Joanna Hawrot kocha łączyć modę i sztukę w myśl zasady „from fashion to art”. Najnowszą kolekcję stworzyła we współpracy z wybitnym artystą Maurycym Gomulickim, a jej premiera odbędzie się 11 maja w trakcie Jazz Art Fashion Festivalu w Warszawie.
Wirginia Woolf powiedziała: „Może się wydawać, że ubrania to jedynie pusta błahostka, ale mają one dużo ważniejszy cel niż tylko sprawianie, żeby było nam ciepło. One zmieniają to, jak postrzegamy świat i w jaki sposób świat postrzega nas”. Myślisz podobnie?
Tak, to jest zdecydowanie motto mojej marki. Moda pełni formę manifestu, narzędzia do wyrażania pewnych treści, emocji. Kimona są formą, która niejednokrotnie wyrywa ludzi z szarej codzienności, uwalnia ochotę wyrazania swojej osobowości. Tak naprawdę nikt nie lubi znikać w masie bez emocji i treści.
One są narzędziem do celebracji. Wiele moich klientek często podkreśla, że dopóki do nas nie trafiły, ubrania zupełnie nie budziły w ich zainteresowania, kompletnie nie wzbudzały emocji, nie widziały też potencjału tego narzedzia, tymczasem trafiły na kimona, które sprawiają, że czują się jak superbohaterki.
Dlatego często sięgasz po innych artystów, z którymi tworzycie pomost między modą i sztuką. Najnowszy to Maurycy Gomulicki, nazwisko doskonale znane w kręgu artystycznej awangardy, jest jednym z jej najbardziej rozpoznawalnych twórców, uhonorowanym nagrodami i indywidualnymi wystawami. Odkrywasz go w zupełnie nowej roli dla świata mody.
Moda jako taka przestała mnie już interesować. Od samego początku działałam zgodnie z hasłem „from fashion to art”, od pierwszego mojego performance w Lublinie. Zawsze byłam głodna idei, wartości w modzie, samo ubranie pozostawało na drugim planie. Było sposobem na komunikowanie się ze sobą i otoczeniem, czymś, co określam słowami „wearable art”.
Jak to się stało, że przecięły się drogi, Twoja i Maurycego Gomulickiego?
Spotkaliśmy się dzięki Marcie Kołakowskiej z Leto Gallery, która reprezentuje artystę. Maurycy zobaczył moje kimona z poprzedniej kolekcji stworzone wraz z Aleksandrą Waliszewską. Wtedy zapragnął mieć swoje własne. Twórczość Maurycego była mi bardzo dobrze znana, od początku byłam zachwycona tym pomysłem, dlatego bardzo szybko przystąpiliśmy do realizacji kolekcji. Podoba mi się jego sensualna, niemal erotyczna strona twórczości, podszyta hedonistyczną filozofią. Można ją określić jako kulturę rozkoszy – także w dosłownym sensie. Dlatego nasz projekt nazwaliśmy „Psycho Pussy”.
Od początku działaliśmy w całkowitej wolności, Maurycy stworzyl serie rożnorodnych projektów op-artowychi „pussy” Ja natomiast rozpisałam je tym razem nie tylko na kimona ale linie uzupełniającą kimona ( body, legginsy, sportowe elementy). Powstała duża, wieloelementowa kolekcja. Maurycy jest wspaniałym twórcą i człowiekiem, ta kooperacja była przyjemnością, dlatego też w głównej mierze powstała tak bogata kolekcja, obojgu nam rósł apetyt w trakcie jej tworzenia.
Często współpracujesz z innymi artystami podczas tworzenia swoich kolekcji. Taka kooperacja jest na pewno niezwykle interesująca, ale też obarczona rafami, bo przecież to starcie odmiennych idei, koncepcji, często rywalizacja ego. Jak sobie z tym radzisz?
Tego rodzaju współprace doskonale wyrażają moją koncepcję FROM FASHION TO ART. Nie zawsze się udają, zwłaszcza jeśli obie strony nie potrafią iść na kompromis, trzeba mieć podejście wolnomyślicielskie, otworzyć się na wizję drugiej osoby. Z Maurycym poszło znakomicie bo on czuje ideę kooperacji, traktuje ją jako proces, w którym żadna ze stron nie stawia drugiej ograniczeń. Widziałam, że ten koncept go bardzo cieszył i dawał wiele satysfakcji.
Jak wyglądało Wasze projektowanie?
