Kraków jest miastem różnorodnym. Chcemy być częścią tej opowieści.
Rozmowa z Caroliną Pietyrą, dyrektorką KBF o nowej strategii dla instytucji i Krakowa, rozwoju dzielnicy Wesołej i dialogu z młodością – rozmawia Rafał Stanowski
Spotykamy się niedługo po pandemii, w czasie wojny i globalnego kryzysu. Czy Twoim zdaniem to jest dobry czas dla kultury?
- To jest, powiedziałabym, konieczny czas dla kultury. Patrząc na sprawy historycznie, w trudnych momentach kultura okazywała się niezbędnym spoiwem, które pomagało przetrwać. W czasie I wojny światowej, na samym jej początku, zamykano teatry we Francji, a zaraz potem kazano je z powrotem otwierać, bo społeczeństwo bez sztuki nie może należycie funkcjonować. Spójrz, co teraz dzieje się w Ukrainie, w okopach można spotkać wykładowców akademii, którzy tworzą swoje dzieła, choć wokół przelatują kule i bomby. To jest sposób, by przetrwać i żyć mimo wszystko. Kultura nie może czekać na lepsze czasy, bo też nie jest kwiatkiem do kożucha, tylko fundamentem i kontekstem dla wszystkich działań. Im jest gorzej, tym bardziej ważna jest odpowiedź, jakiej udzielamy.
Wspominasz o Francji, pewnie dlatego, że masz ciekawą perspektywę międzynarodową, pochodzisz ze Strasburga. A zatem możesz spojrzeć na Kraków trochę z zewnątrz. Powiedz, na ile możemy stać się międzynarodowym hubem kultury?
- Każdy, kto doświadczył atmosfery Krakowa, chce tu wrócić. Jako miasto umiemy intrygować i pokazywać zarówno dziedzictwo, jak i innowacyjne projekty, czy to jeśli chodzi o kulturę, czy o sektor konferencji i narzędzi promocji. Porównywanie prowadzi często do prostych, ale nieprawdziwych wniosków. Trudno na przykład zestawiać Kraków z Paryżem, tamtejsza oferta kulturalna jest niesamowicie bogata.
Ale, jeśli spojrzymy na inne metropolie, które nie są stolicami, to nie tylko nie mamy się czego wstydzić, ale zdecydowanie jesteśmy liderem na polu działań artystycznych. Wielką wartością jest to, że Kraków żyje kulturą., która nie pełni tu dodatku, nie wydarza się przy okazji, ale przenika miasto do jego fundamentów. Tożsamość Krakowa jako miasta zachęca do spędzania tu czasu i powrotów w różne miejsca, żeby o tym opowiadać wykorzystujemy rozmaite narzędzia, na przykład w kwietniu miała premierę kolekcją Kraków-wow na platformie Google Arts & Culture.
A nie masz wrażenia, że w Krakowie dzieje się za dużo?
- Uważam to za ogromną zaletę! Tu cały czas coś się dzieje. Zdaję sobie sprawę, że wiele osób ma poczucie przesytu. Ale najczęściej są to ludzie zajmujący się organizacją wydarzeń. Natomiast z punktu widzenia odbiorcy spotykam się z opiniami, że dzieje się nadal zbyt mało! Z drugiej strony wyraźny jest zwrot ku lokalności, organizacji wydarzeń i życia w ramach dzielnic, na placach i rynkach, więc to nie jest tak, że wszystkie wydarzenia są dla siebie konkurencją. Na pewno jest to miasto, które oferuje dużo różnych możliwości.
Ciekaw jestem, kto tak uważa?
- Mówię na przykład o młodych ludziach, o nastolatkach. Mają poczucie, że miasto nie oferuje im tyle, ile mogłoby. Podobnie jest z obcokrajowcami, których mamy coraz więcej w Krakowie.
Tu się zgodzę, bo dla generacji Z nasze propozycje są często zbyt hermetyczne. Musimy przestać im narzucać „dziaderski” punkt widzenia i zrozumieć, że to już zupełnie inne pokolenie niż te urodzone w latach 70. czy 60. Jak to zmienić?
- Pracujemy nad tym. Przeprowadziliśmy niedawno hackaton z ludźmi w wieku 11-19 lat, to jest ta grupa najmniej zaopiekowana. Dowiedzieliśmy się, w jaki sposób lepiej budować naszą ofertę kulturalną, czego brakuje, jakie są pomysły. Zaskoczyło mnie to spotkanie totalnie. Myśleliśmy o nowych technologiach, o AR, VR czy AI. A okazało się, że potrzeba jest zupełnie inna. Czego chcą młodzi? Spotkania na żywo z drugim człowiekiem.
