Zaskoczeni? Jeśli uznać to za metaforę zdobywania nowych obszarów i przecierania niedostępnych szlaków, to wszystko się zgadza. Artur Brzychcy, polski selekcjoner whisky, oraz Tomasz Razik, znany kolekcjoner z tandemu Whisky Team, niedawno odwiedzili kultową szkocką gorzelnię Glenmorangie.
I pewnie nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że dzięki tej wizycie Loża Dżentelmenów, klub prowadzony przez Brzychcego, jako pierwsza na świecie weszła w posiadanie beczki tej destylarni. Mało tego, mowa o najstarszej edycji whisky z pojedynczej beczki (tzw. single cask) w historii marki. 27-letni alkohol, który trafił w ręce Polaków, dojrzewający w beczce po hiszpańskim winie Sherry Oloroso, nie będzie stał jednak w muzeum. Przelany do butelek, powędruje do sprzedaży, a właściwie przedsprzedaży, czyli do tych, którzy uzupełniając specjalnie przygotowaną dla tego precedensu umowę, zdecydują się na ich zakup.
Wszyscy nowonabywcy, a także ambasador Wielkiej Brytanii oraz ambasador marki Glenmorangie, spotkają się w maju w Warszawie, gdzie odbędzie się oficjalna premiera tego niezwykłego wydania. Jeśli jeszcze zostały jakieś niezarezerwowane egzemplarze, a wy macie odłożone kilka tysięcy złotych na butelkę alkoholu, to wszystko wskazuje na to, że może to być jedna z najlepszych inwestycji na tym rynku w ciągu ostatnich lat w Polsce.
Glenmorangie w języku gaelickim znaczy „Dolina Wielkiego Spokoju”.
Ta destylarnia znajdująca się nieopodal miejscowości Tain nad zatoką Dornoch Firth w północnej Szkocji, regionie określanym jako Highland, jest jedną z najlepiej sprzedających się marek whisky typu single malt na świecie. Licencję na swoją produkcję otrzymała w 1843 roku. Co ciekawe, Glenmorangie jako jedna z pierwszych w branży poświęciła tak wiele uwagi leżakowaniu alkoholu w dębowych beczkach, które przecież wymagane jest od każdego trunku chcącego dumnie tytułować się mianem „whisky”.
Eksperymenty z lat 90., polegające na wprowadzeniu tzw. podwójnego starzenia, uruchomiły wyobraźnię innych gorzelników. Dzisiaj to norma. Większość dużych destylarni, kończąc proces maturacji swojego alkoholu, dodatkowo przelewa go na kilka lub kilkanaście miesięcy do innych beczek (po winach czy nawet rumie), tak żeby dodatkowo wzbogacać i eskalować jego walory aromatyczne i smakowe.
Trudno dziwić się zatem, że starania Loży Dżentelmenów o zdobycie nowych trunków w końcu skierowane zostały w ten zakątek Szkocji. Inicjatywa powołana przez Artura Brzychcego, honorowego ambasadora marki Johnnie Walker, ucznia Iana Williamsa, edukatora, szkoleniowca, vlogera, zajmując się sprzedażą wyselekcjonowanych alkoholi, organizuje również ich degustacje i szkolenia. Pasjonaci whisky w Polsce sporo im zawdzięczają. Często niełatwe nawiązanie kontaktu z gorzelnią, wybór odpowiedniej (Artur nad wszystkim czuwa osobiście) beczki, transakcję, butelkowanie, w końcu oznaczenie każdej butli indywidualnym numerem beczki, z jakiej pochodzi. Finalnie – zwyczajną radość picia.
A radość jest spora, ponieważ whisky sprzedawane przez LD znacznie różnią się od tych dostępnych w sklepach.
Nie zostają rozcieńczone przed zabutelkowaniem, nie przechodzą filtracji na zimno, która osłabiałaby ich walory smakowe, nie są też barwione karmelem spożywczym jak znaczna część popularnych whisky. Mimo wysokiej zawartości procentowej (pamiętajmy, że to ona właśnie unosi aromat alkoholu) w przypadku tych produktów treść beczki bezpośrednio ląduje w naszej butelce (tzw. cask strength) i kieliszkach.
