Wiecie, że jabłko na grzbiecie jeża to wymysł bajek? Prawdziwe jeże tuptają bez żadnych obciążeń, a jesienią zaczynają szukać schronienia, w którym mogłyby przespać całą zimę. Śpią zazwyczaj od października aż do wiosny, budząc się na chwilę co kilka tygodni. Podczas snu zimowego ich serce zwalnia do 20 uderzeń na minutę (w okresie aktywności bije aż 180 razy/min.).
Jako dziecko uwielbiałam jeże i jak zobaczyłam jakiegoś mogłam iść za nim na koniec świata (haha). Dziś wiem, że jeże potrzebują spokoju, są prawie ślepe, a jesienią dreptają w kółko z myślą o tym „gdzie by się tu schować”. Jeśli macie ogród możecie przygotować im schronienie np. ze sterty suchych liści przykrytych gałęziami.
Na Mazurach jesień rozgościła się na dobre, ale nie odpuściliśmy ognisk i pogaduch do późnej nocy, czasem pod kocem i z koniaczkiem w dłoni. Las obsypał się grzybami, a radocha z ich zbierania przebiła późniejsze czynności takie jak czyszczenie, gotowanie, marynowanie i nawlekanie na nitkę. Największą królową kuchni stała się jednak dynia. Pyszna, soczysta, z własnego ogródka.
Na pierwszy ogień poszły omlety dyniowe – jednego z nich widzicie na powyższym zdjęciu! Wystarczy obrać ¼ dyni, zetrzeć na tarce (duże oczka), dodać 2 jajka, 2 łyżki bułki tartej, 1 łyżkę mąki, wkroić trochę zielonej cebulki i dwa ząbki czosnku, a następnie przyprawić solą, pieprzem, papryką (ja używam słodkiej) i gałką muszkatołową (dodaję dosłownie szczyptę).
Po usmażeniu można je podawać z warzywami (tutaj szpinak, pomidorki koktajlowe, czosnek, masło i odrobina białego wina) lub pożerać saute. Najlepsza jest jednak dyniowa jajecznica. Przepis znajdziecie tu. W naszym przypadku jajecznica wylądowała na bagietce, ale można ją jeść normalnie, z patelni. Mniam!
Pięknej jesieni dla Was.