Czy mam iść na psychoterapię?

Czy mam iść na psychoterapię?

Czy mam iść na psychoterapię?

Nadal funkcjonuje stereotyp, że jak ktoś ma problemy, to powinien sam sobie z nimi poradzić, a jeśli trafia o gabinetu psychoterapeuty, to jest z nim coś nie tak. Poniekąd jest to prawda, mówiąc przewrotnie, bo na terapię trafiają osoby, które nie pasują do otaczającego świata, nie czują się w nim z jakiegoś powodu dobrze. Tylko czy musimy za wszelką cenę do niego pasować?

Większość pacjentów psychoterapii stanowią osoby z problemami w relacjach, ludzie którzy funkcjonują na co dzień zasadniczo poprawnie, jednak mają pewne utrwalone wzorce zachowania, które wpływają na ich kontakty z innymi ludźmi, sposoby reagowania, przeżywania siebie, obniżają jakość życia np. uniemożliwiając zbudowanie satysfakcjonującego związku czy utrzymanie pracy. Leczenie takich trudności jest czasochłonne. Jeśli jakiś wadliwy wzorzec powstawał przez 30 lat, to samo odkrycie go nie spowoduje magicznej zmiany i natychmiastowych efektów. Nowy sposób reagowania musi się utrwalić. To trochę tak, jakby musiała się wygoić nowo nastawiona kość, która wcześniej została złamana i źle się zrosła.

Zdolność do autorefleksji

Oczywiście zdarzają się też „niesamowite historie”. Pamiętam, jak przyszedł do poradni młody mężczyzna, który nagle zaczął się panicznie bać śmigłowców. Skarżył się na pojawienie się tej fobii wiele miesięcy wcześniej. Przez kilka tygodni nic nie wskazywało na to, że w jego życiu stało się coś trudnego, aż w zbieranej narracji wyłonił się wspólny wątek. Pan często wracał wspomnieniami do czasów szkolnych, kiedy z kolegami beztrosko się bawili i wygłupiali.

Z rzadka wspominał o pracy, o związku, o remoncie. W jego opowieści wszystko było takie lekkie, przyjemne, aż przyszedł ten dzień, kiedy wtrącił, że jego żona jest w ciąży i powiedziała mu o tym fakcie, kiedy byli na spacerze. Nie trudno się domyślić, że przelatywał wtedy nad nimi śmigłowiec. Kiedy pacjent połączył w swojej świadomości, że dotychczas seks był dla niego przyjemną zabawą, a wraz z informacją o ciąży nabrał ciężaru odpowiedzialności, prysnęła pewna bańka. W tamtym momencie, na spacerze, ten lęk przed dorosłością dosłownie nie zmieścił mu się w głowie. Dopiero kiedy zaczęliśmy rozmawiać o tym, jak dorosnąć i co to dla niego oznacza być ojcem, jakim chce być mężczyzną – śmigłowce przestały być straszne. Wszystko wróciło na swoje miejsce. Nie spotykaliśmy się długo, nie było takiej potrzeby.

Umieć kochać i pracować

Istnieje kilka podstawowych warunków, które muszą zostać spełnione, by psychoterapia miała szanse powodzenia. Terapeuci zazwyczaj weryfikują to na początkowych spotkaniach, tak zwanych konsultacjach. Bada się na nich, czy dana osoba posiada zasoby intelektualne i emocjonalne, by poddawać w wątpliwość dotychczasowe przekonania, by przyjmować nowe. Przede wszystkim pacjenci psychoterapii muszą uznać, że chcą pracować nad sobą, a nie nad resztą świata. Wtedy mówimy o zdolności do autorefleksji, wglądu w siebie. To znaczy, czy dopuszcza możliwość, że mimo poczucia, że wszystko sprzysięgło się przeciwko komuś, samodzielnie może wpływać na to, co się dzieje. Wtedy możemy wspólnie zastanawiać się, co z tym zrobić.

Intymna relacja

Kolejnym mitem psychoterapii, z którym często się spotyka, jest przekonanie, że podczas leczenia „grzebie się w przeszłości”. Często słyszę: „Byłam już kiedyś na terapii, miałam trudne dzieciństwo, ale nie chcę ciągle rozmawiać o rodzicach”. Wbrew powszechnemu przekonaniu podczas spotkań terapeutycznych nie rozkłada się przeszłości na czynniki pierwsze. Oczywiście tworzy ona pewne tło, do którego czasem się wraca, szukając powtarzanych mniej lub bardziej świadomie wzorców, ale zupełnie nie to jest istotą sprawy.

Podczas terapii terapeuta pomaga rozpoznawać sposoby reagowania, nazywać uczucia i stany, które pojawiają się u pacjenta, ale to sam zainteresowany musi starać się je rozumieć, szukać związków przyczynowo-skutkowych, w miarę możliwości korygować swoje nawyki, zachowania, by w efekcie nauczyć się żyć jak najlepiej. Zygmunt Freud mówił, że oznaką dojrzałości i zdrowia psychicznego jest umieć kochać i pracować. Chodzi o to, żeby jakość tego życia była jak najwyższa.

