Przed Wami najfajniejsze auto, jakim jeździłem w 2016 roku.
-Psze Pana, ile to ma koni? W ile przyspiesza do setki?
-Jaki silniczek pod maską?
-Fajne auto, ile kosztuje? Pewnie ze dwie stówy, co?
Nowy Type R fascynuje. Wszystkie te pytania usłyszałem w ciągu pierwszego dnia spędzonego z autem. Najpierw zagadywały dzieciaki z sąsiedztwa. Potem dorośli pod sklepem, pod kortem tenisowym, po prostu na parkingu. Głów odwróconych na chodnikach nawet nie zliczę. Zdarzały się kciuki uniesione w górę z innych samochodów, a ktoś nawet robił zaparkowanej Hondzie zdjęcia.
Trudno się dziwić. Type R wygląda, jak nie z tego świata.
Ze swoim wielkim spojlerem, ogromnymi wlotami powietrza i nadmuchanymi błotnikami jest przesadzony, przerysowany. Jakby wymknął się z jakiegoś dusznego tokijskiego salonu z grami video, albo uciekł z kart japońskiego komiksu. Ale pasuje mu to. W dobie ugrzecznionych, cichociemnych sportowych kompaktów, które kąsają z zaskoczenia, to ciekawa odmiana. Krzyczy swoim wyglądem, że wiele potrafi. I na szczęście nie rozczarowuje.
Przed debiutem tej wersji było sporo zamieszania. Po części dlatego, że fani nie mogli się już doczekać premiery. Honda umiejętnie podgrzewała atmosferę, serwując stopniowo coraz więcej zdjęć auta (też żałujecie, że tylne światła z wersji koncepcyjnej się nie ostały?), w końcu montując zgrabny spot promocyjny. Ale zamieszanie brało się przede wszystkim z czegoś innego.
TURBO. To słowo było do tej pory obce sportowym wersjom Hondy. Od legendarnego NSXa, przez dzikie S2000, czy coraz rzadszą Integrę – wszystkie gorące wozy z „H” na masce grały w obozie wolnossących silników, kręcących się szaleńczo do czerwonego pola. Miłośnicy turbo jeździli Imprezami, Lancerami Evo czy Sunny GTI-R. Ale Hondy trzymały się od sprężarek z dala. Tym razem jednak Honda uległa. Oto Type R 2.0T.
Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. W dobie obecnego wyścigu zbrojeń, by sprostać konkurencji – w całości już turbodoładowanej – Honda chcąc pozostać przy jednostce wolnossącej, musiałaby zamontować tu jakieś co najmniej trzylitrowe V6. A to nie dość, że nie bardzo pasuje do hot hatcha, to jeszcze zupełnie nie pasuje do obecnych norm emisji spalin.
Czy jest za czym płakać? Czy Type R coś stracił na tej rewolucji? Ani trochę!
OK, jeśli właśnie wysiedliście z S2000 i jesteście przyzwyczajeni do kręcenia motoru do motocyklowych wartości – to nie ten adres. Maksymalny moment obrotowy jest dostępny już od 2500 obr/min. Ale spójrzcie na prędkościomierz. Cyferki szybko się zmieniają, prawda?
Nowy Type R jest piekielnie szybki. 310 KM to może i mniej, niż w Focusie RS czy Mercedesie A45 AMG, ale i tak… Uwierzcie, to działa.