Rocco Siffredi to bezsprzecznie największa męska gwiazda filmów pornograficznych w historii. Blisko czterdziestoletnia kariera w branży sprawiła, że traktuje się go niemal jak ikonę seksu, a jeśli jakiś mężczyzna mówi, że nie wie, kto to jest, najpewniej kłamie. W marcu na Netfliksie pojawił się serial fabularny „Supersex” inspirowany życiem Rocco, który wcześniej miał swoją międzynarodową premierę na festiwalu w Berlinie. W gwiazdora przemysłu XXX wcielił się popularny włoski aktor Alessandro Borghi. O postrzeganiu męskości, rodzinie i sekretach wielkiego sukcesu z Rocco Siffredim rozmawia Kuba Armata.
Kuba Armata: Serial „Supersex”, który miał niedawno swoją premierę i dostępny jest na Netfliksie, luźno opiera się na twojej biografii. Ile jest w nim prawdy, a ile fikcji i jak, razem z twórcami, zdecydowaliście, o czym z życia Rocco Siffrediego chcecie w nim opowiedzieć?
Rocco Siffredi: Zdecydowaliśmy się opowiedzieć moją historię, ale głównie tę jej część, która nie jest powszechnie znana i w mniejszy sposób związana z tym wszystkim, co na mój temat można znaleźć w internecie. Przemysł pornograficzny też siłą rzeczy obecny jest w serialu, choć nie stanowi jego centrum. Chodziło raczej o pokazanie, skąd pochodzę, jak wyglądało moje dzieciństwo i dlaczego tak, a nie inaczej się to wszystko potoczyło. Dla mnie też było to bardzo ciekawe, bo wydaje mi się, że aż do momentu realizacji serialu pewne aspekty mojej osobowości i dla mnie stanowiły zagadkę. Patrząc przez te siedem godzin na moje życie, zrozumiałem wiele rzeczy, które kreatorka serialu Francesca Manieri mogła we mnie zobaczyć.
Towarzyszyły temu jakieś obawy?
Na pewno, bo na początku nie wiedziałem, jak głęboko ona chce wejść w moją historię. A okazało się, że weszliśmy głębiej, niż zwykle to robiłem na planie (śmiech). Trochę mnie to zszokowało. Początkowo zakładałem, że znacznie więcej w serialu może być fikcji, ale teraz patrząc na całość, mogę powiedzieć, że to zaledwie drobny ułamek, może dwa, trzy procent. I związane było z częścią gwarantującą większe bezpieczeństwo mojej rodzinie. Najważniejsze dla mnie w tym wszystkim było, by chronić bliskich. Serial kończy się w 2004 roku, kiedy przeprowadziłem się do Budapesztu. Przedstawia wszystko, co zdarzyło się wcześniej. To opowieść o tym, jak powstawał Rocco Siffredi, baśń o stopniowym budowaniu męskości, która przez pryzmat branży postrzegana jest jako ikoniczna. Zobaczenie tego na przestrzeni siedmiu godzin, połowy dnia stało się dla mnie naprawdę ciekawym doświadczeniem.
Wspominasz o rodzinie, a to jeden z kluczowych tematów serialu. Pochodzisz z niewielkiej włoskiej miejscowości, z bardzo konserwatywnego, religijnego otoczenia. Jak twoi bliscy zareagowali, kiedy powiedziałeś im przed laty, że chciałbyś rozpocząć karierę w branży porno?
Nie było to dla mnie łatwe, bo początkowo wszyscy byli przeciwko. Nawet większości moich najbliższych nie podobał się ten pomysł i dawali mi to jasno do zrozumienia. W zasadzie tylko moja matka, co było prawdziwym błogosławieństwem, pragnęła szczęścia swojego syna, bez względu na wszystko. A wiedziała, jak bardzo mi zależy, żeby stać się ważną częścią tego biznesu. Oczywiście otwarcie mnie do tego nie zachęcała, ale też nigdy nie padło z jej ust, żebym tego nie robił. To wystarczyło. Moment, kiedy zobaczyłem uśmiech na jej twarzy, oznaczał akceptację i pozwolenie, że mogę podążyć swoją ścieżką. Zresztą to całe rodzinne rozczarowanie, o którym wspomniałem, nie trwało dłużej niż rok. Póżniej moi bracia, którzy prowadzili restaurację, wieszali w niej moje zdjęcia, chwalili się gościom. Tak to wyglądało.
A społeczna recepcja?
Społeczeństwo to zupełnie inna historia. Po czterdziestu latach, jakie spędziłem w tej branży, a właśnie w tym roku obchodzę tę rocznicę, mam wrażenie, że wciąż nie jest to powszechnie akceptowane. Nie mogę pojawić się w towarzystwie i na przywitanie powiedzieć: „Cześć, jestem gwiazdą porno”. Ludzie nie wiedzą wtedy, co się dzieje, jak zareagować. Czują się zakłopotani. Wciąż niestety to tak wygląda i w miarę upływu lat niespecjalnie się zmieniło. Z drugiej strony, można powiedzieć, że do tego przywykłem.
Niektórzy dowiedzieli się o tobie dopiero wtedy, kiedy w 2004 roku wystąpiłeś w filmie „Anatomia piekła” cenionej francuskiej reżyserki Catherine Breillat, która kojarzona jest z kinem artystycznym. Czym dla ciebie było to doświadczenie i jak wpłynęło na twoją karierę?
