy, wióry, piły, szlifierki – wszystko, co najbardziej kocha Tomek.
„Jako pion miłujący wolność i chodzący zawsze swoimi drogami, robiłem wszystko po swojemu, co czasami prowadziło do tarć z innymi pionami w firmie. Po pewnym czasie czułem że duszę się w pracy dla kogoś”, opowiada o swoim odejściu z klubu fitness. Teraz ma pełną swobodę twórczą, ograniczają go jedynie wyobraźnia i życzenia klientów. W Starych dechach sam sobie jest pracownikiem i szefem, czyli tak jak lubi.
Tworzy przedmioty o ponadczasowym pięknie. Widać w nich umiłowanie do tradycji i folkloru, które dobrze zna, jego rodzina pochodzi przecież z gór. W swojej starej chacie znalazł nawet sąsiek (taka skrzynia na zboże) z sygnaturą „Dybiec Jan, cieśla 1834 r.”. Tomek nie zatrzymał się jednak na poziomie odtwórcy, lecz postanowił podjąć temat kreatywnie. Swoje dzieła nasyca duchem współczesnego dizajnu. Pokazuje, że nawet stare dechy można przerobić tak, by wyglądały nowocześnie.
Robi praktycznie wszystko, co można wyczarować z drzewa, od półek, przez stoły, szafy, krzesła, aż po drzwi i płoty. Przedmioty są efektem indywidualnego zamówienia, choć czasami Tomek stworzy coś sam z siebie, a to odnowi starą, wygrzebaną gdzieś na Podhalu skrzynię, a to zbuduje klimatyczny, surowy stolik.
Im bardziej wymagający projekt, tym więcej radości dla zawsze uśmiechniętego właściciela Starych Dech. Pewnie, że czasami się nawkurza nad materiałem i jego obróbką, bo to ciężki kawałek chleba. Pewnie, że sobie pod nosem przeklnie i nawyciska siódme poty, jak kiedyś na siłowni. Potem jednak zapomina, patrząc na piękny efekt swojej pracy.
I przypomina sobie, dlaczego stworzył Stare Dechy. Drewno kryje w sobie czystą magię.
Rafał Stanowski