Przepraszam, ale nie przepraszam. Jest kilka słów, które nie przechodzą łatwo przez gardło. Pierwsze, to zupełnie sprostytuowane słowo „miłość” i jego nieślubne dziecko – „kocham”. Scenarzyści telenowel i komedii żałośnie romantycznych, winni są tej degradacji. Drugie słowo to „przepraszam”, którego wymówić nie udaje się ani mężczyznom, ani kobietom. Trzeba więc przepraszać gestem, jeśli słowo jak gęsty kaszel, nie daje się wykrztusić.
Mężczyźni mają ułatwioną sprawę – ponieważ zazwyczaj nie czują się winni. Pozbawieni, już chyba w życiu płodowym, samokrytycyzmu, żyją beztrosko przekonani, że są absolutnie niewinni w swoich działaniach. Mają niepodważalne dowody na swoje szczere chęci, a złe zachowania tłumaczą winą innych i namawianiem ich do grzechu przez takie diabły wcielone jak np. kobiety.
Nie ważne czy zdradził – ważne, że przecież w swej bezbronności został zaciągnięty do łóżka przez tę inną. Największy macho staje się psem na końcu smyczy jej wdzięku i uroku. Wyrok – niewinny!
Jeśli zapomniał – o niej, o rocznicy, o kilku ważnych sprawach – to wszystko dlatego, że jego umysł stworzony jest do celów wyższych. Nie musi pamiętać o rzeczach tak przyziemnych jak cyferki w kalendarzu, które dla niej mają wymowę magiczną. Wyrok – niewinny!
Po co więc z siebie wyrzucać to słowo na „p”, zapyta każdy mężczyzna, który jest na tyle staroświecki, żeby zdobyć się na głębszą refleksję. Dla świętego spokoju – odpowie mu chór samców, zaprawionych w miłosnych bojach, z bliznami po kilku związkach i wciąż krwawiącą raną – związku w którym tkwią. Tylko po co kobiecie to, za przeproszeniem – przepraszam dla świętego spokoju? Co ma z nim zrobić? Nie da się tego przytulić, nie można się z tym pokochać. W ogóle do niczego przydatne takie przepraszanie, więc za przeproszeniem wsadźcie je sobie w dupę!
Kobiety też niewinne nie są, jednak winę swoją ukrywają bardzo głęboko na dnie torebki i przykrywają racjonalną paplaniną koleżanek. Przyjaciółki wszelkiej maści i te naturalne i te lisice farbowane, tak im wytłumaczą brak winy- że same zaczynają w swoją świętość wierzyć.
Od kiedy nauka powołała nas na nowo do życia, jako istoty hormonalne – dostałyśmy w swoje ręce najlepszą z możliwych tarcz obronnych. Wybuchy złości, bezpodstawnej zazdrości, poranne fochy, wieczorne dąsy i szlochy – wszystko nie nasza wina. Jako kozły ofiarne niech posłużą estrogeny, progesteron, prolaktyna i inne słowa na „”p”. To one są winne, my nie.
Można zadać sobie jeszcze pytanie, czy należy przejmować się tak zwanym fochem? Generalnie – nie należy i sfochowanego się nie przeprasza. Przepraszać za to, należałoby za focha! Foch to forma mało wysublimowanego sado-masochizmu. Rzucany najczęściej bezpodstawnie, ot tak – bez podania przyczyny, bez żadnych zamiarów. Rzucany publicznie, jest jak publiczne puszczanie bąka. Nie wypada. Smród w towarzystwie pozostaje. Oczywiście istnieje również foch męski – wyjątkowo żałosny, bo zazwyczaj ma w sobie jakąś nutę zniewieścienia. Foch męski to pretensja, to tak naprawdę wewnętrzna pretensja, że się nie ma jaj.
Kobieta często ma tendencję do babrania się w swoim gniewie. Z niewiadomych przyczyn uwielbiamy to błotko skarg i żalów, wypominania i grzebania w ledwie gojącej się ranie. Wyciągamy stare sprawy z zakurzonego pawlacza, wywlekamy na środek stołu przy romantycznej kolacji i zawlekamy do łóżka, tuż przed szczytowaniem.
W głowie mężczyzny rodzi się więc niechęć do wszelkiej formy przeprosin, ponieważ to zbędny trud. I tak przecież zostanie pewnego dnia postawiony ponownie przed jej wysokim o-sądem! Karany ponownie za to samo i zmuszony do kolejnych zbędnych przeprosin. A wolałby tak jak z kolegami – trzy razy dać sobie po pysku, wypić litr wódki – zapomnieć.
Tylko, że kobieta to system złożony, unerwiony za bardzo, analityczny i wiecznie analizujący. Jeśli przeprosiny nie będą szczere, pogłębione dobrą analizą problemu i zaprzysiężone postanowieniem poprawy- uzna je za nie ważne.
Najgorszy jednak przypadek, gdy spotka się ze sobą panna nieprzepraszalska i pan nieprzepraszający. Zamieszkają w związku zbudowanym na pretensjach. Konstrukcja niestabilna, utkana z żalów i wzajemnego oskarżania. Pewnego dnia się zawali, walizki zostaną spakowane a głośne trzaśniecie drzwi przypieczętuje rozkład całkowity.
Co zrobić jeśli z tym przepraszaniem sprawa nie jest łatwa? Jeśli słowo się wypaczyło, nic nie znaczy. Jeśli dla kogoś jeszcze trochę stanowi wartość to nie może go przecisnąć przez gardło? Działać. Najlepiej przepraszać się w łóżku. Może być i na stole, i w przedpokoju, i wszędzie gdzie akurat przyjdzie ochota na gromkie przepraszam. Mówiąc jaśniej – przepraszać się seksem. Cały skumulowany, niewypowiedziany żal przełożyć na energię fizyczną, a przy okazji przypomnieć sobie, po co się ze sobą jest. Po seksie łatwiej pogadać, a co lepsze bardzo często nie chce się gadać, równie często dochodzi się do wniosku, ze właściwie – nie ma o czym gadać. Przeproszone, szczytowane, zapomniane.