W tym nieustannie biegnącym, ale też dobrze zorganizowanym Krakowie, młodzi ludzie wpadają w lukę. Rodzice nie są już ich opiekunami, z którymi chcą spędzać czas, a reszta społeczeństwa nie zapewnia odpowiednich inspiracji, nie wciąga, dystansuje. Dowiedzieliśmy się jeszcze jednej ważnej rzeczy: oni chcą być również twórcami lub współtwórcami. Nie chcą zostać konsumentami. Chodzi im o coś więcej. O zaangażowanie, o rozwój, o włączenie.
Czy to badanie zmieni podejście KBF do polityki kulturalnej Krakowa?
- Stworzyliśmy nową strategię dla KBF na najbliższe trzy lata. Chcemy dawać przestrzeń do tego, aby powstawały nowe inicjatywy, wspierać to, co młode i innowacyjne, co nie posiada jeszcze narzędzi i możliwości, wyrównywać szanse. Będziemy to robić w sposób świadomy, przekazując zrównoważone zasady szacunku dla ekosystemu, promując pojęcie partycypacji. Zmierzamy w stronę , jak można poważnie powiedzieć, inkubatora zrównoważonej kultury.
Zmieniliście nie tylko strategię działania, ale też komunikację. Na KBF: bliżej . Kogo i dlaczego?
- Żyjemy w dynamicznych czasach, w których wszystko stało się trochę skrótowe. Ale chcemy też podkreślić naszą bliskość – z mieszkańcami, kulturą, partnerstwem. Dojrzeliśmy do tego momentu, by stać się instytucją dla wszystkich. Po pandemii nadszedł czas bliskości, lokalności, partycypacji. W procesie twórczym szalenie istotne jest doświadczenie grupowe, wspólnota.
Jeżeli mieszkamy razem, to zawsze przypadkiem coś się wydarza, często nie tylko to, co zostało zaplanowane. Natomiast w Internecie nie ma przypadków, trudniej się eksperymentuje, a interakcje emocjonalne nie osiągają tego samego wymiaru, co na żywo. Dlatego powinniśmy pokazywać młodym ludziom, że bycie razem ma sens. A właściwie powinniśmy dawać przestrzeń do takich spotkań, by ta potrzeba mogła się realizować.
Czyli mogą teraz zapukać do KBF i otworzycie im drzwi?
- Tak, pomożemy zrealizować projekt albo powiemy, do kogo można się z nim udać. My, ludzie kultury, działamy sprawnie w ramach różnych sieci kontaktów i zależności. Chcemy wspierać tych, którzy dopiero wchodzą na rynek, sam dobrze o tym wiesz, bo jako Fundacja Liberty Art niedawno pomogliście młodym artystom z Fundacji Spleen zorganizować ciekawą wystawę. Cieszę się, że jako KBF mogliśmy w tym pomóc, goszcząc Was w Pałacu Potockich.
Podobnie podchodzimy do projektów w ramach budżetu obywatelskiego. Jeśli ktoś ma ciekawy pomysł, ale nie wie do końca, jak go zrealizować, może u nas zasięgnąć rady. Ponad 20 letnia historia instytucji i jej pracowników to wiedza, na której wiele można zbudować. Co ciekawe, od zawsze jest tu przyzwyczajenie do działań kreatywnych, więc intuicyjnie łączymy know-how z innowacją.
Powiem, że to dość rewolucyjne podejście!
- Mam inny sposób myślenia o mieście, jako o konstrukcie składającym się z ludzi, którzy zmieniają swoje myślenie na przestrzeni lat. Dzisiaj ktoś może pracować w dużej korporacji, ale jutro może zostać twórcą festiwalu. W Polsce zmiana zawodu nie jest wpisana w styl życia, często pracujemy na jednym stanowisku przez kilkadziesiąt lat. Moje doświadczenia francuskie pokazują, że profesję powinno się zmieniać co siedem lat, by odświeżyć mózg, nerwy itd. W tym kontekście zależało mi na tym, by otworzyć KBF na wszystkich, nie tylko na instytucje kultury. Chcę włączać w proces tworzenia oferty kulturalnej Krakowa ludzi, którzy mogą nie wydawać się oczywistym wyborem, jak pracowników dużych, międzynarodowych firm. Korporacji nie powinniśmy postrzegać tylko jako darczyńców, ale także jako współtwórców tego, co dzieje się w mieście.
