Podobno są jak bracia. Połączyła ich autentyczna przyjaźń, ale przede wszystkim nietypowa pasja. Jeden z nich w swoim wrocławskim mieszkaniu posiada prawdopodobnie największą na świecie kolekcję whisky Grant’s. W domu drugiego brakuje wolnych półek dla kolejnych rocznikowych butelek większości szkockich destylarni.
Szymon Witkowski i Tomasz Razik są w środowisku fanów wody życia bardziej znani jako Whisky Team. Wędrują po festiwalach całej Polski, organizują degustacje, dzielą się swoją bogatą wiedzą i doświadczeniem. Bez nadęcia i zbędnej hierarchii – rozmawiając z nimi, można odnieść wrażenie, że whisky to trunek wyjątkowo egalitarny, wręcz społeczny, łączący ludzi i zbliżający ich do siebie. Spróbujmy.
Panowie, intryguje mnie, dlaczego właśnie whisky, a nie rocznikowe wina, znaczki pocztowe albo np. modele szybowców?
S: Czysty przypadek. U mnie były to prezenty od sąsiadów i znajomych. Mam również rodzinę za granicą, a sklepy bezcłowe na lotniskach zachęcały do kupowania w promocyjnych cenach głównie whisky.
T: W moim przypadku pomocni byli sąsiedzi, którzy lubowali się w piciu whisky typu blended i popularnych bourbonów. Obydwaj w pewnym momencie oznajmiliśmy znajomym i rodzinie, że jako prezenty chcemy dostawać butelki whisky.
S: Poznaliśmy się kilka lat temu, kiedy Tomek szukał kieliszków tastingowych, ja miałem akurat ich nadmiar, a że mieszkaliśmy stosunkowo blisko siebie, spotkaliśmy się i w sumie tak się zaczęło.
Szymonie, jesteś posiadaczem jednej z największych – nie tylko w Polsce, ale również na świecie – prywatnych kolekcji whisky Grant’s. Ile lat tworzyłeś jej portfolio i którą butelkę najtrudniej było zdobyć?
S: Whisky Grant’s zbieram od ponad 4 lat. Wspomniany wcześniej prezent to butelka tej whisky. Nigdy nie sądziłem, że kolekcja ta rozrośnie się do aż tak dużych rozmiarów. Jest sporo butelek, które było bardzo trudno zdobyć, między innymi wydania na rynek japoński z lat 70. czy też replikę butelki z 1912 roku, która nigdy nie trafiła do sprzedaży i wyprodukowano ich zaledwie 100! Ale osobiście dla mnie najcenniejsza jest butelka z 1957 roku, pierwsze wydanie Grant’sa – w trójkątnej butelce. Etykieta na niej zawiera błąd, co zostało dość szybko wychwycone przy premierze i butelka błyskawicznie zniknęła ze sklepowych półek.