Stare automaty wracają do życia na fali retrogamingu. W stolicy Małopolski powstało właśnie miejsce poświęcone tym dużym zabawkom – Krakow Arcade Museum.
Maszyny do gry poprzedziły urządzenia służące do sprzedaży towarów.
Współczesne sprzęty tego rodzaju wprowadzili Anglicy w latach 80. XIX wieku. Dekadę później Amerykanie doprowadzili do prawdziwej eksplozji tej branży. I to właśnie w USA wymyślono, że można w ten sposób spędzać wolny czas. Wtedy narodził się prekursor sławetnych jednorękich bandytów, czyli maszyn hazardowych.
Pod koniec ostatniego dziesięciolecia XIX wieku pojawiły się automaty służące stricte do rozrywki. Dzięki nim można było np. sprawdzić swoją siłę, obejrzeć ruchome obrazy lub zapytać o przyszłość. Jeszcze w tym samym stuleciu zaczęto produkować pierwsze maszyny z grami.
Paradoksalnie ich rozwój nastąpił w latach Wielkiego Kryzysu, kiedy ludzie łaknęli taniej rozrywki. Szczególną pozycję zdobyły wtedy flippery, które od lat 30. działały poprzez wrzucenie bilonu. Pierwotnie były one urządzeniami mechanicznymi, później zostały zelektryfikowane, następnie wyposażone w elektronikę i wreszcie w komputery. Oczywiście analogiczną ewolucję przeszły wszystkie automaty wrzutowe.
Prawdziwą rewolucję maszynom do gry przyniosły wideogry. Pierwsze powstawały z myślą o komputerach, ale masową rozrywką stały się w przede wszystkim w formie automatowej. Lata 1978-1983 nazwano złotą erą gier arcade wideo, czyli maszyn z monitorami. W tym czasie wideogry tworzono na ich potrzeby, dopiero później w wersji uboższej trafiały na komputery i konsole. To była taka różnica jak między filmem w kinie, a złą kopią na taśmie VHS.
Zgrany powrót
Marcin Moszczyński, rocznik 1980, krakus – bywał zarówno w salonach gier w Krakowie, jak i podczas wakacji. „W Krakowie jeździło się z kumplami do Rynku na »Street Fightera «. W Hucie był salon z »Cadillacami i Dinozaurami«. Przez całe wakacje, które spędzałem w ośrodkach wczasowych, kieszonkowe pakowałem w gry w automaciarniach. Klimat salonów arcade stanowił prawdziwą esencję lat młodzieńczych” – wspomina.
Atmosferę tych miejsc Marcin postanowił odtworzyć. Tak powstało otwarte z końcem marca Krakow Arcade Museum – Interaktywne Muzeum Gier Wideo. „Moim zamysłem było stworzyć miejsce, które spełniałoby dwie funkcje. Dla dorosłych powyżej trzydziestki to nostalgiczna podróż w przeszłość. Przy okazji mogą oni swoim dzieciom, a niektórzy wnukom, pokazać gry, które uwielbiali. Granie na komputerze czy innym współczesnym sprzęcie to nie to samo. Musi być maszyna z joystickiem i przyciskami jak za dawnych lat!”.
Tego typu obiekty powstawały już dawno za granicą. Pierwsze zakładano w USA, potem w Europie Zachodniej i na Dalekim Wschodzie, ale i te w naszym regionie należą do największych na Starym Kontynencie. W Czechach istnieją już dwa, natomiast w Budapeszcie jeden, głównie flipperowy. Także w naszym kraju to nie pierwsze miejsce tego rodzaju; podobne działają w Warszawie, Bytomiu, a także w Krakowie. Często założyciele sięgają po nazwę muzeum, podobnie jak w USA. Podobnych miejsc, nazywanych muzeami lub salonami, działa w Europie już ponad 60! Niejednokrotnie można w nich zagrać także na nowszych maszynach, zwłaszcza flipperach, jednak nastawione są przede wszystkim na oldschoolowe urządzenia.
