Błądzę ostatnio wokół sztuki. Albo ja napotykam ją, albo ona mnie. Tak to jest z tymi kreatywnymi dziedzinami — przeplatają się i trudno mówić o jednej w oderwaniu od drugiej czy trzeciej. Tym razem jednak moda i sztuka przeplatają się mocniej, są wręcz ze sobą spojone, dzięki jednemu wspólnemu mianownikowi. Jest nim sam Cristóbal Balenciaga.
Ostatnio znajoma wrzuciła na Facebooka zdjęcie nastolatka w nowych sneakersach Belanciagi. Wszystko dlatego, że dzisiaj to buty, zaraz obok perfum, są najczęściej kupowanym produktem największych domów mody. Balenciaga pod wodzą Demny Gvasalii kojarzona jest obecnie właśnie z tym. Brzydkimi butami, łamaniem konwenansów i epatowaniem brzydotą na każdym wybiegu i w każdym sezonie.
Warto pamiętać (albo usłyszeć po raz pierwszy), że ta brzydota nie zawsze tkwiła w DNA tego domu mody.
Zamiast niej było tam specjalne miejsce dla największej inspiracji Cristóbala Balenciagi: dziedzictwa hiszpańskiego malarstwa. Zurbarán, Velázquez, Goia, Zuloagai Picasso — oto bohaterowie wystawy, która tego lata podbija Madryt. Wbrew pozorom nie we wspaniałym i majestatycznym Prado, ale w równie pociągającym Muzeum Thyssen.
Wielcy twórcy hiszpańskiego malarstwa, których twórczość przypada na okres od XVI-XX wieku zawitali do madryckiego muzeum w naprawdę doborowym towarzystwie. Połączył ich jeden twórca, kreator nad kreatorami jak mawiała o nim konkurencja w postaci Christiana Diora i Huberta de Givenchy. Cristóbal Balenciaga w końcu doczekał się wystawy, która opowiada o jego wielkiej pasji i inspiracji. Wystawa „Balenciaga and Spanish Painting” to wspaniały rozdział opowieści o dwóch dziedzinach, których losy nieustannie się przeplatają.
Z jednej strony o korelacji mody ze sztuką mówi się niemal co sezon, z drugiej zaś brakuje porządnej literatury tego tematu.
Sporo za to dywagacji na temat tego, czy moda już sztuką jest, czy jeszcze bardziej powinna się postarać, aby zasłużyć na ten zacny tytuł. Czy odpowiedź na to pytanie jest konieczna? Osobiście potrafię bez niej żyć i radzić sobie z rozgraniczeniem mody od sztuki, a sztuki od designu, jak również i w drugą stronę.
Kiedy jednak natrafia się okazja do przyjrzenia się z bliska temu, jak sztuka stawała się namacalną inspiracją jednego z największych projektantów XX wieku. Aż szkoda nie byłoby pociągnąć tematu o jeden akapit dłużej. A przecież jest o czym pisać, bo sztuka po prostu stała się modna. Kiedyś maglowaliśmy w kółko Elsę Schiaparelli i jej homara, a potem Yves’a Saint Laurenta i Mondriana.
Dzisiaj możemy też maglować Pradę i całą fundację boskiej Miucci, Louis Vuitton i okropnie tandetne torebki nawiązujące do twórczości Rubensa, Da Vinci czy Van Gogha. A także szereg innych współczesnych twórców mody, którzy co sezon prezentują nam inspiracje klasyczną lub współczesną sztuką. Stella McCartney, Gucci, Valentino, Comme des Garcons, Oscar de la Renta, Coach i Calvin Klein. To tylko garstka tych najbardziej rozpoznawalnych, którzy w ostatnich latach sięgali do sztuki w poszukiwaniu inspiracji i natchnienia do stworzenia kolejnych kolekcji.
W Polsce wbrew pozorom też nie brakuje ani mody, ani sztuki.
Jest też coś z mody inspirowanej sztuką. Pan Tu Nie Stał tworzy kolekcje we współpracy z Muzeum Sztuki w Łodzi. Nawiązuje do prac Kazimierza Malewicza, Brunona Jasieńskiego czy Karola Hillera. Reserved regularnie współpracuje z młodymi artystkami — ilustratorkami, które swoje projekty umieszczają na limitowanej kolekcji podkoszulków. Jest też polska marka Cacofonia Milano, która z zamiłowania do sztuki (nie tylko tej włoskiej) postanowiła uczynić swoje credo. Tworzy ubrania inspirowane twórczością wielkich malarzy.
Na koncie mają kurtkę bomberkę zaprojektowaną we współpracy z twórcami filmu „Twój Vincent”, która oczywiście jest ukłonem w stronę słynnego impresjonisty. Nie zapominajmy też o małych lokalnych markach, które już nie tylko inspirują, ale po prostu „pożyczają” takie motywy jak „Stworzenie Adama” Michała Anioła. Słynny gest został ostatnio wyeksponowany na T-shircie jednego z krakowskich sklepów vintage.
Pomimo łamania pewnych granic inspiracji, moda to dobry sposób na promowanie sztuki. Czy przez to sama się nią staje? Nie sądzę. Ale z pewnością się z nią przenika, tak jak na madryckiej wystawie o wielkich hiszpańskich kreatorach, którzy na obrazach uwieczniali modę, a ta potem w cudowny sposób inspirowała samego Balenciagę.
Wystawę „Balenciaga and Spanish Painting” można oglądać w Muzeum Thyssen-Bornemisza do 22 września