Law is the future

Law is the future
Kiedy mówimy „przyszłość”, myślimy o nowych technologiach, urządzeniach, środkach komunikacji, trendach. Ta „przyszłość” przyniesie zmiany w każdej dziedzinie życia. A zatem to, co będzie musiało dostosować się do zmieniającej rzeczywistości to prawo, które w tak szerokim zakresie reguluje nasze „tu i teraz”.

A jak ma się to do prawa mody? Jak w tej dziedzinie możemy zapatrywać się na przyszłość? Czy warto nieco pofantazjować i zastanowić się nad tym, jakie rozwiązania już wkrótce mogą być niezbędne, aby branża fashion nie stanęła w miejscu?

Wydaje się, że to czego brakuje na naszym polskim podwórku, to regulacje dotyczące ekologii w modzie. Wiele mówi się o ekologicznych surowcach, tkaninach, w szczególności o bawełnie, ale tak naprawdę, nie mamy pojęcia co kryje się pod kolorową metką ze znaczkiem EKO. Zdecydowanie brakuje tych przepisów, które nie pozwolą wprowadzać konsumentów w błąd. Skoro na puszce Coli podaje się rodzaj substancji słodzących, dlaczego nie miałoby się to tyczyć też swetra z sieciówki, tak aby klienci wiedzieli, czy jest on dosładzany zwykłą bawełną, czy autentycznie ekologiczną?

Coraz częściej też mówi się o fali wegetarianizmu i weganizmu – pytanie czy ma on szansę objąć branżę fashion? O ile, tak jak wiele osób jestem w stanie „przełknąć” fakt (zamierzony kalambur), iż skóra wieprzowa czy wołowa, będąca niejako odpadem po produkcji żywności, jest wykorzystywana do szycia torebek czy butów, tak farmom norek czy szynszyli hodowanych tylko i wyłącznie dla zaspokojenia gustów wielbicielek futra mówię stanowcze NIE, tupiąc nogą odzianą w szpilkę (ze skóry, mea culpa).

Czy prawo może więc zakazać wykorzystywania zwierząt tam, gdzie nie jest to konieczne, ponieważ mamy zamienniki? Prawdę mówiąc, już słyszę cichy, wegetariański szept za uchem – „soja”, „tofu”, ale umówmy się, że bardziej potrzebujemy mięsa niż nowej pary butów (tu z kolei narażam się fashionistkom). Skoro jednak już teraz niektórzy producenci eksperymentują z grzybami, które z powodzeniem mogą zastąpić skórę, może kiedyś uda nam się stworzyć prawo zakazujące niektórych praktyk.

Co jeszcze mogłoby zmienić się w przyszłości? Wydaje się, że rozwoju potrzebuje prawo znaków towarowych. Fakt, że to co objąć możemy ochroną nie jest ujęte enumeratywnie i kazuistycznie należy poczytywać za zaletę, nie da się jednak ukryć, że w dzisiejszych czasach zbyt często odpowiedzi musimy szukać w orzecznictwie, czy wręcz udawać się do sądu po rozstrzygnięcie. Znakiem towarowym może być dziś układ sklepu, ale z kolei paski Adidasa jak się niedawno okazało są niewystarczająco charakterystyczne. Przyszłość może przynieść nowe rodzaje oznaczeń, których nawet sobie jeszcze dziś nie wyobrażamy, ale które nie będą nadawać się do graficznego przedstawienia, a jednak staną się znakiem rozpoznawczym marki. Wtedy albo przepisy się uelastycznią, albo wiele potencjalnych znaków pozostanie bez możliwości ochrony, co sprzyja nieuczciwej konkurencji, a wręcz do niej zachęca.

Prawo jest tak naprawdę przyszłością przemysłu modowego. To ono pozwala zakreślić granice, chroniące przed naruszeniami, kiedy granicą dla niektórych przestaje być zwykła przyzwoitość. Prawo pozwala chronić w modzie zarówno konsumenta jak i projektanta, a dzięki temu – napędzać ten biznes. Jeśli więc w przyszłość branży modowej chcemy patrzeć ze spokojem, za priorytetowe należy chyba uznać dwie kwestie – umożliwienie jak największego rozwoju twórcom, którzy wnoszą wciąż w ten świat coś nowego i stworzenie mechanizmów, które umożliwią sprawne działanie w branży.

Anna Górska-Micorek
Pakulski, Kilarski i Wspólnicy
Kancelaria Prawna

 

Więcej od loungemag
Podróż (końca) życia
Mówią, że dla chcącego nic trudnego. Że wszystkie ograniczenia są w głowie, a wiek to tylko liczba. Jednak...
Więcej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *