Bycie razem bez ślubu to być może niemoralne, ale bycie całkiem samemu, poszukiwanie przez całe życie, to zdecydowanie bardziej przykre i zniechęcające do zdrowego rozwoju.
Małżeństwo czy kohabitacja?
Jak wytłumaczyć fenomen ciągłego i coraz mniej efektywnego poszukiwania przez współczesnych młodych ludzi przysłowiowej ,,drugiej połówki”? Dzisiaj dobieranie się w pary jest osobistą sprawą każdego człowieka. Rzadko zdarzają się już w kulturze europejskiej małżeństwa przymusowe z partnerem wybieranym przez rodziców, chociaż małżeństwa z rozsądku lub dla ,,dobra dziecka” jeszcze tak. Pomimo wszystko to od nas zależy, czy chcemy z kimś być, czy nadal szukać. A czas poszukiwania odpowiedniej osoby staje się coraz dłuższy, partner wybierany jest staranniej i stawiane mu są coraz większe wymagania co do wyglądu, osobowości, stanu konta i innych pożądanych zalet.
Kiedy żyjemy sami, sami mieszkamy i wydajemy swoje pieniądze jak chcemy, sytuacja wydaje się prosta. Inaczej, kiedy w szaleństwie zakochania postanowimy z powodem naszego szczęścia zamieszkać. Podstawą związku jest uczucie łączące partnerów, które stanowi o jego jakości, a więc i trwałości. Bycie razem bez ślubu nazywane bywa kohabitacją. Czym jest kohabitacja? To heteroseksualny związek dwojga ludzi wspólnie zamieszkujących przez jakiś dłuższy okres czasu, prowadzących wspólne gospodarstwo domowe i utrzymujących stosunki seksualne. Stoi ona wyraźnie w opozycji do małżeństwa, które oznacza prawnie i społecznie uznany długotrwały związek, obejmujący seksualne, ekonomiczne i społeczne prawa oraz obowiązki dla partnerów.
Z instytucjonalnej perspektywy małżeństwo stanowi więc odpowiedź na normy społeczne, natomiast kohabitacja postrzegana jest jako ich złamanie. Wielu samotnych młodych ludzi poprzedza sam związek małżeński czasem pomieszkiwania z kimś, jednak na zupełnie innych zasadach niż po ślubie. Sami kohabitanci wykazują się skłonnością do indywidualizmu, autonomii i specyficznej sprawiedliwości w podziale prac domowych. Mają więc orientację indywidualistyczną, która widoczna jest w różnych dziedzinach życia. Być może sprzeczną ze słowami: ,, i nie opuszczę cię do śmierci…”
Bo jeżeli celem niektórych Singli jest zdobywanie wiedzy i środków do zdobycia dóbr, to czy jest w jej interesie angażowanie siebie w trwały związek wymagający włożenia tych środków w jego istnienie? Jeżeli potrzebą Singla jest wydawanie środków na rozrywkę i rozliczne kontakty damsko-męskie, to leży w jej interesie ,,zniewolenie” swojej osoby jednym tylko partnerem, absorbującym czas i stawiającym wymagania i ograniczenia? Tym samym małżeństwo, jako pochłaniacz ciężko zdobytych pieniędzy i wysoko cenionej wolności nie wydaje się być atrakcyjnym sposobem na spędzenie jednego wszakże życia.
Samotność w związku
Samotności Singli towarzyszy czasami poczucie bezsensu wynikającego z nieumiejętności zaangażowania się w coś co przyniesie nam radość. Bezsens działania może doprowadzić do bezsensu istnienia, wtedy popadamy w depresję i niemoc. Nie czując sensu w tym co robimy, mamy wrażenie marnowania czasu, a bycie samemu w takim kontekście przeplatać się może z poczuciem banalności.
We wszystkim co widzimy nie widzimy sensu, nie chcemy być sami, a chcąc cos z tym zrobić rzucamy w wir pracy, obowiązków domowych, rozrywek medialnych. Z tego coraz bardziej jednak izolujemy się od innych, pomimo że najbardziej na świecie pragniemy ich bliskości. Czasami samotność wchodzi w swoje lepsze wcielenie jawiąc się jako coś niezbędnego do zdrowego i pełnego rozwoju. Samotność którą akceptujemy może zaistnieć także w związku dwóch osób, partnerów.
Wtedy jest uzupełnieniem i dojrzałością czujących ją ludzi. Samotność każdego z partnerów pomaga uczynić życie ciekawszym, ale także zdrowszym, bo pomaga zrozumieć siebie i nauczyć się jak najlepiej żyć z kimś. Jak dawać sobie i komuś szczęście.
Niestety nie zawsze samotność w związku ma swoje pozytywne cechy. ,, Jestem z kimś, ale tak naprawdę czuję jakby go nie było” to częsty opis z życia małżonków, ale nie tylko. Długotrwałe związki partnerskie także cierpią na wypalenie czy zanikające zainteresowanie. Co znaczy, że czuję jakby go nie było? Dzielimy z kimś mieszkanie, stół, łóżko, ale nie czujemy zaangażowania, brakuje zwykłej radości z bycia razem, rozmowy, zainteresowania, czy choćby powodów do kłótni. Podobno awantura lepsza jest od milczenia. Coś w tym jest, bo kiedy się kłócimy to znaczy, że nam na sobie zależy, że walczymy.
Kiedy przechodzimy koło siebie bez słowa, nie mamy szansy na dialog i zrozumienie. Kiedy nie rozmawiamy, nie jesteśmy blisko. Najlepszym przykładem są przyjaciele, którzy im częściej rozmawiają ze sobą, tym więcej maja tematów, lepiej się dogadują. Samotność w związku to największy jego wróg, nierzadko oznacza też poważny kryzys lub nawet wizję rozstania.
Doświadczanie samotności nie musi i najczęściej nie jest stanem trwającym całe życie. W końcu znajdziemy tego odpowiedniego człowieka, czy też poczujemy smak przyjaźni na całe życie, lub pojawią się dzieci, które obdarzą bezwarunkową miłością i zaufaniem. Jednak życie singla to najczęściej poszukiwanie, chociaż jedni szukają biernie, czekając na ukochanego, który sam podjedzie na białym koniu pod wieżę samotności. Inni zaś szukają wchodząc w coraz to nowe związki i próbując odnaleźć tego jedynego, czy tej jedynej. Zazwyczaj związki te bywają krótkotrwałe i przelotne, co potęguje poczucie samotności w międzyczasie.