Erotyzm i radość życia mają ze sobą wiele wspólnego. Jeśli partnerzy przestają wspólnie się bawić, zatracają wzajemną ciekawość. Ich stateczna „instytucjonalność” przygniata chęć wspólnego, radosnego przeżywania świata i swojej seksualności, a związek usycha. Dlatego niech romans kwitnie! Najlepiej w stałym związku.
„Czułem się jakbym w środku był martwy. Od lat. Jestem teraz mężem i ojcem – tłumaczyłem sobie. Muszę być odpowiedzialny, a rutyna, pewien marazm to naturalna konsekwencja bycia udomowionym mężczyzną. Kochałem moją żonę. Była piękna, dobra i mądra, ale coś między nami wygasło. Obciążeni domowymi obowiązkami, nie potrafiliśmy się już tak dobrze razem bawić jak kiedyś. Wtedy pojawiła się w moim życiu ta dziewczyna. Była dużo młodsza i kompletnie niepoważna. Miała w sobie wolność i beztroskę, której jej zazdrościłem. W tej wolności mnie rozkochała. I w sobie. Tak przynajmniej wtedy myślałem. To potoczyło się bardzo szybko. W lutym byłem facetem z brzuszkiem, trochę zrezygnowanym, ale zadowolonym z siebie, który wiedział, że nigdy nie zdradzi żony i postępuje właściwie. W marcu nagle odżyłem, zwariowałem. Na jej punkcie i tego szału, który z nią przyszedł. Zacząłem biegać, chodzić na siłownię, więcej się śmiać, głośniej i więcej mówić. Moje zmysły się obudziły. Wyostrzył się smak i zapach. Wszystko było bardziej intensywne. Nie miałem wielkich wyrzutów sumienia, ale czasem się za to nienawidziłem. Mimo to, pierwszy raz od wielu lat czułem, że żyję. I nie chciałem znowu umierać”.
Tak swoją historię o gorącym romansie zaczyna Adam – trzydziestosześcioletni były mąż i ojciec. W opowieściach o zdradach często przewija się motyw ponownego rozkwitu i przebudzenia, który serwuje romans wraz z erotyczno-destrukcyjnym koktajlem.
Dalsza opowieść o losach romansów też wygląda podobnie i już niestety nie tak obiecująco. Ktoś w końcu się dowiaduje, informacja rozlewa się na karty historii i zostaje tam już na zawsze. Dwa pokolenia wstecz i niestety – także te dwa do przodu. Cierpienie, łzy i żal wygrywają z euforycznym stanem zakochania.
„Nie wytrzymałem i odszedłem. Uznałem, że mam szansę na nowe, lepsze życie. Nie myślałem o niej ani o dzieciach. Czułem że tonę i to moja ostatnia deska ratunku. Ostatni moment, żeby wycisnąć coś z życia na tym padole łez. Dzieci po odejściu widywałem rzadko, tęskniłem za nimi, coraz bardziej. Mój nowy związek się rozpadł. Żona znalazła nowego mężczyznę. Nienawidziłem go, a do niej znowu zacząłem coś czuć, na jej widok serce waliło mi jak młot. Wyjechali za granicę, zabrali dzieci. Zostałem z niczym. Wtedy chciałem się zabić. Nie zrobiłem tego, ale jestem wrakiem. Lecę na prochach. Czy żałuję? Nie wiem”.
Historia Adama to klasyka gatunku w dziedzinie zdrad – ich przyczyn i konsekwencji. Dla wielu osób romans działa jak zastrzyk z eliksirem nieśmiertelności. Problem w tym, że zazwyczaj działanie jest bardzo krótkotrwałe, a skutki uboczne to kompletne wypalenie. Z tego co w nas kwitło i zasilało energią zostaje popiół.
Ryzyko okazuje się nieopłacalne. Jak uniknąć takiego przykrego scenariusza w swoim życiu? Erotyzm to emocje, które karmią naszą seksualność. Budując związek jako bezpieczną, przewidywalną twierdzę, w której jedynie odpoczywamy i spełniamy swoje obowiązki, pracujemy na rzecz jej niestabilności. Oraz na rzecz ewentualnych romansów.
Szczęśliwe pozostają pary, którym udaje się zachować równowagę między domowym komfortem, wygodą i bezpieczeństwem, a tajemniczą, nieprzewidywalną siłą erotyzmu i witalną magią beztroski. Fundamenty związku to zaufanie, miłość i wzajemne wsparcie.
Partnerzy powinni mieć wspólne wartości, lubić się, wspierać, szanować i podziwiać. W trosce o potrzeby partnera powinna pojawiać się empatia, chęć wysłuchania i zrozumienia. Aby prawdziwie słuchać, trzeba umieć wyjść poza granice swojego ego.
Przyjmować to, co partner ma do powiedzenia z otwartym umysłem i refleksją. Przeciwieństwem takiego podejścia jest postawa obronna. Gdy w związku wydaje nam się, że każda „poważna rozmowa” musi się wiązać z poczuciem winy, oznacza, to że reagujemy jak dzieci na burę od rodziców, zamiast wziąć odpowiedzialność za swoje relacje z ludźmi. Dojrzała postawa zakłada chęć poznania stanowiska partnera, zajrzenie do jego wnętrza i zrozumienie uczuć, jakie nim kierują.
Gdy do tego druga strona rozumie swoje uczucia i potrzeby, potrafi je nazwać i opisać bez agresji – związek jest harmonijny. Gdy na tym poziomie komunikacja między partnerami jest słaba, a w rozmowach dominuje wrogość, złość i agresja (aktywna, czy też bierna, czyli sławetny foch), pojawia się brak zaufania. Wzajemna ciekawość, ryzyko konfrontacji, przegrywa z kapryśnym ego.
