Natalia Siebuła z sukcesem prowadzi swoją markę. W czasie dziewięciu lat zdobyła liczne grono wiernych klientek. Ale mody nie traktuje wcale komercyjnie, patrzy na nią jako na działanie społeczne, czego przykładem są sesje zdjęciowe realizowane w modernistycznych budynkach.
O pięknie architektury, cierpliwości muzycznej i estetyce polskiej ulicy z Natalią Siebułą rozmawia Rafał Stanowski
Zaczynałaś naukę mody u duetu Paprocki Brzozowski. Pamiętasz jedną ważną radę, której Tobie udzielili?
Marcin Paprocki uczył mnie, żeby cały czas szukać inspiracji wokół siebie, bardzo blisko, bardzo blisko. By przekładać to, co przeżywamy, na ubrania. Dlatego to, jak wyglądają teraz kolekcje mojej marki, wynika z tego, czym się interesuję.
Jak blisko szukasz?
Bardzo, szczególnie teraz, od dwóch i pół roku, kiedy orbituję wokół tematu modernizmu i niezwykłych budynków, które albo zaraz znikną, bo zostaną zburzone, albo podlegają przebudowie, która nie szanuje historycznej tkanki.
Inspirujesz się mocno architekturą – co Cię w niej najbardziej pociąga?
Wprowadzam do moich kolekcji elementy charakterystyczne dla wybranych przez nas modernistycznych budynków, a następnie tworzymy w ich wnętrzach sesje zdjęciowe. Teraz poszłam jeszcze dalej i skupiam się tylko na detalach architektonicznych, w tej chwili fascynują mnie wspaniałe mozaiki, które się tam kryją. Cieszę się, że dzięki temu udało mi się ocalić od zapomnienia piękne budynki, które za chwilę znikną.
Modernistyczna architektura to trudny temat, przez wiele osób bywa niezrozumiały. Doświadczyliśmy tego jakiś czas temu w Krakowie, gdy walczono o zachowanie bryły hotelu Cracovia.
Dla pokolenia moich rodziców i dziadków to „okropny PRL”, który powinien jak najszybciej zniknąć. Ludzie starszej daty odbierają modernistyczną architekturę negatywnie poprzez panujący wówczas ustrój. Na szczęście młode pokolenie podchodzi do tematu inaczej, często ludzie inspirują nas do działania,pokazują obiekty, które powinniśmy odwiedzić a potem dziękują, że to zrobiliśmy. Mnóstwo osób dzwoni, pisze, mamy świetną interakcję. To pokazuje, że wybraliśmy dobry koncept.
Traktujesz modę jako działanie społeczne, które może przekazywać głębsze przesłanie?
Tak, cieszę się, jeśli możemy pokazać coś więcej, uszanować pewne sprawy, skłonić ludzi do refleksji. Jestem i zawsze będę pewnie niszową marką, ale takie podejście pokazuje, że mam wierną grupę odbiorców. Jeśli mogę ją zainteresować i czymś zainspirować, chcę to robić.
Mówisz, że jesteś niszowa. To Twój pomysł na biznes czy konieczność? Prowadzisz firmę od dziewięciu lat i masz wiele klientek. Pewnie mogłabyś się rozwinąć w większy brand odzieżowy.
Zależy, co dla ciebie oznacza słowo rozwój. Dla mnie to tworzenie dobrych kolekcji, używanie wysokiej jakości tkanin, spójność wizerunkowa – to jest ważne. Dla kogoś może to być sto sklepów i zatrudnianie dziesięciu asystentek. Mnie na tym nie zależy.
Oczywiście jakieś kroki trzeba podjąć, chciałabym mieć na przykład własny butik. Ale najważniejsze jest to, co się tworzy i to, żeby to miało jakiś głębszy sens. Rozwój nie polega tylko na rozprzestrzenianiu się po Polsce dla samej sprzedaży. Zdaję sobie sprawę, że moja marka nie jest dla wszystkich.
Często wykorzystujesz fach, który został prawie zapomniany, czyli ręczne krawiectwo i szycie na miarę. Robisz to, bo lubisz?
