Kwiaty od zawsze mnie prześladują. Bardzo możliwe, że to kwestia mojego imienia, a może tego, że moja mama jest z wykształcenia ogrodnikiem. W rodzinnym domu zawsze było ich pełno. Więcej tych doniczkowych niż wazonowych, ale i tak niektórych z nich nienawidziłam z całych sił. Na przykład takiej „anginki”, czyli geranium, które śmierdziało w całym pokoju, a trzymaliśmy je tylko po to, aby robić z niego okłady na szyję w trakcie anginy, a jakże. Inne mi nie przeszkadzały, ale zawsze tkwiłam w przekonaniu, że w swoim dorosłym życiu nie będę otaczać się kwiatami. Więc oto jestem, dorosła babka (nie-lancetowata) i dookoła mnie wszędzie widzę kwiaty.
Po pierwsze otaczają mnie w moim domu, bo jednak w końcu włączył mi się dziedziczny gen ogrodnika i dotarło do mnie, że kwiaty w mieszkaniu dają życie, energię i dobre samopoczucie. Mam i te doniczkowe, ale też i wazonowe, bo te mają kolory, a z kolorami od dawna jestem za pan brat. Mam również te ogrodowe, chociaż ogrodniczka ze mnie marna. Na wiosnę zawsze jednak coś wyrośnie i ucieszy oko na przydomowej trawce. Po drugie, kwiaty to obecnie mój temat numer jeden w życiu zawodowym. Floral to ponownie jeden z głównych trendów na wiosenno-letni sezon (tutaj jak zawsze słyszę w głowie znużony głos Mirandy Priestly: Florals? For spring? Groundbreaking). Oprócz kwiatów, które rzeczywiście ku zaskoczeniu wszystkich wracają co wiosnę, mamy w tym roku dokładkę w postaci boomu na lata 70. Dekada dzieci kwiatów pojawiła się w kolekcjach niemal wszystkich najważniejszych projektantów i największych domów mody: Givenchy, Victoria Beckham, Chloe, Hermes, Celine i można tak dalej wymieniać jeszcze przez kilka długich linijek. Wraz z latami 70 wraca nie tylko jeans, boho, luźne kroje i okrągłe okulary. Wracają również kwiaty w każdym wydaniu: na sukienkach, na bluzkach, na spodniach i na kurtkach.
Od kwiecistych kurtek moje skojarzenia łatwo idą w stronę jesienno-zimowych kolekcji, w których kwiaty nadal będą jednym z najmocniejszych akcentów. Tutaj prezentują się dużo bardziej oryginalnie, bo kwiaty na jesień i zimę to już mniejsza oczywistość niż kwiaty w środku wiosny. Zestawione z puchowymi kurtko-sukniami od Moncler Genius wyglądają zjawiskowo. Linia Moncler Genius nie bawi się w hamowanie potencjału projektantów, których zaprasza do współpracy. A skoro tym razem padło na jednego z moich ulubieńców, Richarda Quinna, nie mogło obejść się bez przeskalowanych kompozycji kwiatowych. Quinn kocha kwiaty, więc stały się one jego znakiem rozpoznawczym. Chociaż można mu zarzucić powielanie swoich własnych projektów i trzymanie się jednej konwencji, nie da się zaprzeczyć, że posługuje się kwiatami równie zgrabnie, co najlepszy ogrodnik. Czy to wiosna, czy jesień, Richard Quinn przypomina, że kwiaty mają moc i doskonale potrafią wkomponować się w garderobę.
I w końcu po trzecie, kwiaty towarzyszą mi w tym momencie, dzisiaj, teraz, tutaj, kiedy piszę ten tekst, bo właśnie skończyłam ponad trzygodzinną rozmowę z duetem Kwiaty&MIUT z Poznania. Od dzisiaj kwiaty nabrały dla mnie nowego znaczenia, a chłopaki przekonali mnie, że nie tylko żywność i ubrania mają swoją jakość — kwiaty również, o czym niestety często zapominamy. Flower Power do tej pory kojarzył mi się wyłącznie z hippisami, dekadą lat 70 i powracającą modą właśnie z tego okresu. Dzisiaj to hasło, tak często traktowane jako chwytliwy slogan, daje mi całkiem nowe skojarzenie: kwiaty mają moc — w domu, w ogrodzie, w relacjach międzyludzkich i oczywiście w modzie, z której na szczęście nie mają zamiaru szybko zniknąć. Kwiaty dają nam poczucie piękna, uspakajają, dodają energii i sprawiają, że nasz outfit nabiera życia. Może właśnie dlatego Richard Quinn uznawany jest za jednego z najciekawszych młodych projektantów z Londynu, a Kwiaty&MIUT zrewolucjonizowali podejście do świadomej i pięknej florystyki. Może też mówienie do kwiatów, tak jak robi to moja mama, nie jest dziwactwem, a raczej rytuałem, który daje moc kwiatom, z której potem sami czerpiemy.