– Czytałam, że pani zajmuje się treningiem Inteligencji Seksualnej.
– Erotycznej…
– Ech, tych inteligencji jest teraz tyle! Emocjonalna, erotyczna, ja to mam chyba tylko inteligencję kulinarną! Jak to się ma – ta inteligencja erotyczna – do zwykłej inteligencji?
Pyta po pierwszych kilku sesjach moja klientka – szefowa kuchni, w trakcie terapii partnerskiej.
- Inteligencja erotyczna to wykorzystywanie inteligencji na przykład do kontroli impulsów, które zagrażają dojrzałej erotycznie więzi pani z mężem. I często ta umiejętność całkowicie kłóci się z tą podstawową inteligencją, która pomaga nam radzić sobie ze światem.
Pani strategia kontroli męża też jest bardzo inteligentna.
- O której strategii pani mówi? Ja nie mam żadnej strategii!
-
Świadomie… nie. Ale to co pani opisuje… Chce pani od ludzi mniej niż oni od pani. Nauczyła tego panią relacja z matka, która miała pretensję o to, że pani siostry okazują jej uczucia, a pani ma do niej dystans. Wtedy pani musiała zauważyć, że pragnienie od ludzi mniej niż oni chcą od pani jest sposobem na to, aby ciągle czuć ich obecność, uwagę i mieć na wyciągnięcie ręki ich miłość i czułość – w każdej chwili.
Ten mechanizm narodził się w dzieciństwie i trwa dalej w relacji z mężem. Podtrzymywanie niedosytu u innych chroni panią przed wieloma rzeczami. Odrzuceniem, upokorzeniem, frustracją, a w związku z tym smutkiem i samotnością. Niestety tego typu ochrona odbiera pani wiele wartościowych przeżyć.
Klientka siedziała lekko oszołomiona w zastygłej pozie
Z podniesionymi brwiami słuchała, jak tłumaczę o co chodzi… jej samej. Mam trzy pary, które przyszły do mnie z tą samą, nietrafnie postawioną diagnozą: seksoholizmem. W tym wypadku żona przyprowadziła męża – niby-seksoholika, narzekając na to, że on chce uprawiać seks przez cały czas. Przy tym, za każdym razem, gdy narzekała na osaczające pożądanie męża, cała aż się rozpromieniała. Na mój opis mechanizmu, któremu się poddaje, jej entuzjazm ustąpił miejsca zaciekawieniu.
Z jej męża zdjęłam niesłusznie przylepioną łatkę seksoholika. Seks to jego język miłości. On stara się za pomocą aktu seksualnego – namacalnego i cielesnego, udowodnić sobie swoją wartość i potwierdzić miłość żony do siebie. W seksualności szuka ukojenia i zaspokojenia wielu potrzeb, których nie jest w stanie zaspokoić w inny sposób. Ta sfera jest dla niego ważna. W życiu i w związku. Na tyle ważna, że wymagał ciągłych zbliżeń, bez względu na to, czy żona ma na nie ochotę czy nie.
Jego reakcje można w tym miejscu akurat porównać do uzależnienia
Uzależnieni zwykle przestają po jakimś czasie dbać o jakość środka, który „ćpają” – bez względu na to, co to jest – alkohol, narkotyki, seks. Oczywiście czasem robi to każdy. Niech rzuci pierwszy kamieniem ten, kto nigdy nie smarował kompulsywnie chleba masłem, gdy był zbyt głodny, aby gotować obiad. W przypadku osób łaknących seksu z partnerami, którzy tego seksu nie chcą, mamy do czynienia z głodem uczuć. A przecież seks z osobą, która robi to z litości albo dla świętego spokoju jest jak ten chleb z masłem – zaspokaja głód ciała, daje ulgę, ale nie jest to żadna kulinarna fantazja przyrządzona z pasją.
Im częściej w gabinecie spotykam się z parami, tym lepiej rozumiem metody i teorie mojego wielkiego guru psychoterapii par – Davida Schnarcha. Mówi on o tym, że najważniejszą umiejętnością w tworzeniu związków (na każdym etapie) jest tolerowanie i samoregulacja własnych lęków.
W miłości tych lęków jest całe mnóstwo. Na początku dominuje lęk przed odrzuceniem, potem dodajemy do niego lęk przed zmianami i pochłonięciem przez partnera, obawiamy się upokorzenia, zranienia, odsłonięcia ran, rozczarowania, odpowiedzialności. Liczba tych lęków tylko rośnie z czasem. Po co w ogóle to robić? Właśnie po to, żeby relacja mogła być dla nas areną samorealizacji. Głębokiej, trudnej i zdecydowanie wartej zachodu.
Terapia par pomaga to zrozumieć i zamienić trudności związku w taką szansę
Konflikty przemienia w rozbieg dla nowej rzeczywistości, w której oboje partnerzy zyskują i wzrastają jako jednostki.
Miłość wiąże się z ryzykiem, że coś czego chcemy zostanie nam odebrane, albo nie dostaniemy tego tyle, ile chcemy. Trzeba to zaakceptować.
A co z moją parą? Czeka ich trudna droga. Jego zadaniem jest znalezienie poczucia własnej wartości w innych sferach życia niż seks. Będzie musiał oddalić się od żony i stanąć na własnych nogach, po to aby potem zbliżyć się do niej w lepszy, dojrzalszy sposób. Jej zadaniem będzie zaakceptowanie niebezpieczeństwa jakie wiąże się z pożądaniem. Pragnienie rodzi ryzyko, które wymaga zauważenia. Trzeba na nie spojrzeć i je oswoić. Mądra miłość ma tyle samo wspólnego z ciepłem i bezpieczeństwem, co z lękiem i obawą.
Zajmuję się różnicami pożądania w związkach od lat
Diagnoza seksoholizmu, gdy mowa o relacji partnerskiej, często jest nieskuteczna. Gdyby seks z partnerem był jak narkotyk, byłoby znacznie łatwiej. W rzeczywistości u osób, które są zakochane, narkotyk jest dużo niebezpieczniejszy i jest nim miłość. Chcemy ćpać miłość. Sproszkować miłość partnera, albo jego całego i wciągać kreskę za kreską. Seks daję piękną możliwość doświadczania tego cieleśnie.
I jeśli ktoś wchodzi w związek mając skrajną postawę: asekurując się totalnie przed głębokim pożądaniem i możliwością odrzucenia lub poddając związkowi całe jestestwo – staje się osaczonym abstynentem lub nakręconym ćpunem. Często ci dwoje są razem w związku!
Rozpracowanie tego zestawu obron daje szansę na stategie, które będą wspierały dojrzałe życie erotyczne pary. Bo seks obciążony związkowymi manipulacjami (często nieświadomymi) zwykle jest jak ten chleb z masłem – mało inteligentny kulinarnie.