Czy można pokochać własną żonę?

Czy można pokochać własną żonę?
"La Maja desnuda", Francisco Goya
Choć dzisiaj wydaje się to niewyobrażalne, w dawnych czasach miłość erotyczna najmniej kojarzyła się z własnym współmałżonkiem. Jak więc kochano w czasach, gdy nikt jeszcze nie słyszał o Walentynkach?
Nieważne kto, byleby książę!

Wyobraźmy sobie, że pewnego dnia przychodzi do nas list, w którym jakaś kobieta prosi o podesłanie któregoś z naszych synów, w celu zamążpójścia. Wyda nam się to kuriozalne, podobnie jak ponad 30 wieków temu wydało się kuriozalne królowi Hetytów, który otrzymał podobną prośbę od córki faraona. Egipskiej księżniczki nie interesowało kogo przyśle władca, nie chciała po prostu wychodzić za mąż za któregoś z lokalnych arystokratów. Nie to jednak zszokowało bliskowschodniego władcę. Po prostu, nigdy wcześniej kobieta z rodziny faraona nie poślubiła cudzoziemca.

Podobne podejście do małżeństwa wśród wyższych klas funkcjonowało niemal przez cały czas istnienia naszej cywilizacji

Pomysł tworzenia rodziny w oparciu o wzajemne uczucie dwojga ludzi nie jest co prawda współczesny, ale dopiero w naszych czasach stał się obowiązującym paradygmatem. Wcześniej małżeństwo było raczej formą transakcji polityczno-społecznej, gdzie cechy współmałżonków jeżeli nawet odgrywały jakąś rolę, to drugorzędną. Mieli oni przede wszystkim stworzyć układ wzajemnie szanujących się ludzi, związanych wspólnym posiadaniem dzieci. Co nie oznacza, że erotyzm i pożądanie nie występowały. Występowały – ale zazwyczaj niewiele miały one wspólnego z oficjalnym partnerem albo partnerką.

Starożytna Grecja: Eros znaczy pożądanie

Nawet jeżeli jakiś Grek zakochał się we własnej żonie, którą jednak pozyskał na drodze bardziej handlowej transakcji między rodzinami, to nie okazywał swoich uczuć publicznie. Nie bardzo zresztą było jak, gdyż „porządna” kobieta czas spędzała przeważnie w domu. Inaczej w życiu mężczyzn, gdzie ważną rolę odgrywały sympozjony – spotkania towarzyskie, gdzie pomiędzy rozmowami o sprawach ważnych i nieważnych każdy mógł zakosztować strzały erosa.

Obiektem pożądania były hetery i młodsi mężczyźni. Funkcji heter nie można sprowadzać po prostu do roli prostytutek, gdyż poza seksem musiały mieć do zaoferowania także umiejętność rozmowy na różne tematy. „Miłość” wobec heter, sławiona nierzadko w różnych utworach poetyckich była więc pewnym zjawiskiem estetycznym, czymś pomiędzy czystym, seksualnym pożądaniem a romantyczną wizją zakochania.

Drugą grupę darzoną miłością byli młodsi mężczyźni. Homoseksualna relacja między pokoleniami była jednak czymś innym niż relacja równouprawnionych kochanków. Był to raczej związek patronacki, gdzie starszy służył za swoistego przewodnika w społeczności, w zamian traktując młodszego jako kochanka.

Trubadurzy: miłość jako uwielbienie

Zupełnie inny charakter miała miłość sławiona w pieśniach średniowiecznych poetów, trubadurów. Oni nigdy nie pragnęli seksu ze swą wybranką. Ich uczucie miało charakter wyrażania pewnej tęsknoty nie tyle nawet do konkretnie istniejącej osoby, a co do jej wyidealizowanego wizerunku (zdarzało się „zakochanie” w osobie, której nie widziano na oczy). Często przedmiotem pasji były kobiety zamężne, nieosiągalne, a sama miłość dworska była bardziej „zakochaniem w zakochaniu” niż pragnieniem bycia razem z drugą osobą.

Romantyzm: jak miłość okiełznała małżeństwo

Nadejście nowych czasów wróżyła wielka popularność wydanej w 1761 roku powieści „Julia, czyli nowa Heloiza”. Autor, francuski filozof Jan Jakub Rousseau starał się ukazać wyższość związku opartego na żywym uczuciu dwojga osób nad aranżowane z innych powodów małżeństwa. Romantyzm, epoka której Rousseau był jednym z pierwszych pierwiosnków połączył małżeństwo z miłością. W XIX wieku idea związku romantycznego, zakochania w osobie, z którą chciałoby się stworzyć rodzinę, często na przekór woli krewnych podbiła literaturę. Znamienny był szczególnie związek królowej Wiktorii i księcia Alberta, którzy naprawdę się kochali, a jako najbardziej wpływowe osoby w anglosaskiej kulturze mocno rzutowali na społeczne praktyki.

Święty w służbie miłości

Choć o świętowaniu miłości romantycznej w dniu św. Walentego pisał już Geoffrey Chaucer w XIV wieku, to do stałych praktyk społecznych wkroczyło dopiero w XIX wieku. I choć można wskazać wiele powodów, dla których tak się stało (dużo tańsze przesyłki pocztowe, masowo produkowane kartki z życzeniami, coraz bogatsza oferta podarunków, która ostatecznie przybrała formę wielkiego festiwalu konsumpcji) to nie ulega wątpliwości, że główna przyczyna popularności tego święta jest jedna: żeby wynaleźć Walentynki, najpierw trzeba było na dobre odkryć miłość.

Rafał Urbanowicz
Więcej od loungemag
Filmowe Strzały Kuby Armaty – Maj
Nieczęsto się zdarza, by polski film pokazywany był na jednej z najważniejszych imprez filmowych, jaką...
Więcej