FOKSTROT. Po bardzo ciekawym debiucie, jakim był „Liban” z 2009 roku, na swój kolejny film izraelski reżyser Samuel Maoz kazał czekać widzom naprawdę długo. Jak przekonywał w jednym z wywiadów, miał co robić. W tym czasie, obok wychowywania dzieci, zajmował się także rzeźbiarstwem, pisaniem książki czy prowadzeniem wieczornej audycji radiowej poświęconej muzyce.
Ostatecznie czekać było warto, gdyż „Fokstrot” jest filmem więcej niż dobrym, czego dowodem chociażby Wielka Nagroda Jury na festiwalu w Wenecji. Podobnie jak w przypadku „Libanu” zaczęło się od wątku autobiograficznego. Stanowił on kanwę przejmującej opowieści o dwóch pokoleniach, przeznaczeniu oraz cierpieniu za błędy popełnione przez naszych rodziców. Film Maoza ciekawy jest również od strony formalnej. Ma strukturę tryptyku, przypominając tym nieco antyczną tragedię. „Fokstrot” jest też kolejnym dowodem na to, że kinematografia izraelska jest w tym momencie jedną z najciekawszych na świecie.
FOKSTROT
reż. Samuel Maoz
Izrael/Szwajcaria/Niemcy/Francja
2017 113’
Premiera: 7 września
Ocena: 4/5
CZARNE BRACTWO. BLACKKKLANSMAN
reż. Spike Lee
USA
2018 128’
Klasyk kina afroamerykańskiego Spike Lee powraca ze zdwojoną energią. Akcję swojego filmu przenosi do lat 70., bohaterem czyniąc Rona Stallwortha. To pierwszy czarnoskóry detektyw, który służy w Departamencie Policji w Colorado Springs. Zadanie przed nim nie lada, gdyż za cel bierze sobie infiltrację lokalnych struktur Ku Klux Klanu. Pomóc ma w tym kolega z jednostki Flip Zimmerman, któremu, z uwagi na kolor skóry, będzie dane przeniknąć w szeregi rasistowskiej organizacji.
Aktorski duet – John David Washington oraz Adam Driver, grający w gruncie rzeczy jedną postać, to zdecydowanie najmocniejszy punkt opartego na faktach filmu. Spike Lee po raz wtóry potwierdza, że ma świetne ucho do dialogów. Ale także tendencję do niepotrzebnego operowania patosem. Bo z jednej strony na „Czarnym bractwie…” zanosimy się śmiechem. Z drugiej – momentami czujemy jakby ktoś w nachalny sposób wbijał nam do głowy słuszną tezę, zapominając chyba nieco o inteligencji widza.
Premiera: 14 września
Ocena: 3/5
DOGMAN
reż. Matteo Garrone
Włochy/Francja
Takie filmy nie powstają często. Po canneńskiej premierze międzynarodowa prasa piała z zachwytu, a publiczność zgotowała twórcom długą owację na stojąco. Włoski reżyser Matteo Garrone, znany nam z „Gomorry” czy „Pentameronu”, na warsztat postanowił wziąć prawdziwą historię z lat 80. Ponoć do dziś straszy się nią dzieci na Półwyspie Apenińskim. W jej centrum znalazł się niepozorny psi fryzjer Marcello. Obok pracy i wychowywania córki, dorabia on sobie handlując kokainą. Stara się nikomu nie wadzić, dla każdego jest uprzejmy, stroni od kłopotów jak od ognia. Tyle że jak to często bywa, one same, pod postacią notorycznie ośmieszającego go lokalnego osiłka Simone, znalazły głównego bohatera.
Świetny, dopracowany w każdym detalu scenariusz i wykreowana przez reżysera atmosfera rodem z westernu. Zdjęcia czy kapitalna rola Marcello Fonte, za którą zgarnął zresztą Złotą Palmę na festiwalu w Cannes. Nie mam wątpliwości, że to jeden z najlepszych filmów drugiej połowy bieżącego roku.