To był jeden z tych dni, które nie zachęcały specjalnie do wychodzenia z domu. Jak to ostatnio często bywa tej wiosny, pogoda zmieniła się w przeciągu dnia diametralnie – z cudownie ciepłego dnia w Warszawie, krakowski poranek i cały dzień powitał nas zimnym i lekko jesiennym powietrzem.
Jednak tego dnia mieliśmy się wybrać do restauracji Vanilla Sky mieszczącej się w Hotelu Niebieski przy ulicy Flisackiej, na krakowskim Salwatorze.
Bez wątpienia to część Krakowa niezwykle urokliwa. Cieplejsze dni można tu spędzić na spacerach bulwarem albo leniwie przechadzając się krętymi uliczkami i podziwiając stare wille. Można powiedzieć, że Salwator to teren trochę dziewiczy, nieoswojony przez turystów, cichszy i spokojniejszy niż pozostałe dzielnice miasta. Przyznam szczerze, że sami przychodzimy tu rzadko, czasem przemykamy na rowerach na drugim brzegu Wisły. Dlatego mimo paskudnej pogody byliśmy ciekawi Vanilli.
Wjeżdżając na 3. piętro Hotelu Niebieski, gdzie znajduje się restauracja, trochę żałowaliśmy pogody, głównie z powodu tarasów z widokiem na Wisłę, które znajdują się w restauracji. Znaleźliśmy stolik znajdujący się właśnie przy wyjściu na taras, więc mogliśmy co jakiś czas zerkać na zewnątrz. Zanim jednak przystąpiliśmy do kolacji, odbyliśmy rozmowę z właścicielem i szefami kuchni.
Restauracja Vanilla Sky oferuję dwa rodzaje menu – jedno bardziej „stałe” (chociaż szefowie kuchni wspominali, że starają się je również regularnie zmieniać) i co nas ucieszyło, „sezonowe”. Menu w Vanillia Sky jest bardzo krótkie. W każdym po dwa, trzy rodzaje przystawek,tak samo w przypadku zup, dań głównych i deserów. Co nas też bardzo ucieszyło, poza kartą win, przy każdej pozycji w menu kulinarnym znajduje się sugestia, jakie wino jest polecane do danego dania.
Prosta rzecz, coraz popularniejsza w restauracjach, ale zawsze ciesząca podniebienie. Jako przystawkę wybraliśmy dorsza z bazylią, białą czekoladą, ryżem i cytrusami (menu wiosenne – 34 zł) i wędzonego na miejscu łososia z ogórkiem, rzodkiewką i jajkiem przepiórczym (menu stałe” – 32 zł). Ponieważ zajmujemy się na co dzień sztuką, ogromną wagę przykładamy do tego jak wygląda podawane jedzenie. To, co zobaczyliśmy na naszych talerzach, wprawiło nas w radosne drganie serca, okazało się, że to, co widzieliśmy w menu, jest bardziej wskazówką, tropem, który znajduje swoje rozwinięcie często w nieoczywistej formie na talerzu.Piękne kontrasty kolorystyczne pomiędzy daniem a talerzem, różnica faktur i dopełniające się kolory. Trudno mi powiedzieć, co było lepsze – dorsz czy łosoś. Ten pierwszy był idealnie delikatny, a podane do tego lody z białej czekolady z bazylią podkreślały tylko kremowość przystawki. Z kolei cytrusy i bazylia dodawały mu lekkiej pikanterii. Wędzony łosoś był z kolei intensywny, lekko dymny, maślany. Do tego wyraziste przepiórcze jajko i ostra rzodkiewka…wszystko w tych daniach idealnie grało i ku naszej radości zostaliśmy poczęstowani malutkimi, jeszcze ciepłymi bułeczkami tutejszego wypieku.
Duże wrażenie zrobiły zupy. Krem ze szparagów z cebulą i krakersem gryczanym z idealnie chrupkim mięsem i oliwą rydzową (22 zł) zachwycił delikatną, aksamitną strukturą i wyrazistym posmakiem cebuli, która świetnie podkreślała dodatkowe składniki zupy. Zupa rybna z warzywami, pomidorem i kolendrą (18 zł) była równie esencjonalna i zostawiała przyjemny, okrągły posmak jeszcze chwilę po jej zakończeniu. Jako dania główne wybraliśmy kurczaka z kaczym udkiem, pietruszką, topinamburem i śliwką sechlońską (49 zł) i polędwicę wołową z pomidorem, pak choi, pieczarką i domowymi frytkami (69 zł). Śliwka z drobiem to sprawdzone, ale bardzo efektowne zestawienie, dzięki temu, mimo dużej ilości mięsa danie okazało się bardzo lekkie, świeżę i wiosenne. Z kolei polędwica wołowa, tak jak prosiliśmy była średnio wysmażona, mięciutka i cudownie aromatyczna. Do tego pieczarki i pak choi wraz z sosem dodawały daniu lekkiego orientalnego posmaku, przełamanego pieprznym sosem.
Gdy myśleliśmy, że nic już nas nie zaskoczy, przed nami pojawiły się desery – niespodzianki, które niebawem znajdą się w nowym, letnim już menu. Mus z pomarańczy z truskawkami i bezą to bez wątpienia pozycja idealna na miejmy nadzieję nadchodzące gorące dni. Z kolei drugi deser pierożki czekoladowe z nadzieniem białej czekolady i owocami to pozycja obowiązkowa dla wszystkich miłośników czekolady. Przyznam szczerze, że po tych deserach jestem bardzo ciekawa zapowiadanego przez szefów kuchni spaghetti z pana cotty z musem z truskawek.
Po wyjściu z Vanilla Sky jeszcze długo wspominaliśmy spędzony tam czas. Przyznam szczerze, że była to jedna z lepszych kolacji, jakie było nam dane zjeść w ostatnim czasie. Dania przygotowane były z niezwykłą starannością nie tylko kulinarną, ale i wizualną. Przystawki idealnie rozbudziły nasze kubki smakowe, zupy zachwyciły prostym, acz przemyślanym smakiem. Dania główne z kolei przyjemnie komponowały się z wcześniejszymi. Z kolei desery były takie jak być powinny – owocowe i świeże, czekoladowe i słodkie.
Jestem pewna, że Vanilla Sky to bardzo dobre miejsce na kolację we dwoje, obiad z rodzicami, czy kolację biznesową, albo po prostu, gdy chcecie zjeść coś z dala od zgiełku Starego Miasta. Gdy będziecie w tych okolicach, myślę, że warto zajrzeć na trzecie piętro
Hotelu Niebieski.
Marta Kudelska
Fot. archiwum Hotelu Niebieski