Są takie produkty, które niosą ze sobą historie, pozwalające zajrzeć za kulisy, do środka procesu tworzenia. Kiedy usłyszałam o młodej, piekielnie dolnej Pani doktor Izabeli Zawiszy, która dokonała przełomowego odkrycia, dzięki któremu osoby walczące z alergiami kontaktowymi na metale, a także Ci wszyscy, których skóra przegrywa walkę ze smogiem, będą w końcu mogli poczuć ulgę, wiedziałam, że muszę spróbować kremu Nuev.
Nie tylko dlatego, że to przełom w medycynie i dbaniu o skórę, ale również dlatego, że pomimo tak wielkiego odkrycia, droga do miejsca w którym jest teraz Pani Doktor nie była łatwa i tylko dzięki uporowi, oraz olbrzymiej determinacji dziś ma własne laboratorium i produkuje kosmetyki, które nie tylko upiększają ale i uzdrawiają, a w najbliższym czasie zaczyna podbój Azji. Aż, chce się krzyknąć Girls Power! Drugim kosmetykiem wziętym pod lupę będzie nowość z szafy Catrice, która także w pewnym sensie jest pionierem, ponieważ to pierwsza maskara, której stosowanie przez minimum dwa tygodnie ma spowodować przyciemnienie włosków, co w konsekwencji może się wiązać z brakiem potrzeby stosowania tuszu do rzęs w ogóle. Cóż, czy to strzał w dziesiątkę, czy może strzał w kolano?
Krem Nuev
Wygląd i aplikacja 5/5
Krem zamknięto w miękkiej plastikowej tubce, z której higienicznie wyciśniemy kosmetyk do ostatniej kropli. Bardzo podoba mi się ten minimalistyczny design i kolorystyka opakowania. Dodatkowo na pudełku, w którym schowano krem znajdują się informacje i całkiem przydatne wskazówki, dotyczące smogu jak i samej pielęgnacji skóry twarzy.
Konsystencja, zapach i kolor 5/5
Kiedy po raz pierwszy sięgnęłam po ten produkt od razu pomyślałam, że przypomina mi francuskie apteczne kremy! A ja do tych kosmetyków mam olbrzymią słabość! Mamy tu do czynienia z treściwą i dość tłustą konsystencją, ale bez obaw, pięknie i szybko się wchłania. Krem ma biały kolor, który nie pozostawia smug i nie bieli twarzy. A zapach? No cóż. Najłatwiej byłoby i go nazwać zapachem francuskich dermokosmetyków właśnie. To mleczno kremowy zapach, delikatnie kwiatowy, ale nie nachalny. Bardzo podoba mi się to, że nie utlenia się od razu! Mam wrażenie, że znika w trakcie wchłaniania się kosmetyku w skórę.
Skład 5/5
Przede wszystkim w składzie znajdziemy opracowaną przez Panią doktor molekułę Chitathione, która szybko wyłapuje jony niklu, chromu, kobaltu, oraz palladu, i blokuje wchłanianie ich w głąb skóry, tym samy hamując objawy i chroniąc przed nabyciem alergii na metale. Miałam obawę, że ten ochronny krem do twarzy, prócz swoich właściwości blokujących działanie smogu na naszą buzię, nie będzie miał wielu funkcji pielęgnacyjnych. Pudło. Skład jest naprawdę świetny. Znajdziemy tu najłagodniejszą bazę emolientów, wzmacniającą prowitaminę E, olejek z pestek moreli, który ma właściwości ujędrniające i odbudowujący olejek z pestek winogron. Na piątkę!
Działanie 5/5
Mieszkam w samym centrum zakorkowanego Krakowa, któremu temat smogu do obcych nie należy. Jako mama dwóch psiaków spędzam sporo czasu na zewnątrz spacerując z urwisami, bez znaczenia na porę roku, pogodę, lub niepogodę, zagrożenie smogowe, lub jego brak. Zdarza mi się również czasem nieco pobiegać, oczywiście wszystkie te aktywności odbywają się w samym środku miasta, tak więc moja skłonna do alergii, nadwrażliwa skóra łatwo nie ma. Na sezon grzewczy, oraz smog który się z nim wiąże moja cera reaguje zatkanymi porami, niespodziankami a nierzadko również podrażnieniem.