Na początku działaliśmy osobno, projektując zdalnie. Maurycy jest bardzo płodnym artystą i stworzył dla mnie szereg projektów nadruku. Przez cały czas przebywał w Meksyku, wiec duży fragment kolekcji zobaczył po raz pierwszy dopiero po powrocie. Bardzo byliśmy oboje podekscytowani, ja czułam stres, bo w dużej mierze działałam na własną rękę. Na szczęście efekty się obroniły. To był bardzo witalizujący czas, dał mi wiele przyjemności, o którą coraz ciężej w procesie tworzenia.
Dotychczas słynęłaś z autorskim kimon, teraz to się zmieniło i mamy sporo nowości – postanowiłaś zaprojektować całkiem nowe elementy odzieży.
Pojawiły się elementy, które nazwałabym sportowymi – legginsy, body, a także płaszcze. Czyli wszystko to czym mozemy uzupełnić kimona. Jako, że projekty Maurycego znakomicie przekładają się na tkaninę i nie tylko kimonowe formy, powstało wiele nieplanowanych na początku elementów.
Starasz się, aby ludzie wyróżniali się z tłumu. Patrzę na naszą ulicę, która zdominowana jest przez monochromatyczne kolory i zastanawiam się, czy to nie jest trochę donkichoteria?
Nie tworzę mody dla każdego, nie ścigam się z sieciówkami, projektuję ubrania, które są zaprzeczeniem casualu. Kierowane są do osób oczekujących od siebie i rzeczywistości czegoś wiecej, staram się to „ wiecej” im dać.
Pada słowo „kobiety” – to one Cię inspirują najbardziej? Czy wynika to z może sytuacji społecznej, której właśnie doświadczamy, w której kobiety poczuły, że muszą znów wyjść na ulice, mówić o sobie głośno, walczyć słowem i gestem?
Wspieram je zawsze, także wolności o które walczą. Lubie gdy kobiety w siebie wierzą, są pewne swoich wartości. Ubranie jest zawsze najblizej naszego ciala na co dzień, wpływa na nasze myśli, reakcje, warto z tego korzystać świadomie. Bill Cunningham mówił, że „ moda to broń, która pomaga przetrwać w warunkach codziennego życia” myślę, że miał w zupełności rację.
Ale nie uciekasz też od podejmowania tematów społecznych, czego wyrazem jest akcja #KIMONO_GIRLS.
Stworzyłam #KIMONO_GIRLS, by pokazać twórcze, ambitne kobiety, które się nie boją mówić co myślą. Jednocześnie są kobiece, silne, zmysłowe i nawet jak noszą czerń to wiodą bardzo kolorowe życie. Sylwia Chutnik, Karolina Czarnecka, Mirella von Chrupek i Gosia Wdowik, są ambasadorkami kultury rozkoszy, o której mówi nasza kolekcja.
Bardzo ambitne podejście na mało ambitnym polskim rynku mody, który podobne projekty lubi omijać szerokim łukiem. Zastanawiam się, gdzie znajdujesz energię, by się tym wszystkim nie zrażać? Przez tyle lat wiele podobnie myślących projektantów albo zupełnie zniknęło z rynku, albo wyjechało na Zachód w poszukiwaniu wyższych wartości mody.
Polski rynek jest bardzo niewdzięczny, brakuje nam odbiorców i wykształconych preferencji innych niż te sieciowe. Cieszę się, że znalazłam swoją niszę, w której dobrze się czuję. Mam przestrzeń w której panuje wolność, i to bardzo satysfakcjonujący stan. Nie zawsze tak było, dlatego teraz bardzo doceniam swobodę w jakiej się poruszam. Po latach szukania, znalazłam swój trop, jest nim kimono oraz idea „ wearable art”.
Trzy lata temu przeprowadziłaś się z Krakowa do Warszawy, otworzyłaś tutaj butik, urodziłaś dziecko – to znaczy, że zapuściłaś korzenie?
Dobrze się tu czuje, przeprowadzka znakomicie na mnie wpłynęła pod każdym względem. Nie wiem jak długo tu zostanę, ale czuję że jest tu jeszcze kilka rzeczy do zrobienia. Kila miesięcy temu kupiłam dom w lesie, który jest moją nową fascynacją, wiąże z nim pewne plany niekoniecznie związane z modą.
Dokąd teraz zmierzasz – do świata sztuki czy mody?
Jestem wierna swojej filozofii FROM FASHION TO ART.
Rozmawiał Rafał Stanowski
Fot. Patrycja Toczyńska