Oczywiście, to bardzo wymagające podejście. Jeśli ktoś kupuje rozmiar stworzony w szwalni, to po prostu odsyła rzecz i wymienia na inną. W przypadku szycia na miarę tworzenie wymaga wielu spotkań, ustalenia koncepcji, poświęcenia swojego czasu.
To jest trudne. Ale z drugiej strony, kiedy oglądam finalny efekt, mam ogromną satysfakcję. Poza tym tworzę te rzeczy zwykle na specjalne okazje – ślub, obronę profesury, uroczystości rodzinne. To pokazuje, że ktoś ma do mnie duże zaufanie. A to mnie bardzo cieszy.
Takie podejście wymaga wiele cierpliwości. Czy to efekt nauki w szkole muzycznej?
Na pewno. Precyzja, cierpliwość, dokładne zgłębianie jednego tematu wyniosłam ze szkoły muzycznej, gdzie grałam na wiolonczeli. Jestem przyzwyczajona do systematycznej pracy, do wielu godzin robienia tego samego, aby osiągnąć coś doskonałego. Pomaga mi też moja ogólna cierpliwość.
A nigdy nie straciłaś wiary w modę, nie miałaś ochoty rzucić tego wszystkiego? Wielu młodych polskich projektantów przeżywało takie chwile zwątpienia, wielu się im poddało. Nie przeraża Cię nieustanna konieczność bycia ocenianym przez krytyków, blogerów, klientki?
Oczywiście moje kolekcje pojawiają się w prasie, są recenzowane, ale nie ma takiej interakcji między mną a krytykami, jak między mną a klientkami. Z czego to wynika, nie wiem, może z mojego charakteru, może z tego, że nie przeprowadzę się do Warszawy, tylko mieszkam w Radomiu.
To dajce Ci dystans do modowego światka, które lubi głaskać swoje gwiazdy, a potem przyglądać się ich potknięciom?
Są tacy projektanci, którzy mają swoje pięć minut, trafiają na usta wszystkich, a potem szybko znikają. Mnie na tym nie zależy. Moja marka funkcjonuje od dziewięciu lat i to uważam za największy sukces. Mnóstwo znajomych, którzy ze mną zaczynali, gdzieś zniknęło, nie zajmują się już wcale modą. W Warszawie bywam trzy razy w tygodniu, ale ja potrzebuję bardzo wiele skupienia.
Mieszkanie tam, nie oszukujmy się, trochę by mi to utrudniło, bo tam ciągle ktoś coś chce. A ja potrzebuję skupienia, bo narzuciłam sobie szybkie tempo, co dwa miesiące wypuszczam nowe rzeczy i robię kampanię zdjęciową, które wymagają wiele pracy.
Jak sobie radzisz z taką szybką modą, którą narzuciły wielkie koncerny produkujące co kilka tygodni nowe kolekcje?
Czasami nagromadzę w głowie tak wiele pomysłów, że chcę je szybko przelać na tkaninę. Kolekcję na pokaz na KTW Fashion Week zaprojektowałam praktycznie w jeden wieczór. Wybrałam muzykę, wymyśliłam choreografię, nie mam problemu z tworzeniem czegoś. Oczywiście potem przychodzi trudny proces produkcji. Ubrania na sesje nie są często sprzedażowe, więc czesto tworzone są tylko by doskonalić się i rozwijać .
Rzadko uczestniczysz w pokazach mody. Jak oceniasz swój show na KTW Fashion Week w Katowicach?
To prawda, nie często decyduje się na pokazy mody. Ludzie piszą, że było wspaniale, to miłe. Nie jestem super pewna siebie, ale nie boję się pokazywać moich rzeczy. Oczywiście krytyka może się pojawić, ale po szkole muzycznej jest to dla mnie coś naturalnego. A skoro jesteśmy przy tym temacie, pokaz jest o wiele bardziej stresujący od koncertów.
Dlaczego?
Stresująca jest świadomość, że nie wszystko zależy tylko od ciebie. Nie widzisz, co dokładnie dzieje się na wybiegu, patrzysz tylko na podgląd na monitorze, a na końcu musisz wyjść do publiczności. Kiedy grałam na scenie, znacznie mniej się denerwowałam.
