My Polacy…
Pisząc ten tekst, spodziewam się, że przewodni temat numeru zachęci pozostałych autorów do wypowiedzenia swojego zdania na temat tego, co tam w naszym kraju. Co tam w społeczeństwie, co tam po wyborach i co tam w ogóle w tej biało-czerwonej krainie. Dorzucę swoje trzy grosze, bo czemu miałabym tego nie zrobić ,skoro taka jest tu moja rola. No więc my Polacy kochamy konkurencję.
Lubimy ze sobą rywalizować, niekoniecznie na zasadach fair play i niekoniecznie ze zdrowym i pozytywnym duchem walki. Kochamy konkurencję tak bardzo, że nie tylko patrzymy na to, że sąsiad właśnie kupił sobie lepszy samochód, ale też z paranoicznymi ognikami w oczach patrzymy na to, czy ktoś przypadkiem nie podbiera nam naszego pomysłu. Na biznes, na aranżację ogrodu, na rasę psa i na pomysł na obiad. Tak bardzo kochamy konkurencję, że szukamy jej wszędzie. Zazwyczaj tam, gdzie w ogóle nie ma po niej śladu.
Pracując w kreatywnej branży mam przyjemność spotykania wielu kreatywnych i niekonwencjonalnych osób.
Sporo z nich należy również do osób obrotnych, dlatego często wpadają na różnorodne pomysły na własny biznes. Jakie to pomysły tego nie wiem, bo nasza rozmowa zazwyczaj kończy się na etapie „nie mogę nic zdradzić, zobaczysz jak wszystko ruszy”. Niektóre z nich wprost przyznają, że nie pisną ni słówka. W końcu to przecież oczywiste, że komuś o tym powiem i ten ktoś to wykorzysta. Oczywiście, że powiem, bo rozmawianie o czyimś biznesie to najlepsza forma reklamy. Jeśli ktoś chowa się z nim po kątach i myśli, że w dzień premiery wszyscy będą stać pod jego oknami, jest w sporym błędzie. Skoro nie wolno nikomu mówić, to skąd ludzie mają o nim wiedzieć?
Drugi przykład niezdrowego romansu z prześladowczą manią konkurencji jest wtedy, kiedy dotyczy osób pracujących w jednej branży.
Z jednej strony ze sobą współpracują, z drugiej zaś obawiają się zagrożenia właśnie ze strony swoich najbliższych współpracowników. Jeśli myślę o wydaniu książki, to nie mogę nic powiedzieć o tym mojej koleżance, która również potrafi składać litery w całkiem sensowne zdania. Dlaczego? Dlatego, że nie ma innej możliwości jak tylko to, że koleżanka bezczelnie wykorzysta mój pomysł i napisze moją książkę tuż przed tym, jak ja skończę pisać w niej ostatnie zdanie. Tak jakby koleżanka była w branży tylko po to, aby podchwytywać pomysły innych i realizować każdy z nich w maksymalnie krótkim czasie.
Zdaję sobie sprawę, że takie osoby są, istnieją, żyją i czasem mamy nieszczęście z nimi egzystować. Zazwyczaj jednak dosyć szybko można wyczuć ich intencje. Przy odpowiedniej dawce dyplomacji, wykluczyć je z kręgu osób, które wiedzą o naszym absolutnie unikatowym pomyśle. Szkoda przez te osoby tracić możliwości konsultacji i zasięgnięcia opinii tych, którzy mogą uraczyć nas naprawdę pomocnymi i trafionymi uwagami. Szukanie konkurencji oznacza zamknięcie się na każdego, kto może przyczynić się do rozwoju naszego biznesu czy każdego innego przedsięwzięcia.
Trzeci i chyba mój ulubiony przykład szukania konkurencji tam, gdzie jej nie ma to sytuacja, kiedy ktoś ma do nas pretensje, że ukradliśmy pomysł z jego głowy.
Przecież głowa to miejsce, w której zaklepuje się pomysły. Więc skoro jeden z nich w niej powstał, nikt inny nie ma do niego absolutnie żadnych praw. Czasem, ale tylko czasem zdarza się jednak tak, że ktoś inny podstępnym sposobem wykrada nam ten pomysł z głowy i realizuje go, zanim my zdążymy się za niego zabrać. Kto nie wierzy, może sięgnąć po „Wielką Magię”. Autorka bestsellera „Jedz, módl się i kochaj” pisze o tym, jak pewna pisarka zrealizowała jej tajemny pomysł na książkę. I to dokładnie w taki sposób, w jaki ona chciała go zrealizować.
Sprawa jest tajemnicza, skomplikowana i trochę zakrawa o czarną magię. Mimo wszystko warto mieć świadomość, że możemy nie być jedynymi osobami, które chcą sprzedawać dynię poza sezonem, albo otworzyć food trucka pod kolejką na Kasprowy (do tego akurat trzeba mieć niezłe koneksje z Góralami). Może więc wrzućmy na luz, kiedy ktoś zacznie robić coś, co chcieliśmy zrobić trzy lata temu, ale jakoś się do tego nie zabraliśmy. Może też, zamiast szukać w każdym konkurencji, spójrzmy na siebie jak na osoby, które mają ze sobą dużo wspólnego, i które mogą sobie nawzajem pomóc w rozwijaniu swoich biznesów. W końcu nie bez powodu mówi się, że konkurencja napędza rynek.