Kraków to jedno z bardziej zatłoczonych miast Polski. Mimo to postanowiłem przeżyć w nim kilka dni jeżdżąc ponad 5,3-metrowym pickupem ze stajni Nissana. Zobaczcie czy się udało – zapraszam na test!
Gdy zobaczyłem to szaro-czarne nadwozie na 18-calowych felgach na swoim parkingu obawiałem się o kwestie czysto ergonomiczne. Wątpiłem w to, że tak duże i ciasne miasto będzie przyjazne dla typowo amerykańskiego samochodu z japońskim rodowodem. Na szczęście kamera cofania i ta 360stopniowa, czujniki parkowania oraz wysoka pozycja za kierownica, dzięki czemu widać więcej -zdały egzamin i test przebiegł bezstresowo.
Dokładnie rzecz ujmując kompanem podróży był Nissan Navara w pakiecie N-GUARD, który tak naprawdę wpływał na wygląd oraz wyposażenie auta. Metaliczny srebrny lakier zestawiono z czarnymi dodatkami jak felgi, grill, klamki oraz lusterka. Dodano też naklejki, które imitują typowy brud na karoserii, więc ładnie go ten zabieg ukrywa. Trzeba przyznać, że całość wygląda całkiem dobrze.
Wersja z podwójną kabiną pozwala spokojnie przewieźć piątkę pasażerów w miarę komfortowych warunkach. Sporo w niej miejsca, schowków, a podróż umili dwustrefowa klimatyzacja, skórzane siedzenia i niezłe audio. Pasażerowie z przodu mogą liczyć jeszcze na podgrzewanie foteli, nawigację i niezłą widoczność, ponieważ do auta warto wchodzić po schodku łapiąc się uchwytów. Komentując design od razu widać, że auto pochodzi z Azji.
Konstrukcja Navary została oparta na ramie, a sam projekt auta wygląda dobrze, spójnie i nie razi w oczy. Na pakę zmieścimy spokojnie europaletę i ładunki o masie maksymalnej 1045 kilogramów. Solidna półka pozwala na łatwiejsze ładowanie oraz oparcie, a uchwyty na szynach przy obu burtach służą profesjonalnemu zabezpieczeniu ładunku. Gdyby przestrzeń robocza była niewystarczająca, Navara posiadała dodatkowo hak. Biorąc pod uwagę możliwości silnika, przyczepa nie powinna sprawić jej żadnego problemu.
Niestety jak to bywa w przypadku pickupów jest kłopot z bagażnikiem przy codziennym użytkowaniu.
Opisywana wersja nie posiadała żadnej rolety lub zamykania, więc nie tylko pakunki byłyby łakomym kąskiem złodziei, ale także musiałyby się zmierzyć z ewentualnymi warunkami atmosferycznymi.
Z przodu natomiast pod maską Navary znalazła się jednostka z gamy Renault i zastąpiła dotychczasowy motor wysokoprężny. Aktualnie ma on pojemność 2,3 litra i dwie opcje mocy (160 i 190 KM). W tym przypadku do mojej dyspozycji Nissan miał więcej mocy i aż 450 NM maksymalnego momentu obrotowego dostępnych już od 1500 RPM. Dzięki tym parametrom i dwóm sprężarkom auto rozpędza się do 195 km/h.
Oczywiście nie radzę aż tak się nim rozpędzać, ponieważ jazda pickupem jest dość specyficzna, a na pewno przynajmniej w teorii. Na szczęście Nissan Navara prowadzi się bardzo prosto i przyjemnie. Zaryzykuje nawet stwierdzenie, że nie brakuje mu dużo do osobówki. Z tym silnikiem i siedmiobiegowym automatem auto rozpędza się dość ospale, ale powyżej 50 km/h jest już naprawdę nieźle. Tak więc w mieście spokojnie dorównuje reszcie aut. Powyżej 120 km/h robi się natomiast głośno i mniej przewidywalnie, ale nadal dość dobrze jak na pickupa.
To zasługa nowego zawieszenia, które wydaję się twarde, lecz zdecydowanie polepsza „czucie auta” i samo prowadzenie.
Z drugiej jednak strony odbiera komfort podróży. Trochę to zaskakujące, bo możliwości terenowe Navara ma dosyć spore, a samochód przekazuje od razu kierowcy to co go spotyka ze strony nawierzchni i podłoża. To na pewno spory plus dla miłośników offroadu.
Navara standardowo napędzana jest na tylną oś, ale dzięki pokrętłu na konsoli centralnej możemy szybko dodać oś przednią lub włączyć napęd na cztery koła z reduktorem. Dla lubiących RWD można jeszcze zblokować tylny dyferencjał, by pośmigać na luźniejszym podłożu. Oczywiście wszystkie te zmiany trzeba robić na postoju.
Różnicę względem tradycyjnego samochodu zauważyłem również w układzie kierowniczym. Wieniec Navary działa z wyraźnym oporem i manewrowanie sporym kołem wymaga włożenia więcej siły. Wymaga to chwili przyzwyczajenia, aczkolwiek porównując to z przeznaczeniem typowo męskiego auta, tak właśnie powinno to wyglądać.
Ciekawostka czeka na kierowcę już po włączeniu silnika. Głośne buczenie jak przegazówka towarzyszy startowi motoru. Silnik usłyszymy również przy dynamiczniejszym przyspieszaniu, ponieważ automat zmienia biegi dość wolno, ale bez zbędnych szarpnięć.
W kwestiach finansowych Navara plasuje się nieźle.
Koszt zakupu takiej wersji jak na zdjęciach to okolice 160 tysięcy złotych. Oprócz wspomnianego wyposażenia nowy właściciel otrzyma pięcioletnią gwarancję. Na pochwałę zasługuje na pewno spalanie auta. Diesel dość mądrze rozdziela paliwo z 80-litrowego baku. Średnio w mieście jest to około 10-11 litrów. W trasie spokojnie można zejść do 8-9 litrów. Biorąc pod uwagę gabaryty samochodu i jego masę – wynik bardzo atrakcyjny.
W ubiegłym roku na rynek wszedł bliźniaczy produkt do Navary, czyli Mercedes Klasy X.
Pickup premium czerpie dość mocno z japońskiego auta o czym możecie przeczytaj tutaj. Niestety odwracając role Nissanowi niewiele dostało się z rąk Mercedesa, ale mimo to uważam, że tańsza propozycja jest ładniejsza, chociaż brak silnika V6 w ofercie może boleć. Pamiętać należy również, że także francuska marka na niektórych rynkach ma kolejnego brata Navary – Renault Alaskana, który przez chwilę był planowany w sprzedaży nawet w Polsce.
Jeśli więc chodzi o jazdę Nissanem Navarą w mieście to nie stanowi ona żadnego problemu, a też poza nim. Kłopot może stanowić jednak czas, w którym musimy z auta wysiąść. Większość parkingów w garażach podziemnych, galeriach lub przy wąskich osiedlowych uliczkach nie jest przygotowana na takiego giganta, więc Navara nie raz będzie skądś wystawać. Na szczęście jednak, dzięki sporym oponom i większym prześwicie żaden krawężnik, pagórek lub dziura nie zrobi na niej wrażenia, więc sprawnie można poszerzyć własną kreatywność w kwestii parkowania.
Odpowiadając więc na pytanie z pierwszego akapitu – przeżyłem i to z dużym uśmiechem na ustach. Prowadziłem już kilka pickupów w swoim życiu i chyba Navara na razie wygrywa w tym segmencie (również w bratobójczym pojedynku). Dzięki Nissan!