Jestem wychowanką nurtu psychodynamicznego i uważam, że daje on największe możliwości. Pacjent i terapeuta zawiązują tak zwany kontrakt terapeutyczny. Uwzględnia się w nim formalne zasady współpracy: czas trwania spotkania, systematyczność, nieobecności. I najważniejsze: wybieramy osobę, z którą stworzymy bezpieczną terapeutyczną przestrzeń, często długą relację. Tworzy ona podstawę, w której możemy zapytać bez lęku o wszystko i bez poczucia odrzucenia przyjąć odpowiedz, która nie zawsze jest satysfakcjonująca. To taka definicja bliskości, którą bardzo lubię i cenię, bo wiem, że pracuje się na nią latami.

Pacjenci są dla mnie bardzo ważni i ten rodzaj intymności, który powstaje podczas procesu psychoterapii, jest wyjątkowy dla obu stron. Nawet spotkanie pełne milczenia wymaga ogromnego skupienia, przepuszczenia przez siebie stanu emocjonalnego drugiego człowieka. Nie można na chwile wyłączyć się w swoich myślach, stracić wątku.
Pracuję od dwunastu lat. Są osoby, które towarzyszą mi od początku mojej drogi zawodowej. Niektóre procesy zbliżają się ku końcowi. Na szczęście dajemy sobie na to sporo czasu. Na zakończenie terapii, po tak długim okresie, umawiamy się z rocznym wyprzedzeniem, czasem dłuższym.

Terapia nie uzależnia

Na gratyfikację w moim zawodzie trzeba chwile zaczekać. Mało kto lubi słyszeć prawdę, a na pewno nie na początku terapii. Pamiętam początki spotkań z pewnym Panem, który był pełen nienawiści i żalu do rodziców. Miał też poczucie, że wszystko co go spotyka, przychodzi mu z wyjątkowym mozołem. Był bardzo zadowolony z terapii, kiedy pokazywałam, że rozumiem jego ból, ale nienawidził mnie, kiedy starałam się mu pokazać, że czas wziąć odpowiedzialność za swoje życie. Że jego dzień nie trwa krócej niż innych, tylko np. oglądanie seriali zabiera zbyt dużo czasu. Podważał wtedy moje kompetencje, uszkadzał się na moich oczach, czasem uderzając w ścianę, aż przyszedł taki dzień, kiedy zaczął rozumieć, że ja mu nie wytykam błędów, a jedynie pomagam odzyskać kontrolę nad swoim życiem, w dłuższej perspektywie polubić siebie, być z czegoś dumnym.

To piękny moment, kiedy słyszę „Dziś to rozumiem” czy „Nie czuję dziś żalu”. Każde dziecko na swój sposób kocha swoich rodziców i rodzice starają się, często najlepiej jak potrafią, opiekować się swoimi pociechami. Wprost proporcjonalnie do zasobów, jakie posiadają. Często jednak niezależnie od tego, ile z siebie dadzą, jest to niewystarczające, by właściwie zareagować na trudności rozwojowe jednostki. Wtedy dzieci mogą czuć się niekochane lub odrzucone, a nie zawsze tak musiało być. Moment kiedy pacjenci są w stanie wyjść poza swój ból i spojrzeć na własne doświadczenia i innych ludzi, na rodziców z innej perspektywy, daje im ulgę. Przestają czuć się ofiarami okrutnego losu. Na ten moment trzeba często czekać dobrych kilka lat. To takie przewrotne, bo z jednej strony czekam na ten moment, kiedy w pełni możemy się porozumieć, poczuć wzajemność, wdzięczność, a z drugiej strony to też czas zbliżania się do końca naszych spotkań.

Niektórzy rezygnują, kiedy poczują się lepiej i mają do tego prawo w każdej chwili, ale są i tacy, którzy nie potrzebują już leczenia, ale dają sobie jeszcze czas, żeby się pożegnać i przeżyć proces separacji w uczuciu wdzięczności i wzajemności. To piękne terapie. Czasem zgłaszają się ludzie w chwilowym kryzysie, po utracie pracy, związku, albo ich parter rozpoczął swoje leczenie i poczuli, że też chcą coś zmienić. Jeśli ktoś przychodzi jedynie rozwiązać problem i potrzeba spotkań mija, mówimy o kontakcie wspierającym. Zawsze można go pogłębić, jeśli potrzeba wróci.

Terapia nie jest uzależniająca, ona zależności uczy. Takiej która pozwala pacjentom stawać się coraz bardziej niezależnymi emocjonalnie. I przekonuje nas, że potrzebujemy być w dobrym kontakcie z drugim człowiekiem. Czy pacjenci żałują czegoś pod koniec leczenia? Często tylko tego, że nie zaczęli działać wcześniej. Rozumiem ich jednak, przychodzą najczęściej wtedy, kiedy są na to gotowi.

Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej na temat psychoterapii lub opowiedzieć swoją historię, napisz do mnie: paulina.audientium@gmail.com


Czy mam iść na psychoterapię? 1 Paulina Żurawska
Psycholog, od 11 lat pracuje w zawodzie psychoterapeuty. Absolwentka UAM w Poznaniu i kursu psychoterapii w Szpitalu Klinicznym im. Dr. Józefa Babińskiego w Krakowie.

Więcej od loungemag
Pielęgnacja – męska rzecz [poradnik]
Czasy się zmieniają, a wraz z nimi potrzeby naszej skóry. Aplikowanie kosmetyków nie jest już tylko babskim...
Więcej