Zimowe dni stwarzają warunki do emocjonalnych dołów na różne tematy. Wśród moich tematów niespodziewanie zagościł przemijający czas. Bardzo nie lubię za czymkolwiek tęsknić. Zawsze obiecywałam sobie, że nie będę jedną z tych osób, które żyją przeszłością lub przyszłością. A jednak i mnie dopadło.
Dzieci dorastają, uczucia dojrzewają, przyjaciele wyjeżdżają za granice, projekty się zamykają. Powiedzmy, że z połową tych zmian radzę sobie znakomicie. Jednak nagle zaczynam żałować, że nie mam nawyku robienia zdjęć. Żałuję, że nie chwytam się teraźniejszości wszelkimi możliwymi sposobami.
Ale przejdźmy do tematu grudniowego numeru. Sztuczność. Porozmawiajmy o operacjach plastycznych. Uznałam, że moim źródłem wiedzy będą w tym numerze rozmowy z ludźmi. Jestem ciekawa różnych opinii. Im dziwniejsze, tym lepiej. „Piszę tekst o operacjach plastycznych. Co o nich sądzicie?” Rzucam tym hasłem o zatłoczony bar, przy których stoją moi znajomi. Kolega dzieli się doświadczeniem „Prawie każda z moich dziewczyn miała coś zrobione. I o ile nie przeszkadzają mi żadne tatuaże zamiast brwi i tego typu zabiegi, o tyle sztuczne piersi i sztuczne usta już tak. Od jakiegoś czasu naprawdę doceniam naturalne piersi i usta u kobiety. Każde – bez względu na rozmiar i kształt są dla mnie lepsze niż poprawione”, „dlaczego?” – pytam, „Może sobie nawkręcałem, ale gdy dziewczyna ma kolagen i sylikon, akurat w piersiach i ustach, to ogranicza moje erotyczne doznania. Mam wtedy wrażenie, że nie dotykam i nie całuję JEJ. Towarzyszy mi myśl, jakbym nie mógł się przez te plastiki przebić do prawdziwego ciała dziewczyny. Poza tym, im bardziej ona mi się podoba, tym bardziej zaczynam być zainteresowany jaka jest naprawdę. Chcę ją poznać. Fizycznie, psychicznie, emocjonalnie. I zaczynam być ciekawy, jak wyglądała bez tego wszystkiego. Moja dociekliwość kłóci się po prostu z chirurgią plastyczną”. „A ja w ogóle nie zauważam takich rzeczy” – podejmuje temat drugi kolega. „Nie potrafię odróżnić sztucznych rzęs od prawdziwych. Z piersiami to nie wiem, ale moja dziewczyna chce sobie je zrobić i jak ma być przez to strasznie szczęśliwa, to niech robi. Mnie się ona podoba taka jaka jest teraz. Ale uparła się i koniec”. Do męskiej debaty wtrąca się koleżanka „A czy Ty nie wiesz, że jesteś jej facetem i to także od Ciebie zależy, jakie będzie jej podejście do własnego ciała? Ja mam taką zasadę, że jeśli przy mężczyźnie wstydzę się swojego ciała i zaczynam mieć kompleksy, to znaczy, że coś jest między nami nie tak. Facet, który potrafi docenić ciało kobiety, celebrować je, poświęcić mu uwagę, sprawia, że ona zapomina o planach operacyjnych”.
Ta opinia wywołała burzę. Kolega, którego dziewczyna chce zrobić piersi poczuł się urażony. „Chryste! Właśnie w tym jest sęk. Jak jesteśmy gdzieś we dwójkę i ona o tych silikonach, to wszyscy na mnie! <A Ty Grzesiek, co Ty na to? Pozwolisz jej?> Jakbym to ja miał jedyny wpływ na to, jak ona postrzega swoje ciało i co chce z nim robić. A nie mam, uwierz mi, chociaż bardzo bym chciał. To jest twarda laska i wie czego chce. Moje komplementy nie zmieniają jej samooceny. Mówi, że nigdy nie miała takich piersi, jakby chciała. Chce wiedzieć jak to jest. Tak naprawdę dopiero wtedy będzie w pełni sobą, bo to jest jej pragnienie. I koniec”.
O tej rozmowie opowiadam koleżance, o której wiem, że ma za sobą kilka operacji. „Mam prawie cztery dychy i dwójkę dzieci. Zrobiłam po drugim dziecku pełen remont u chirurga i jestem z tego powodu zadowolona. Wyglądam młodziej, lepiej niż gdy miałam dwadzieścia kilka lat, a do tego czuję się lepiej niż wtedy. Jestem spełnioną kobietą”. Inna koleżanka dzieli się ze mną ciekawym doświadczeniem „Całe życie miałam pretensje do swojego ciała. Ciągle się odchudzałam, porównywałam z innymi, oceniałam i wkurzałam. Ciąża i poród zrobiły w mojej głowie rewolucję. Nagle zrozumiałam, że moje ciało jest niesamowite. Nabrałam do niego szacunku, podziwu. Wyleczyłam się z wszystkich kompleksów. Moja seksualność rozkwitła, mimo zmian hormonalnych i rodzicielskich trudów. Czułam się jak bogini. I trwało to przez całą ciążę, przez cały okres karmienia piersią i jeszcze około przez dwa lata. Potem znowu zaczęło się kombinowanie i pretensje. Tak jakbym obróciła z powrotem swoje ciało w pole bitwy, na którym rozgrywam inne moje problemy. Przypomniałam sobie, że trzeba się odchudzać, wygładzać i może nawet kroić. Ale cieszę się, że chociaż na chwilę czułam się jak wyjęta z pod tej presji. I tęsknię za tym czasem”.
No właśnie. Znowu tęsknota. Wróćmy do przemijania. Czy to ten rodzaj smutku, związanego z brakiem zgody na to co jest tu i teraz zaprowadza nas do chirurga plastyka? A może ścigamy coś innego, próbujemy dosięgnąć czegoś, co dla naszej wyobraźni wydaje się lekiem na całe zło. Czy to tęsknota za czymś, czego nigdy nie doświadczyliśmy? Każdy z nas miewa momenty, kiedy to co ma wydaje się gorsze niż to co było wczoraj, albo to co może być jutro, albo to, co ma ktoś inny.
Rozumiem wszystkie stanowiska, nie stoję po żadnej stronie, bo wszędzie jest prawda. Dużo prawdy. To prawda o człowieku, którą odsłania temat operacji plastycznych. Wiem jedno – nie ma nic bardziej ludzkiego niż strach przed stratą i przemijaniem. Nie ma nic bardziej ludzkiego niż dążenie do zaspokojenia własnych pragnień. Pociąg do wpływania na to, na co nie da się mieć wpływu, to ogromna ludzka pokusa. Jeśli możemy w jakimś małym stopniu ukształtować rzeczywistość tak, aby nie tęsknić, nie marzyć i nie bać się przemijającego czasu, sięgniemy po najdziwniejsze środki. Mimo ryzyka, zarzutów o bycie próżnym, bólu i krwi. Nie ma nic bardziej naturalnego.
Antonina Dębogórska
źródło: rozmowy z ludźmi