W konsekwencji partnerzy zaczynają czuć, że konwersacje nie przynoszą rezultatów i przestają rozmawiać. Izolują się. Wydaje im się, że wszystko już zostało powiedziane i ustalone. Zamiast zadawać sobie pytania, zakładają, że znają odpowiedzi drugiej strony.
Gdy na tym poziomie związek szwankuje, terapia partnerska potrafi czynić cuda. Bywa, że partnerzy pojawiają się u terapeuty po zdradzie, a osoba zdradzona po raz pierwszy z roli osądzającej ofiary może wejść w rolę silnego partnera, który zamiast pytać „Jak mogłeś mi to zrobić?” (w domyślę, ty podły draniu) pyta „Co to dla Ciebie znaczyło? Co ta sytuacja ci dała? Czego ci brakowało? Kiedy przestałeś być szczęśliwy”. Sęk w tym, że nie przez wszystkie problemy w związku da się przejść tylko o nich rozmawiając, a po zdradzie na to, aby uzyskać tę wiedzę o sobie i partnerze, może być już za późno.
Podstawą każdej relacji musi być głęboki szacunek. Na to czy to się udaje, ma wpływ nasz ogólny stosunek do ludzi i płci, z którą chcemy się wiązać. Przekonania i schematy wyniesione z domu potrafią rządzić historią naszego życia. I naszej seksualności.
Aby je zmienić, muszą zostać uświadomione. Kto nauczył nas kochać? Na czym nauczyliśmy się budować nasze związki? Na relacji zależności czy partnerstwa? Byliśmy chowani w strachu czy w szacunku? A może nigdy nie nauczyliśmy się odróżniać jednego od drugiego?
Szacunek to także trzymanie na wodzy swoich zachłannych impulsów – chęci kontroli, zazdrości i zaborczości. Nie ma miejsca na zaborczość w związku. Związek to nie jest sfera, którą powinno się kojarzyć z poświęceniem. Chcąc mieć władzę nad partnerem, przegrywamy związek. Wygrywamy, gdy dzięki nam partner lepiej radzi sobie w życiu, jest szczęśliwy i pełen energii.
Mówiąc o zaufaniu, komunikacji, otwartości i szacunku dotykamy fundamentów. To jednak nie wszystko. Związek, w którym partnerzy kwitną, to nie tylko dobrze działająca instytucja. Czynniki, które popychają ludzi do drastycznych zmian i nieodpowiedzialnych decyzji, to często sfera erotyzmu i zabawy.
Zapominamy jednak, że tak samo nieodpowiedzialne jest porzucenie swojej radości życia dla pociągu do bezpieczeństwa i przewidywalności. Związek oparty wyłącznie o erotyzm i zabawę jest powierzchowny. Ale instytucja oparta wyłącznie na statecznym szacunku i przyjaźni, też nie jest odpowiedzią.
Jeśli zależy nam na dojrzałej, erotycznej miłości, związek powinien być przestrzenią, w której świadomie rozwijamy swoją seksualność, dobrze się bawimy, a także mamy kontakt ze swoją ciemną stroną. Dekadencja, masochizm, sadyzm, autodestrukcja, agresja – chcemy czy nie, ale często ekspresja właśnie tych składników naszej natury sprawia, że czujemy się wolni.
Warto się im przyglądnąć i zaakceptować, aby świadomie je posiadać i nie pozwolić, aby przejęły kontrolę nad całym naszym życiem. W przeciwnym razie jest ryzyko, że ciemna strona i tak nas znajdzie, dorwie i rozszarpie – poza związkiem.
Gdy sfera seksualna szwankuje, w my rozmawiamy o „stresie, zmęczeniu i braku czasu”, zwykle pod tym kryje się cała encyklopedia prawdziwych, głębokich przyczyn związanych z brakiem ochoty na seks w intymnej relacji. Gdy mamy romans, nigdy nie jesteśmy za bardzo zestresowani, zmęczeni i znajdujemy czas.
Przyczyny tkwią gdzie indziej, a stres i zmęczenie (u osób zdrowych fizycznie) to płytkie wymówki, które mogą być prawdziwe dla niechęci wizyty w siłowni, ale nie mają nic wspólnego z erotyzmem. Świadome rozwijanie swojej seksualności musi zacząć się od nas samych. Żadne zaloty ze strony partnera nie pomogą nam wejść w erotyczny nastrój, jeśli nie będziemy czuć się godni pożądania. Ucieczka przed lękami i demonami – swoimi i partnera – przeszkadza w poznawaniu siebie od tej strony.
Chcąc czuć się bezpiecznie, mamy tendencję do zamieniania wielowymiarowości i wyjątkowości bliskiej osoby w przewidywalny schemat, a związek – w przestrzeń, która daje wyłącznie iluzoryczną stabilizację i spokój po ciężkim dniu w pracy. Bliskie związki są jak puszka pandory – pozwalają zobaczyć historię życia napisaną przez naszą seksualność.
U niektórych osób „stres i zmęczenie” to tak naprawdę chęć kontroli (partnera lub siebie samych), u innych lęk przed odrzuceniem, żal i brak zaufania. Często ze strachu przed impulsami płynącymi z naszej nieodkrytej, erotycznej natury, rezygnujemy ze swojej atrakcyjności lub dewaluujemy atrakcyjność partnera. To objawy, które pozwalają utrzymać wyimaginowaną stabilizację związku.
źródło: „Inteligencja Erotyczna” Esther Perel tłum. Magdalena Zielińska