Antysmogowy krem ochronny na dzień z filtrem przeciw słonecznym SPF 15/UVA, który odbija cząsteczki metali, smogu i zanieczyszczeń uniemożliwiając im przedostanie się w głąb skóry, okazał się być świetnym środkiem zapobiegającym ewentualnym zmianom skórnym. Odczułam też znaczną różnicę w nawilżeniu skóry odkąd go stosuję! Po nałożeniu kremu buzia jest genialnie napięta. Nie ściągnięta, napięta, wygładzona i gotowa do makijażu. Krem nie wpływa w żaden negatywny sposób na podkład, co więcej jest świetną bazą i współpracuje zarówno z matowymi, jak i z gęstymi kryjącymi fluidami. Rozprawia się z suchymi skórkami i mam wrażenie, że dla mniej wymagających, młodych cer będzie też niezłym kremem na noc!
Stosunek ceny do jakości 5/5
Za 50 ml tego kremu zapłacimy ok. 40 zł. Tak, tylko tyle. Niesamowity stosunek ceny do jakości.
Ocena końcowa 5/5
Gdyby poddano mnie blind testom, produkt ten uznałabym za jeden z luksusowych dermokosmetyków. Jestem pod wielkim wrażeniem tego kremu! Nie zdarzyło mi się do tej pory dać któremukolwiek z recenzowanych przeze mnie produktów pełnych piątek we wszyskich kategoriach. Jestem pewna, że przyniesie ulgę wszystkim skórom żyjącym w zatrutym smogiem powietrzu. Nawet nie wyobrażam sobie jak bardzo może odmienić życie osób z alergiami na metale. Chapeau bas, Pani Doktor!
Catrice – Glam & Doll Lash Colorist Semi-Permanent Volume
– półpermanentna maskara pogrubiająca
Wygląd i aplikacja 4,5/5
Tusz znajduje się w uroczym, różowym opakowaniu ze złotą zatyczką, które wykonano z plastiku. Szczoteczka dołączona do maskary jest silikonowa, bardzo gęsta i momentami nawet całkiem ostra, co nieźle przekłada się na rozdzielenie rzęs, ale trzeba uważać, żeby się nią nie zadrapać.
Konsystencja, zapach i kolor 5/5
Jestem fanką maskar o takich konsystencjach. Nie są zbyt gęste, ale z pewnością nie należą do rzadkich tuszy. Nie powodują grudek, mają bardzo głęboki, czarny kolor i właściwie nie pachną.
Skład 4,5/5
Biorąc pod uwagę obietnice producenta, dotyczące przyciemnienia rzęs w zaledwie 14 dni codziennego stosowania tuszu, zabrałam się za szukanie odpowiedzialnego za to składnika. Nie znalazłam niczego, co w sposób oczywisty dałoby mi odpowiedź. Znajdziemy tu jednak witaminę E i wosk pszczeli. Mają one działanie pielęgnacyjne i mogą mieć bardzo dobry wpływ na stan naszych rzęs.
Działanie 4/5
Zacznę od tego, za co pokochałam tą maskarę: niesamowicie wydłuża i pięknie rozczesuje rzęsy. Nie skleja ich, ale daje widoczny efekt pogrubienia, do tego nie powoduje grudek. Jednak w moim przypadku ma jedną, dość znaczącą wadę. Zdarza jej się odbić na powiece i rozmazać pod oczami. Nie jest to w moim przypadku nic zadziwiającego, bo mam tzw. tłuste powieki i tusze do rzęs lubią się na nich osadzać.
Istnieją jednak takie, które radzą sobie z tą przeciwnością i wielka szkoda, że ten produkt do nich nie należy. Czy zauważyłam przyciemnienie rzęs po upływie dwóch tygodni codziennego używania? Właściwe to nie umiem na to pytanie odpowiedzieć. Wydaje mi się, że nie, ale mam naturalnie bardzo ciemne rzęsy i dlatego mogłam nie widzieć różnicy. Zauważyłam natomiast coś innego. Rzęsy są dużo mocniejsze, gubię ich znacznie mniej podczas demakijażu i mam wrażenie, że są nieco dłuższe. Bardzo podoba mi się jego pielęgnacyjne działanie!
Stosunek ceny do jakości 5/5
Tusz kosztuje ok 23 zł, co jest bardzo przystępną ceną za naprawdę udaną maskarę, która jest właściwie połączeniem tuszu i odżywki.
Ocena końcowa 4,5/5
Lubię ten tusz. Co prawda muszę częściej sięgać po lusterko i sprawdzać czy nie jestem rozmazana, ale efekt który nim osiągam na rzęsach jest tego wart. Nie używam go w pochmurne dni. Kiedy jest wysoka wilgotność powietrza, mam obawę przed “efektem pandy”, bo jak zauważa producent łatwo ten kosmetyk usunąć za pomocą samej wody. Jeśli Wasze rzęsy są jasne i delikatne, a Wy szukacie jednego produktu do makijażu i do wzmocnienia włosków, będziecie oczarowane!