Zmiany pokoleń następują coraz szybciej, a jednocześnie moda pozwala nam na taką dowolność, że dziś już nie da się dopasować osoby do konkretnej epoki. Przechodzimy też metamorfozy światopoglądowe. Istotniejsze od hedonistycznych potrzeb stają się idee, a konsumpcjonizm w nieograniczonym wydaniu po prostu jest passé. Dlatego też, na nowo definiujemy rzeczy vintage. Dla pokolenia „Zetek” vintage to niekoniecznie lata 50. czy 60., ale już… 90.!
Człowiek renesansu
Renesans według Słownika Języka Polskiego to ponowne odrodzenie się czegoś. I tak jest właśnie z modą vintage. Najpierw zobaczyliśmy jej zwiastuny na ulicy, trendy przepłynęły przez influencerów, a teraz wręcz w dobrym tonie jest mieć torebkę pamiętającą dość odległy czas, czy też wełniany sweter, który mimo upływu lat prezentuje się lepiej niż niejeden nowy model z sieciówki. Odkąd jednak zostaliśmy zalani falą używanych ubrań i dodatków, w świat vintage wkradł się chaos. W pewnym momencie trudno było w niektórych second handach znaleźć rzeczy z historią, bo królowały w nich popularne brytyjskie czy hiszpańskie marki sieciowe. Wtedy pojawili się wybawcy – wyselekcjonowane sklepiki stacjonarne czy online, prowadzone przez ludzi z pasją i wiedzą.
Ostatnio jednym z najważniejszych nazwisk w tej sferze jest Gauthier Borsarello. Zgłaszają się do niego najważniejsze magazyny i styliści, bo jak niewielu dociera do autentycznych, wyjątkowych projektów.
Renesans sumienia marek
Stąd też od kilku lat obserwujemy wzrost znaczenia biznesów, których główną osią jest działalność związana z modą z drugiej ręki (wystarczy spojrzeć np. na Depop – platformę z której korzysta ponad 10 mln artystów, fanów mody ulicznej i vintage na całym świecie). Jednak dopiero od niedawna marki znane raczej z wymiany kolekcji co 2 tygodnie, niż drugiego obiegu odzieży, starają się nadążyć za zmieniającym się konsumentem. Nie ma się czemu dziwić, skoro już w 2014 roku produkowaliśmy 100 mld sztuk odzieży dla (zaledwie?) 7 miliardów ludzi. Raport ThredUp wskazuje, że do w ciągu najbliższych 5 lat sprzedaż używanych rzeczy osiągnie rynkową wartość bliską 51 mld dolarów. Nie dziwi więc, że i mniejsi, i potężniejsi gracze w biznesie mody starają się (nie tylko z dobrego serca, ale też dlatego, że to się po prostu opłaca) uczestniczyć w procesie przywracania noszonych już wcześniej produktów lub przetwarzania ich.
Robi to H&M, organizując zbiórkę odzieży używanej i wręczając w zamian bony na zakupy, a także firmy premium i luksusowe, które wprowadzają do regularnej sprzedaży swoje poprzednie kolekcje.
Choć nie lubimy pisać o must have’ach, to rzeczy vintage właśnie się nimi stają. Nie ze względu na to, że są modne, ale dlatego, że świat mody potrzebuje zmian. Oto one. Właśnie nadeszły.