Kraków, lata 30. XX wieku. Czterech przyjaciół zainteresowanych spirytyzmem postanawia przeprowadzić eksperyment z udziałem medium. W tym celu zapraszają do miasta Oksanę Spielstein – młodą, atrakcyjną Żydówkę z Niemiec, posiadającą rzekomo zdolności nawiązywania kontaktu ze zmarłymi. Przyjazd dziewczyny zbiega się z okrutnym morderstwem. Tak w skrócie prezentuje się fabuła „Głową w dół”, najnowszej powieści Michała Gacka, pisarza grozy, prywatnie doktora psychologii, specjalizującego się się w psychologii klinicznej i rehabilitacyjnej.
Swoimi opowiadaniami i poprzednią powieścią („Endemia”, 2012) Gacek przyzwyczaił czytelników do horroru, tym razem jednak dostajemy kryminał historyczny, zaledwie doprawiony wątkami fantastycznymi. Obraz Krakowa trzeciej dekady XX wieku jest solidnie oparty na źródłach historycznych, a postaci – jak na psychologa przystało – mają ciekawe, złożone osobowości. Alkoholowe ekscesy i filozoficzne rozważania członków Klubu Dociekliwych Dżentelmenów zadowolą czytelników zarówno Marka Krajewskiego jak i Juli Zeh.
Przy okazji wrześniowej premiery „Głową w dół” z Michałem Gackiem rozmawia Artur Wabik
Akcja powieści rozgrywa się w przeważającej części w krakowskim Podgórzu. Jaki jest Twój stosunek do tej dzielnicy?
Kilkanaście lat temu zamieszkałem przy placu Bohaterów Getta i bardzo szybko się z tą dzielnicą zżyłem. Z czasem zacząłem się interesować historią Podgórza. Jest tu bardzo wiele interesujących miejsc o fascynującej przeszłości. Zacząłem oglądać stare zdjęcia, albumy i opracowania dotyczące Podgórza. Pomysł osadzenia tu akcji powieści był więc czymś naturalnym. W którejś z recenzji „Głową w dół” napisano, że Kraków jest jednym z bohaterów tej książki. Ja bym powiedział, że nawet nie Kraków ale Podgórze właśnie. To miejsce jest bardzo ważne dla tej opowieści.
Czytając książkę starałem się określić czas akcji. Dzieje się to z pewnością po roku 1933, ponieważ wtedy oddano do użytku most Piłsudskiego, którym bohaterowie co rusz przekraczają Wisłę. Z pewnością przed rokiem 1935, ponieważ w kawiarniach dyskutuje się o stanie zdrowia żyjącego jeszcze marszałka. Wspominasz też prace archeologiczne na kopcu Kraka, które rozpoczęto w roku 1934, co zawęża nam czas akcji.
Zastanawiając się nad osadzeniem tej opowieści w czasie przeglądałem roczniki historii miasta. Szukałem konkretnego tygodnia, w którym nie wydarzyło się nic rewolucyjnego, co znacząco rzutowałoby na akcję powieści. Czerwiec 1934 roku wyszedł mi sam, w naturalny sposób. Cała fabuła dzieje się w ciągu 9 dni. Każdy rozdział to jeden dzień z życia bohaterów. Sprawdziłem je dokładnie w prasie z epoki. Zresztą wszystkie artykuły, które czytają bohaterowie, pochodzą dokładnie z tych dni. Podczas pracy nad tą książką zdałem sobie sprawę, jak pewne tematy w prasie pozostają nadal aktualne, pomimo upływu 85 lat. Nawet główne narracje polityczne są wciąż takie same. Społeczeństwo straszy się pewnymi rzeczami – wówczas Niemcami, Żydami, dziś na przykład uchodźcami.
Jak wyglądała praca ze źródłami? Gdzie w Krakowie można dotknąć prasy sprzed 85 lat?
Wielu tych rzeczy można dotknąć w bibliotekach, czytelniach. W tym zakresie szczególnie polecam czytelnię Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej przy ulicy Rajskiej. Oczywiście, nie z każdym z tych czasopism miałem fizyczny kontakt, ponieważ wiele z nich poddano już cyfryzacji. Praca z tymi materiałami wymaga dużej cierpliwości, ale można znaleźć wśród nich prawdziwe perełki. Dotarłem także do przedwojennej książki o chorobach wenerycznych – jest to naukowe opracowanie lecz z dzisiejszej perspektywy nieco zabawne. Czyta się to jak literaturę rozrywkową o dosyć groteskowym zabarwieniu.
To stamtąd czerpałeś informacje o obyczajach, języku epoki?
Tak, niezwykle istotne było dla mnie pokazanie jak moje postaci podchodzą do pewnych idei, pojęć; jakim językiem o nich rozmawiają. Chciałem, żeby wyczuwalna była ówczesna mentalność, żeby bohaterowie byli realistyczni. Kopalnią inspiracji są dodatki do „Ilustrowanego Kuriera Codziennego”. W okresie międzywojennym zainteresowanie okultyzmem było bardzo duże, więc niezwykle poważnie podchodzono do tej tematyki. Raz w tygodniu do dziennika dodawano taki dodatek metafizyczny, jak dziś powiedzmy „Wysokie Obcasy”, w którym były opisane najnowsze badania Franza Mesmera, czy na przykład zdjęcia dłoni duchów, odciśniętych podczas seansu.
Twoi bohaterowie konsumują ogromne ilości alkoholu. Czy w źródłach są jakieś dowody na takie pijaństwo?
Być może jest to trochę przerysowane… ale tylko trochę. Z różnych źródeł historycznych wynika, że jednym z głównych problemów tego okresu był alkoholizm, także wśród dzieci. W niższych warstwach społecznych to nie było zaskakujące. Narkotyzowano się również eterem. Był bardzo popularny w górniczych społecznościach na Śląsku, m.in. do usypiania dzieci, ale nie tylko. Dziś nie mieści nam się w głowie, jak głębokie było rozwarstwienie społeczne i jak niski był poziom życia proletariatu. W niektórych rejonach Podgórza były całe ulice, gdzie strach było wejść, gdzie policja w zasadzie się nie zapuszczała. Jeśli chodzi o wyższe sfery, to tam też potrafiono bawić się z fantazją i w zasadzie bez umiaru. Dostępne były także kokaina i haszysz.
Masz doktorat z psychologii. W powieści pojawia się sporo refleksji na temat psychiki ludzkiej. 85 lat temu ta dyscyplina była jeszcze w powijakach…
Istotnie, ale już wtedy przeprowadzano bardzo wiele ciekawych eksperymentów. Ponadto należy pamiętać, że psychologia wyrosła na gruncie filozofii. Te dyscypliny były na początku XX wieku bardzo mocno ze sobą związane. Kiedy czyta się starsze teksty, to widać, że nowe metody weryfikowania pewnych hipotez – programy komputerowe, statystyki – służą w zasadzie szukaniu odpowiedzi na wciąż te same pytania. Nauka w tamtym czasie nie potrafiła jeszcze precyzyjnie zobaczyć pewnych rzeczy. Wielu badaczy zajmowało się mediumizmem, spirytyzmem, szeroko rozumianą parapsychologią i byli przekonani, że wszystko to robią w ramach naukowej metodologii. Tak samo postępują moi bohaterowie.