Mam ciekawą historię, która jest z tym związana. Kiedy wystąpiłem w tym filmie, zainteresowała się mną dziennikarka „New York Magazine”. Chciała napisać o mnie artykuł, ale w internecie mogła znaleźć tylko informacje związane z działalnością w branży porno. Poszła zatem do wypożyczalni kaset wideo i wzięła kilka filmów z moim udziałem, żeby się przekonać, kim tak naprawdę jestem. Zadzwoniła do mnie potem, przekonywała, że oglądała te filmy, i powiedziała bardzo ciekawą rzecz. Mianowicie, że patrząc na to, jak uprawiam seks z kobietami, mam według niej kobiecy mózg, kobiecą psychikę. Był to największy komplement, jaki otrzymałem w całym swoim życiu. Bardzo mnie te słowa poruszyły, ale i trochę mną wstrząsnęły.
Dlaczego?
Bo zacząłem się zastanawiać, co to tak naprawdę, do cholery, znaczy. Nagle doszło do mnie, że mam w sobie duży pierwiastek kobiecy, który zdeterminował to, kim się stałem. Co ciekawe, Catherine Breillat powiedziała mi dokładnie to samo. Mogłoby się wydawać, że jestem największym macho w sposobie pokazywania męskości i seksualności w tym biznesie. Ale kobiety dostrzegły we mnie coś zupełnie innego.
Jest w serialu przejmująca scena, kiedy twoja późniejsza żona mówi bohaterowi, że on w ogóle nie umie się kochać.
Prawdopodobnie właśnie dlatego ją pokochałem, bo ona powiedziała mi prawdę. Była pierwszą osobą, która stwierdziła, że w intymnej relacji, już poza kamerami, nie mam pojęcia, co robię. To było niesamowite. Pamiętam, że tym słowom towarzyszyło z jej strony poczucie dużego zawstydzenia, ponieważ nie wiedziała, jak ma mi powiedzieć, żebym przestał kochać się z nią w dziesięciu pozycjach w trakcie dziesięciu minut (śmiech).
Co jest dla ciebie najtrudniejszą częścią bycia przez tyle lat w branży XXX?
W zasadzie jest tylko jedna taka rzecz. Moja rodzina. Wszystkie moje wątpliwości, problemy, poczucie winy skupione były zawsze wokół jednej osoby. Mojej żony. I nikogo innego. I myślę tu nawet o rodzicach i braciach. W końcu co kogo obchodzi, czym zajmuję się w życiu? To moje życie i nikt nie może wmawiać mi, jak ono ma wyglądać i co da mi szczęście. Wolność jest dla mnie największym sensem istnienia i tego, co robię. Sam dobrze wiem, co da mi satysfakcję. Ta branża to świat, który kocham, ale jednocześnie jest jedna osoba czekająca na mnie każdego dnia w domu. Z nią związane były zawsze jedyne obiekcje, jakie miałem. Rodzina jest dla mnie kluczowa. Na berlińskiej premierze serialu „Supersex” byli ze mną moi dwaj synowie. Oni przecież też nie wybrali tego, że są moimi synami. Fakt, że mogli to wszystko przeżywać wspólnie ze mną, był niezwykły.
Często towarzyszą ci takie emocje?
Podobny moment przeżyłem w 1993 roku, kiedy po raz pierwszy mój ojciec pojechał ze mną do Cannes na rozdanie nagród branży pornograficznej. Pojawił się ze mną na uroczystości i przedstawiłem go jako mojego największego fana. Wszyscy wtedy wstali i dostał dziesięciominutową owację na stojąco. Wziął mnie wtedy za rękę i powiedział, że teraz to już może umrzeć i w końcu rozumie, dlaczego to wszystko robię. Bo wcześniej zawsze miał co do tego wątpliwości. A we mnie była po prostu szczera pasja do tej pracy, do kobiet. Ale tak naprawdę poza kamerą nie jestem tak dobry, jak ludzie myślą. Wszystko, co mam najlepszego, daję w trakcie zdjęć. Porównałbym to do pracy klasycznego aktora. Naprawdę nie widzę wielkiej różnicy. Zawsze daję z siebie sto procent, gdy jestem na planie. Mogę umrzeć, ale nie zejdę z planu. Przynajmniej do momentu, kiedy nie zrobię tego, czego oczekuje ode mnie reżyser i współpracownicy.
W latach 90. było kilka sławnych żeńskich gwiazd porno, o których pisały media głównego nurtu. Wśród mężczyzn byłeś jedynym znanym szerszemu gronu. Dlaczego tak się stało, bo przecież nie może chodzić tylko o rozmiar twojego penisa?
Kiedy przyjechałem do Stanów Zjednoczonych, znany producent i reżyser filmów dla dorosłych John Stagliano powiedział, że ten gość z Europy całkowicie zmieni branżę porno. Przed laty miałem dziewczynę o imieniu Tina, która pochodziła z Anglii. Nauczyła mnie zupełnie innego sposobu uprawiania seksu z kobietami, gdzie nie chodzi tylko i wyłącznie o penetrację. Chodziło także o jej potrzeby, byliśmy w tym razem, jak jedno ciało. Dla amerykańskich aktorek porno była to zupełna nowość. Od tego momentu wszystkie chciały pracować tylko ze mną. To była ta różnica (śmiech).
Rozmawiał Kuba Armata