Krakowskie salony
Urodziłem się w 1972. Ten rok można przyjąć za początek gier wideo. Pierwszy raz w salonie gier znalazłem się w roku 1978 lub 1979. Działały wtedy dwa tego rodzaju miejsca w Krakowie. Jedno w budynku Cafe Gallery Zakopianka na Plantach, drugie w baraku na ulicy Krakowskiej. W plantowym pamiętam elektromechaniczne maszyny strzelnicze i tego samego typu flippery. Za to w drugim zobaczyłem pierwsze wideoarcade’y. Wśród nich była z pewnością kanoniczna strzelanka SF „Asteroids” z 1979 r.
Wideoarkadówki jawiły się niczym zjawiska z innego świata: migoczące monitory, niesamowita muzyka i dźwięki. No i przede wszystkim to, co działo się na ekranach. Kosmos, często dosłownie, bo w jego obszarze najczęściej obsadzano akcję gier wideo.
Najpierw odwiedzałem salony pod opieką dziadka. Kiedy zacząłem sam chodzić na flippery (tak się mówiło, choć miano na myśli arkadówki z monitorami), to najczęściej zaglądałem do salonu przy Nowym Kleparzu koło pętli autobusowej, nieco rzadziej w Rynku pod studiem nagrań, incydentalnie na ulicy Grodzkiej. Oczywiście salonów było w Krakowie więcej, z czasów komuny pamiętam jeszcze te zlokalizowane na Topolowej, Czarnowiejskiej i Kalwaryjskiej, słyszałem też o miejscach przy rondzie Mogilskim i Wieczystej. Maszyny stały również w barakowozach, grałem w takim przy Błoniach. W latach 90. szczególną pozycję zyskały salony na ul. św. Jana i w Rynku koło komisariatu. Niezbyt długo działały na ul. Floriańskiej i całodobowy w Domu Turysty. Parę maszyn stało też w barze Krokodyl na Rynku Głównym, on również przynajmniej jakiś czas działał 24 godziny na dobę.
Dowiedziałem się jeszcze o salonach (nie ma pewności w jakich czasach działały): koło pętli w Borku Fałęckim i Łagiewnikach, w Parku Jordana, na Stradomskiej, Miodowej, Placu Wolnicy, rogu Skawińskiej i Wietora, paru w Hucie (najważniejszy koło zakładów tytoniowych oraz na osiedlach Hutniczym, 2 Pułku Lotniczego i Oświecenia) oraz w barakowozie na Rondzie Grunwaldzkim i na Widoku. Na pewno było ich więcej.
Nie całkiem przegrane automaty
Branża maszyn gier zręcznościowych nie zginęła i cały czas ewoluuje. Można na przykład postrzelać do zombie w nowym automacie na podstawie serialu „The Walking Dead” albo pojeździć na wyścigach ze słynnym hydraulikiem Mario. Ceny współczesnych maszyn zaczynają się od 30 tys. złotych, a kończą na czterokrotnie wyższych. Val B, specjalista od arcade, zwłaszcza flipperów, o których napisał dwie książki, mówi: „Tablety i smartfony dobiły ostatecznie arcadowe gry wideo. Czasami zdarza się, że jakieś firmy próbują wskrzesić je w nowej formule z wykorzystaniem dużych ekranów LED. Sukces odnoszą jednak tylko te, które dają nagrody lub bilety wymienialne na nagrody. Coraz lepiej wyposażone w kierownice, pedały i pistolety konsole do gier eliminują z rynku nawet okazałe symulatory jazdy (driving games) i video shooting games (wideostrzelnice)”.
Retrogaming, czyli moda na stare gry wideo, sprzyja także remake’om automatów. Firmy oferują stare hity lub ich przeróbki, ceny zaczynają się od kilkunastu tysięcy złotych. Tyle trzeba wyłożyć na przykład na maszynę z nowoczesną wersją „Ponga” z 1972 r. Na szczęście większość staroci jest tańsza, choć stale drożeją.
Łukasz Dziatkiewicz
Retrogamer, flipperowiec i kolekcjoner