Aparat fotograficzny służy dzisiaj jako skaner, ksero, notatnik, pamiętnik, kamera wideo, lornetka, element garderoby. W połączeniu z telefonem, kiedy nazwa aparatu zmienia się na smartfon, automatycznie dokładane są kolejne funkcje jak fotobudka, natychmiastowy publikator zdjęć czy cyfrowe lusterko do makijażu.
Funkcje, jakie dzisiaj przyjmuje fotografia, są tak szerokie, że nowoczesne życie bez kamery staje się trudne. Umiejętne korzystanie ze wszystkich nowinek technologicznych, razem z urządzeniami rejestrującymi obraz, może wzbogacać świat. Nie wszyscy umieją zachować umiar i w tym chyba jest największy kłopot. Czasy nie sprzyjają. Permanentne bombardowanie informacjami, cyfrowa walka o nasze względy. Niekończące zabieganie o publikę, lajki, followowanie, mają spory wpływ na zawartość fotograficzną większości telefonów.
Dzióbki, fotografowane lekko z góry, tak, by odrobinę wyszczuplić twarz. Obiektyw w większości telefonów ma w przeliczeniu długość około 28 mm. Ta ogniskowa pozwala z wyprostowanej ręki objąć dwie, trzy osoby wpychające swoje ponętne twarze w kadr. Pozytywem są smuklejsze kształty, skutkiem ubocznym wyolbrzymione nosy i schowane uszy.
W drugim, popularnym typie zdjęć możemy oglądać wyszukane hotele, wnętrza samolotów, łodzi żaglowych, motorowych,
baseny, szczyty gór z obowiązkową koleją linową, złote piaski plaż, dmuchane flamingi w hotelowych basenach czy kolorowe drinki pite w skwarze południowego słońca, w otoczeniu ludzi w modnych okularach słonecznych. W każdym smartfonie można się też doszukać potraw kuchni gourmet. Zdjęć dzieci i ich wiekopomnych osiągnięć. Pieski i kotki, postępy w tężyźnie fizycznej oraz kadry dokumentujące sukcesy. Trochę widoczków, dokumentów fotografowanych na potrzeby banków, ubezpieczalni lub biur podróży. Zdjęć służących zapamiętywaniu nazw ulic, miejsc, w których zostawiliśmy samochody. Czasem jakieś zdjęcie z urodzin lub imprezy rodzinnej i to chyba tyle…
Mamy więc XXI wiek, technologia galopuje w takim tempie, że zanim dotrze do nas zakupiony w internecie nowy gadżet, to jego producent jest już dwie linie technologiczne dalej. Z drugiej strony bombardowani jesteśmy bodźcami ze wszystkich stron. Przede wszystkim złymi informacjami politycznymi i ekologicznymi.
No ale do rzeczy, postęp technologiczny, mnóstwo informacji, cały internet inspiracji, a w telefonach flamingi, dzióbki i muskuły?
Zawęziliśmy się do bezgranicznego podążania za modami mainstreamowymi. Przestajemy widzieć świat, irytują nas nieprzemyślane daty remontów ulic, zupełnie idiotyczne pomysły na ograniczanie ruchu samochodów. Jednocześnie nie zauważamy małych, subtelnych zmian. Nowych miejsc, ciekawych inicjatyw obywatelskich, zmieniającej się oferty kulturalnej. Nie widzimy coraz ciekawiej ubierających się ludzi na ulicach. Nie zauważamy, że ludzie starsi też czynnie uczestniczą w codziennym życiu miast.
Co więcej, że ci starsi bardziej o siebie dbają, nie wyglądają na swoje lata. Nie zauważamy prawdziwego piękna, corocznej soczystej zieleni wiosennej, rytmu miasta, zapachu ciepłych i chłodnych dni. Kosmopolityzującego się społeczeństwa miejskiego. Zmieniających się dzięki temu rysów twarzy części osób na ulicy. Być może mógłby iść za tym także i nasz aparat fotograficzny, celując w mniej oczywiste miejsca. Podążając za naszym sercem, namiętnościami, upodobaniami, za naszymi jasnymi i ciemnymi stronami osobowości. Nikt nigdy nie odbierze nam naszych uczuć, a wszystko inne może się zmienić w kilka sekund.
Przypomina mi się co jakiś czas bardzo dawne wydarzenie „Fotoporuszenie”, które wiele lat temu odbyło się na Placu Nowym w Krakowie.
Wówczas jedną z aktywności były spacery fotograficzne z dziećmi. Szczególnie zapadły mi w pamięć zdjęcia pewnego kilkuletniego chłopca, który z racji swojego dziecięcego wzrostu nie widział ogródków kawiarnianych tak jak dorośli.
Postanowił więc sfotografować je na swój sposób. Uwiecznił na zdjęciach owoce z drinków, które wypadły w ferworze mieszania. Jedne całe, soczyste, na brudnym trotuarze. Inne rozdeptane i rozniesione na butach. Zdjęcia malucha zrobiły takie wrażenie, że przez kilkadziesiąt minut dorośli przekazywali je z rąk do rąk, by komentować. Pomyślałem wówczas, że zadzieram nosa, by szukać piękna wyższego, a prawdziwe piękno pokazał mi mały chłopiec. Wystarczyło kucnąć i skierować aparat tam, gdzie nie pomyślałbym spojrzeć.
Być może więc warto na chwilę stanąć, zaciągnąć się zapachem drzew, przechodzących ludzi, piekarni na rogu. Odpuścić na kilka momentów pogoń za kolejną fakturą czy realizacją polecenia szefa. Wejść do muzeum, kina, żeby zaczerpnąć kilku inspiracji, a potem skierować obiektyw naszego aparatu tam, gdzie do tej pory nie próbowaliśmy patrzeć?