Twoje ubrania są doskonale skrojone pod klientki. Obserwuję rozwój Twojej marki od dawna i widzę, jak świetnie wyczuwasz potrzeby odbiorców. Nie miałaś kiedyś ochoty, by się od tego oderwać i trochę zaszaleć?
Przez te dziewięć lat podejmowałam różne próby. Ale to nie jestem ja, a nie ma co na siłę siebie zmieniać i udawać, że zrobiło się coś szalonego, jeśli nie jest się do tego przekonanym. W czasie pokazu w Katowicach było kilka małych prób pójścia pod prąd, ale to nie jest moja bajka.
Nie można odmówić Twoim projektom dobrego gustu. Tak sobie myślę, że fajnie by było, gdyby co druga Polka nosiła rzeczy od Natalii Siebuły. Nasze ulice byłby znacznie bardziej stylowe.
W Polsce brakuje mi elegancji. Lubię czytać starą prasę, oglądać dawne filmy, kiedyś elegancja i schludność były w modzie, wiele się o nich pisało, nawet w tak popularnych magazynach jak Burda. Teraz jest trochę zbyt dresowo. Oczywiście niech każdy chodzi ubrany, tak jak chce. Tworzę rzeczy, które mi się podobają.
Moje ubrania są takie, jak je czuję. Niczego nie udaję.
Czekasz trochę na odwrócenie trendu?
Fajnie by było, gdyby to nadeszło. Ale nie wiem, czy to nastąpi. Może ty wiesz?
Ja też jestem tym znudzony, choć siedzę teraz w t-shircie i czapce baseballówce.
Teraz w sklepach jest wszystko. Kiedyś, gdy panowała moda na dzwony, był tylko ten model spodni. Teraz mamy dzwony, biodrówki, rurki, z wysokim i niskim stanem. Każdemu jest łatwo ubrać, i to wcale nie za wielkie pieniądze. Boli mnie, że na naszych ulicach mimo to widać ogromne braki w estetyce.
Nie tylko w modzie, wystarczy popatrzeć, jak wygląda nasza przestrzeń publiczna. Często jest zaprojektowana w taki sposób, że można mówić o jej dewastacji estetycznej. Bardzo żałuję, że w sferze wizualnej nie potrafimy odwoływać się do naszej pięknej tradycji. Często zamiast wymyślać coś z niczego, wystarczyłoby popatrzeć, jak ubierano się i budowano kiedyś.
Ten problem mamy z obiektami, które wykorzystujemy w sesjach zdjęciowych. Często musimy pokonać wiele trudności, właściciele patrzą na nas jak na totalnych wariatów, że interesujemy się jakimś starym budynkiem.
Albo że chcemy uwiecznić mozaikę i klamki, które zostały zaprojektowane przez architekta w duchu całej bryły. A potem słyszymy „wie Pani, ja tu pracuję od 40 lat, tego syfu to ja bym nie fotografował”. Widać brak wrażliwości na estetykę i poszanowania dla dziedzictwa, które posiadamy.
Masz pomysł, jak to zmienić?
Wydaje mi się, że to duży problem, którego szybko nie rozwiążemy. Trudno, by ludzie, którzy nie mają zakorzenionego poszanowania dla dziedzictwa, nagle zaczęli doceniać pewne sprawy. Nauka powinna odbywać się w szkole. Pokazywanie dzieciom ładnych rzeczy na pewno ukształtowałoby ich estetykę lub chociaż świadomość, że to co nas otacza tworzą/tworzyli często naprawdę wybitni ludzie.
I mówisz, że Tobie ciągle się chce?
Tak.
Dlaczego?
Sama nie wiem. To jakaś wewnętrzna siła. Nie miałam wielu chwil zwątpień. W głowie ciągle mam wiele pomysłów i dlatego moja marka ciągle idzie do przodu.
Twoja miłość do mody nie wygasa?
Nie wiem nawet, czy do mody. To raczej miłość do robienia czegoś ciekawego.