Czy to znaczy, że odchodzicie w KBF od polityki skupiającej się na tworzeniu dużych festiwali?
- Festiwale nadal są sercem naszej działalności. Zespół jest w nie zaangażowany emocjonalnie i robi to świetnie. Nie ma drugiej takie ekipy w mieście, trzeba wykorzystać ten potencjał. Poza tym festiwale należą do tożsamości Krakowa, zawsze będą świętem dla kultury. To również ważne narzędzie promocyjne i obietnica emocji dla odbiorców. Nie zamierzamy z nich rezygnować. Dla mnie jako designerki partycypacja nie jest niczym nowym, to narzędzie pracy, które pomaga redefiniować to, co robimy i dawać odbiorcom adekwatną ofertę. Chcemy tworzyć festiwale w oparciu o wiedzę na temat tego, jakie są potrzeby naszego otoczenia. W ten sposób będziemy budować partycypacyjne relacje z mieszkańcami.
W tym kontekście warto porozmawiać o Wesołej, która ma szansę stać się alternatywnym centrum Krakowa, pełniąc jednocześnie rolę inkubatora kultury. Wiem, że ścierają się różne wizje tego miejsca, od biznesowych po związane ze sztuką. Jak duży wpływ na przyszłość tego miejsca będą mieli ludzie kultury?
- Wesoła to najlepszy przykład partycypacji. Zamierzamy rewitalizować dzielnicę przy wsparciu środowisk twórczych i kulturalnych,we współpracy z miejskimi jednostkami i Agencją Rozwoju Miasta Krakowa.
Z zagranicznych przykładów wiemy, że jest to możliwe, ale tylko wtedy, gdy włączymy mieszkańców w długi proces dialogu, współpracy i odpowiedzialności. Dzięki temu ograniczymy liczbę popełnianych błędów, możemy działać nie tylko punktowo, ale i systemowo, w sposób świadomy zmieniając przestrzeń. Między innymi dlatego zdecydowaliśmy się stworzyć na Wesołej miejsce dla designu, które będzie się mieścić w dawnej aptece – roboczo nazywamy je Apteką Designu. W samym środku dzielnicy przeznaczymy na ten cel dużą przestrzeń o powierzchni 1700 m kwadratowych, gdzie kiedyś wytwarzano leki, a teraz powstanie hub związany z projektowaniem.
Skąd ten sentyment do designu? Czy dlatego, że sama jesteś z zawodu designerką?
- Designerzy mają pewną cechę wspólną, niezależnie od tego, czym dokładnie się zajmują – jest nią potrzeba zmiany otoczenia. Świadomie umieszczamy ich w sercu projektu, by pomogli nam kreować przestrzeń Wesołej. W planach mamy między innymi rezydencje, których elementem obowiązkowym będzie włączenie w proces rewitalizacji dzielnicy. Chcemy też stworzyć miejsca warsztatowe i wystawiennicze, aktywizując twórców i twórczynie.
Czy w ślad za tymi działaniami pójdzie organizacja festiwalu designu?
- Społeczność designerów jest na razie zbyt rozproszona, by wychodzić od razu z inicjatywą tak dużego wydarzenia. Wszyscy musimy się najpierw lepiej poznać, odnaleźć nasz potencjał i wspólnie stworzyć koncepcję, która wykreuje mocną inicjatywę na mapie Polski.
Do Krakowa przyjechało bardzo wielu Ukraińców, są wśród nich ludzie zajmujący się kulturą czy działaniami kreatywnymi. Jak wykorzystać ten potencjał?
- Cały czas działamy na tym polu. Zrezygnowaliśmy na przykład z części rezydencji literackich, przeznaczając mieszkanie dla twórczyń z Ukrainy. Prowadzimy zajęcia dla dzieci z tłumaczeniem na język ukraiński. Zajęcia są otwarte również dla polskich rodzin, bo na tym etapie stawiamy na integrację i wzajemność. Planujemy robić więcej tłumaczeń, by lokalne dziedzictwo było bardziej dostępne. Nie dotyczy to zresztą tylko Ukraińców. Jesteśmy świadomi, że Kraków stał się miastem multi-kulti, mieszka tu wiele osób z różnych stron świata. Będziemy ich włączać w nasze działania kulturalne, a siebie w proces integracji różnych osób i spraw tego miasta.
Rozmawiał Rafał Stanowski
Fot. Adrian Pallasch