Lidia Kalita współtworzyła najpierw sukces marki Simple, a teraz z rozmachem prowadzi własny brand. Jej kolekcje to znakomity przykład, jak łączyć indywidualny styl z oczekiwaniami klientek. O projektowaniu, sytuacji na rynku polskiej mody oraz pogoni za błyskawicznie zmieniającymi się trendami z projektantką rozmawia Rafał Stanowski
Na ile współczesna moda jest sztuką, a na ile biznesem?
Każdy proces kreowania i poszukiwania jest sztuką. Najtrudniejsze dla projektanta lub artysty jest jednak spotkanie z publicznością. Czy uda mi się zwrócić uwagę na markę, produkt… Czy ktoś będzie chciał kupić i nosić moje projekty… W najlepszym scenariuszu, czy produkt pokochają tysiące ludzi i osiągnę sukces nie tylko wizerunkowy, ale też sprzedażowy. To ważne, żeby artysta wiedział, dla kogo projektuje. Dzisiaj jest tak, że rynek zmienia się dynamicznie, obserwuję jak internet i influencerzy odgrywają kluczową rolę w działaniach biznesowych. Szczególnie, że modę kupuje się impulsywnie, tu i teraz. Jest trochę tak, że to rynek i klienci dyktują ofertę, projektanci muszą wyczuwać oczekiwania swoich klientów, a jednocześnie przemycać własne wizje i styl.
Jak duży wpływ na to, co Pani tworzy, mają social media oraz interakcja z fanami?
W marce Lidia Kalita pracuje jedna osoba, która odpowiada wyłącznie za kontakt z klientami w butikach, szkolenia personelu, odpowiada na bieżące zapytania i potrzeby klientek. Myślę, że projektant musi podążać za swoim instynktem, ale nie możemy pozostać obojętni na potrzeby klientek. Przede wszystkim to, że w danym momencie podobają mi się asymetryczne rękawy, nie oznacza, że ktoś będzie chciał w nich chodzić. Myślę, że temu służą pokazy i kampanie wizerunkowe. Jako projektantka mogę się spełnić, pokazując szerszej publiczności co mi gra w duszy. Następnie należy te wizje jednak przełożyć na język ulicy, mówiąc kolokwialnie „zejść na ziemię”. (śmiech) Mogę nawet powiedzieć, że moje klientki ostatnio przeforsowały większą liczbę dekoltów w kolekcji, po tym jak przez dwa sezony lansowałam wysoko zapinane kołnierze i stójki. Jak widać w ostatniej kolekcji pozostaję im wierna, ale w butikach pojawiło się więcej sukienek w różnych wariantach wykończenia, właśnie na prośbę klientek. Dokładnie taki dialog i nasza relacja może budować markę. Chcę dawać kobietom to, czego potrzebują i nie wyobrażam sobie pozostać obojętna na ich prośby.
Czy w Polsce coraz łatwiej czy coraz trudniej tworzyć modę? Wiele się zmieniło, jest mocne wsparcie w postaci social mediów, ale z drugiej strony pojawiła się ogromna konkurencja, także ze strony globalnych koncernów, które rozdają karty naszym, i nie tylko, rynku.
Myślę, że nie jest to najgorszy czas dla polskiej mody. Świadczy o tym chociażby rosnąca liczba marek na rynku, również tych mniejszych, autorskich. Na pewno nie jest łatwo połączyć nawet najlepszy design z biznesem. Potrzebne jest do tego zaplecze finansowe, ponieważ koszty wytworzenia i utrzymania marki w segmencie Premium są bardzo wysokie. Internet jest w tym przypadku ogromnym wsparciem zarówno dla małych, jak i wielkich firm. Zdecydowanie trudniej było jeszcze dziesięć lat temu, kiedy wyznacznikiem sukcesu była wyłącznie skala i liczba butików stacjonarnych. Koszty zatowarowania są nieporównywalnie większe niż będą w erze zakupów online, w którą właśnie wkraczamy. Konkurencja na rynku jest duża, ale markom projektantów na szczęście pomaga rosnąca świadomość klientów na temat tkanin, jakości i będącej ostatnio na językach wielu osób wartości „cruelty free”. Klient jest najważniejszy i sukces jest tak długo jak będzie wracał do marki, którą ceni i szanuje, oczywiście z wzajemnością. Stali, zadowoleni klienci są najlepszą rekomendacją każdej marki, ale także gwarancją, że będzie mogła się rozwijać.
