Kiedy luksusowe prostytutki zyskują status luksusowych? Czy zależy to tylko od ich ceny, czy może od ilości obsłużonych klientów? Czy popularny ostatnio sponsoring jest pewną formą prostytucji i czy różni się czymkolwiek od najstarszego zawodu świata? Dlaczego mężowie lubią towarzystwo kobiet lekkich obyczajów i czy żony wchodzą czasem w rolę kurtyzany?
Okazuje się jednak, że przynależność do sfery luksusu zaczyna się od… trzymania „gęby na kłódkę”
Nie tak dawno gruchnęła w mediach wiadomość, że jedna z zagranicznych aktorek była przez lata luksusową prostytutką. Ponoć noc spędzona w jej ramionach kosztowała fortunę, a ona oddawała się głównie politykom i biznesmenom z wyższej półki.
Wydawać by się mogło, że luksusowa prostytutka to silikonowa piękność, która zna swoją wartość i nie jest typem dziewczyny wystającej co noc pod latarnią. Zupełny laik, zapytany o podstawowe cechy dziwki pierwszej klasy, wymieniłby piękne ciało, „niski przebieg” i horrendalne honorarium, które przyszłoby mu za nią zapłacić. Fakt – to też się liczy.
Okazuje się jednak, że przynależność do sfery luksusu zaczyna się od… trzymania „gęby na kłódkę”. Dyskrecja – to najważniejsza i najbardziej pożądana cecha rozwiązłych kobiet, które niejednokrotnie okazują się bardziej przedsiębiorcze niż ich klienci. To za utrzymanie tajemnicy płaci się bajońskie stawki. Rozmiar stanika i reszta to tylko dodatki, które można dobrać według uznania. Ta żelazna zasada nie dziwi, gdyby spojrzeć na liczby i procenty.
Z badań opublikowanych w 2005 roku wynika, że w ciągu dziesięciu lat liczba mężczyzn korzystających z usług prostytutek podwoiła się. Ponoć obecnie co trzeci facet trafił w ręce kobiety lekkich obyczajów. Jeśli spróbujemy porównać ile ma do stracenia zwykły pan Staszek, a ile polityk lub biznesmen (oczywiście obaj żonaci) uprawiający seks z prostytutką – ścierpnie nam skóra na karku.
Wszak pan Staszek może pożegnać się tylko z żoną i schabowym serwowanym co niedzielę. Gruba ryba może jednak przestać być gruba, a utrata wszystkiego, zwłaszcza reputacji, boli bardziej niż wyrwanie ósemki bez znieczulenia.
Aktoreczka
Ponoć prostytutka w rubryce „zawód” wpisuje z reguły „aktorka” i pewnie nie mija się z prawdą, jeśli przyjrzeć się zwierzeniom pań lekkich obyczajów. – Seks za pieniądze to udawanie – podkreśla Sandra, która w zabawianie facetów zabawia się od trzech lat. – Mężczyźni nie chcą wiedzieć, że pracujemy w tym zawodzie, bo życie zmusiło nas do takich kroków.
Oczekują tego po co przyszli, bez zbędnych pytań. Ma być fantazyjnie i kolorowo. Jest zgodnie z ich życzeniem – mówi cicho. Biznes to biznes, także w tej branży. Najniższa stopniem dziwki to tirówka, którą można czasem dojrzeć na szosie lub wylotówce z miasta. – Brud, smród i ubóstwo – wzdryga się Sandra. – A może można spotkać tirówkę z ideałami, która nie jest tak bardzo wymięta jak sądzisz, albo kierowcę tira, który po dwudziestu godzinach w trasie nie jest tak obleśny jak nam się wydaje? – pytam szybko. – Proszę cię… – słyszę i widzę jak wznosi oczy do nieba.
co za idiotyczny artykuł. końcówka szczególnie dobijająca. autorka pisze o mediach, a nie podaje żadnych źródeł. pisze o badaniach i to samo. I dalej: ”
Z rozmów jednak wynika, że ich liczba stale rośnie, a powodzi im się naprawdę nieźle.” Jakich rozmów? Totalne ssanie z palucha.
Aniu, w wersji magazynowej jest zamieszczona notatka (z naszej winy nie pojawiła się ona tu na stronie…), o tym iż autorka tego artykułu jest również autorką wydanej parę lat temu powieści pt.”Sponsorowana”, którą napisała w oparciu o rozmowy i wywiady przeprowadzone z dziewczynami, zajmującymi się tym „biznesem”. Jak wiadomo, wypowiadają się one zwykle incognito, więc ciężko tutaj udowadniać prawdziwość wypowiedzi i faktów, co nie znaczy, iż są one wyssane z palca… Trochę wiary w ludzi 🙂
Pozdrawiamy 🙂
Redakcja Lounge
Pełno takich chętnych do sponsorowania w krakowskich klubach. Niby niezależne, niby bystre, niby wykształcone ….