Nieczęsto się zdarza, by polski film pokazywany był na jednej z najważniejszych imprez filmowych, jaką bez wątpienia jest amerykański Sundance Film Festival, a jeszcze rzadziej, by został tam nagrodzony.
Tak stało się w przypadku nowej produkcji Jacka Borcucha, który smak festiwalu założonego przez Roberta Redforda poznał już przy okazji „Nieulotnych”. W „Słodkim końcu dnia” polski reżyser próbuje zapełnić tematyczną lukę, jakim dla rodzimego kina fabularnego jest problem uchodźczy. Nie przeszkadza temu fakt, że akcja rozgrywa się w niewielkim włoskim miasteczku Volterra. To miejsce, jakie na swój dom przed laty wybrała polska noblistka w dziedzinie literatury, w której rolę wciela się doceniona na Sundance Krystyna Janda.
Borcuch, wraz ze współscenarzystą, poczytnym pisarzem Szczepanem Twardochem, rozdzielają uwagę widza pomiędzy indywidualność a zbiorowość. Bezkompromisową w swym zachowaniu bohaterkę a lokalną społeczność, której nastrojami wyjątkowo łatwo można manipulować. Janda w swej roli jest przekonująca, podobnie zresztą jak włoska część obsady. Film Borcucha to nie tylko temat, ale i forma, bo duże wrażenie robią tu zdjęcia Michała Dymka oraz muzyka skomponowana przez Daniela Blooma.
SŁODKI KONIEC DNIA
reż. Jacek Borcuch
Polska
2019 92’
Premiera: 10maja
Ocena: 4/5
Nie będę ukrywał, że Olivier Assayas to mój ulubiony, współczesny francuski reżyser. Być może ta słabość wynika z faktu, że nawet kiedy film zupełnie mu nie wyjdzie, jak w przypadku „Personal Shopper”, przynajmniej można się trochę pośmiać.
W „Podwójnym życiu” również uśmiech nie schodzi z twarzy, ale akurat tym razem śmiało można założyć, że było to intencją twórcy. Assayas pokazuje swoje komediowe oblicze, nie tylko jako reżyser, ale i scenarzysta. Nie zmienia jednego, często jego filmy obracają się w środowisku artystowskim i tak jest również w przypadku „Podwójnego życia”. Bohaterem czyni wydawcę książek, który ideały porzuca na rzecz profitów, a świętość, jaką są papierowe wydania, dla e-booków. Jaka zatem jest złość jednego z „jego” pisarzy, snobującego się za wszelką cenę na bycie offline.
To w efekcie z jednej strony przezabawna opowieść o twórczych (i nie tylko) konfliktach, z drugiej przewrotna refleksja na temat rewolucji na rynku wydawniczym (i nie tylko). Lekka, celna, pełna bon motów i słownej szermierki, a przy tym nieprzeintelektualizowana. Wisienką na torcie jest świetna, autoironiczna rola Juliette Binoche.
PODWÓJNE ŻYCIE
reż. Olivier Assayas
Francja
2018 108’
Premiera:17 maja
Ocena: 5/5
Ceniony chilijski reżyser Sebastian Lelio postanowił podążyć śladem Michaela Hanekego.
Ten wybitny autor kina europejskiego w 2007 roku nakręcił w Stanach Zjednoczonych remake swojego kultowego filmu „Funny Games”. Nie byłoby pewnie w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że skopiował pierwowzór dokładnie scena po scenie. W 2013 roku Lelio pokazał na Berlinale „Glorię”.
Zyskała ona wielką sympatię widzów, a wcielającej się w tytułową rolę Paulinie Garcíi otworzyła drogę do dużej kariery. Uniwersalna opowieść o desperacko poszukującej szczęścia i miłości starszej kobiecie okazała się na tyle atrakcyjna, że Lelio, podobnie jak wcześniej Haneke, dostał możliwość nakręcenia tego filmu raz jeszcze, w warunkach amerykańskich. Stąd na ekranie Julianne Moore i John Turturro.
Poza obsadą i językiem w stosunku do filmu sprzed sześciu laty zmienia się niewiele, ale taki też był inicjalny zamysł. „Gloria Bell” to zatem wciąż historia, która umiejętnie balansuje pomiędzy poważniejszymi a lżejszymi tonami. Pozwala się uśmiechnąć, ale i uronić łezkę, w chwili gdy kibicujemy miotającej się bohaterce. I choć najczęściej w cenie jest oryginalność, Lelio wyszedł ze słusznego założenia, że może czasem lepiej nie zmieniać tego, co raz już dobrze się sprawdziło.