Do tej pory, dzięki temu zespołowi specjalistów-dżentelmenów, udało się sięgnąć i przybliżyć nam wyselekcjonowane trunki tak uznanych szkockich destylarni jak: Craigellachie, Benromach, Tobermory czy Loch Lomond. 40-50 proc. towaru zabutelkowanego przez Lożę w Polsce cieszy się tak dużą popularnością, że rozchodzi się w przedsprzedaży.
W przypadku Glenmorangie zadanie nie należało do łatwych. Starania o beczkę trwały wiele miesięcy. Być może nie byłoby to w ogóle możliwe, gdyby nie pomoc i wstawiennictwo Jakuba Grabowskiego, polskiego ambasadora tej marki. Co przeważyło, poza uporem starających się?– Destylarnia Glenmorangie postanowiła nam sprzedać tę beczkę, bo patrzy na nas jak na fascynatów whisky, a nie jak na handlowców – wprost kwituje Artur. Polakom zostały przygotowane przez gorzelnię trzy beczki do wyboru, odbyły się oczywiście degustacje ich zawartości. Finalny werdykt był składową doświadczenia, wiedzy, ale przede wszystkim mariażu zdolności organoleptycznych i handlowych Brzychcego i Razika. Ostatecznie zdobycz zostanie przecież sprzedana.
– Zostaliśmy wspaniale przyjęci – wspomina Tomek.
Wyjazdowi towarzyszyła niezwykła atmosfera i naturalna gościnność. Ale chyba przede wszystkim obecność Billa Lumsdena. Umówmy się, o takim spotkaniu każdy miłośnik whisky może tylko pomarzyć. Dr Bill Lumsden kieruje produkcją Glenmorangie i Ardbeg, które od 2004 roku należą do francuskiego koncernu Louis Vuitton Moët Hennessy. W tej, jeśli chodzi o metody produkcji, jednak tradycyjnej branży, to – jak się o nim mówi – prawdziwa gwiazda rocka.
Ten szalony naukowiec większość swojej kariery spędził na poszukiwaniu drewna doskonałego. A jeśli uświadomimy sobie, że finalny smak whisky nawet w 70% zawdzięcza beczce, w której dojrzewała (wood makes whisky), czyli drewnu, proces rozwoju jego podopiecznych marek wydaje się nie tyle naturalny, co bardzo konkurencyjny i wybiegający w przyszłość. Bill Lumsden jako jedyna osoba w historii konkursu otrzymał dwukrotnie laur Distiller of the Year wręczany przez prestiżową International Spirits Challenge (ISC) za zasługi w dążeniu do innowacji w swojej pracy.
Wydaje się, że jego kadencja w Glenmorangie – podobno napędzana pasją do wina, a to po nim w końcu tak często whisky dziedziczą beczki – zostanie zapamiętana jako pasmo nieustannych eksperymentów, w większości zwieńczonych sukcesem. Być może dzięki temu twórca perfum Christian St Rochew podstawowej wersji Glenmorangie był w stanie wyróżnić dwadzieścia sześć odmiennych aromatów. Ładnie to wszystko brzmi, ale przecież można to łatwo sprawdzić. Wystarczy spróbować większości serii Glenmorangie Private Edition czy Ardbeg Day, żeby na własnej skórze poczuć i zrozumieć fenomen maturacji alkoholu w drewnie.
Ciekawostką pozostaje ponoć fanatyczne podejście Lumsdena do swojej pracy.
Podobno jest w stanie anulować całą linię butelkowania i produkcji, jeśli tylko uzna, że nie w pełni spełnia wymagania i whisky z niej nie jest wystarczająco dobra.
Po dokonanym wyborze beczki przez Polaków nie mogło zabraknąć wspólnego zdjęcia z szesnastoma facetami z Tain. To tradycja i zarazem już legenda destylarni. Każda butla Glenmorangie sygnowana jest jako wyrób szesnastu mężczyzn, lokalsów z Tain, którzy czuwali nad procesem jej tworzenia i powstawania. Teraz na pamiątkowym zdjęciu, które pewnie trafi nie tylko do polskiej prasy i archiwum fanów, mamy szesnastu z Tain, pracowników gorzelni i trzy nowe twarze… Nad doborem beczki przez Artura Brzychcego czuwała w końcu również jego żona.