Czy polska moda wyróżnia się czymś w świecie, czy dopiero szukamy swojego, indywidualnego stylu? Czy w ogóle można mówić o czymś takim, jak polski styl?
Jasne, że tak. Polki ubierają się świetnie. Wystarczy wyjść na ulicę. Oczywiście, myślę że wciąż szukamy swojego stylu i mam nadzieję, że nigdy nie przestaniemy! (śmiech) Polki są szalenie eleganckie, zadbane i tym wyróżniamy się na tle innych narodów. Rzadko widzę kobiety ubrane w dres w galerii handlowej czy na ulicy.
Co Panią bardziej inspiruje – ulica polska czy zagraniczna? Kiedyś można było doszukiwać się u nas kompleksu wobec zachodniego stylu, teraz to się jednak kompletnie zmieniło?
Dzisiaj tej granice są już zatarte. Nie widzę różnicy między młodymi ludźmi na ulicach Warszawy czy Krakowa i Londynu. Co więcej, nowości ze świata mody nie są już tylko domeną dużych miast. Zawdzięczamy to oczywiście takim aplikacjom jak Instagram czy Pinterest, gdzie ludzie w każdym wieku masowo dzielą się swoimi stylizacjami i kreują swój wizerunek. Polska ulica mi się podoba, ale i tak chcę ją zmieniać! Chciałabym widzieć jeszcze więcej Polek w moich projektach.
Współczesna moda stała się bardzo szyba, trendy zmieniają się błyskawicznie. Nie wszyscy projektanci się w tym wyścigu odnajdują, czego przykładem było głośne odejście rafa Simonsa z Diora. Czy nie myślała Pani kiedyś, by to wszystko rzucić?
Myślałam tak wiele razy. (śmiech) Ale kocham tę pracę. Jestem projektantką z powołania, a nie dlatego, że tak się ułożyło. Świadomie podążałam w tym kierunku i wiedziałam, że chcę zapisać się na kartach historii mody w Polsce. Niestety nic nie przychodzi łatwo, dlatego włożyłam w to wiele serca i pracy. Myślę, że przynajmniej kilka razy w życiu udało mi się zburzyć mur, który z pozoru był nie do przesunięcia. Miewam momenty zmęczenia, ale trwają krótko. Do czasu, kiedy złapię nową inspirację i wtedy już wpadam w samonapędzającą się machinę. Trendy zmieniają się błyskawicznie i przyznaję, że zdążyłam się już do nich dostosować. Klientki nieustannie oczekują nowości, w tym momencie właściwie już w każdym tygodniu. Z tego powodu zrezygnowałam dwa lata temu z tworzenia jednej kolekcji na sezon, a zaczęłam projektować kolekcje tematyczne. Od czterech do sześciu w jednym sezonie.
Pani marka stale i dynamicznie się rozwija. Proszę zdradzić, co nowego czeka nas wkrótce?
Jestem właśnie po pokazie kolekcji Haute Couture inspirowanej historią Anny Kareniny. Przyznaję, że to wydarzenie dało mi duży power do dalszych działań. Wkrótce pojawią się kolejne tematyczne odsłony jesieni, którymi chciałabym zaskoczyć klientki. W tym momencie kładziemy nacisk na rozwój e-commerce i skupiamy się na sprzedaży.
Czy wspomina Pani jeszcze markę Simple, którą współtworzyła z dużym sukcesem? I czy Pani trochę za Simple tęskni?
Nie należę do osób, które żyją przeszłością. Częściej myślę o przyszłości, ale oczywiście kibicuję Simple, ponieważ mam personalny stosunek do tej marki.