Plastiki, z których zmontowano kokpit robią niezłe wrażenie. Nic nie trzeszczy i nie skrzypi, choć w niektórych miejscach – jak na przykład na dole kokpitu – ich faktura pozostawia nieco do życzenia.

BMW zawsze czarowało świetną pozycją za kółkiem. Tutaj nie jest, na szczęście, inaczej. M-pakietowa kierownica jest idealnie gruba (dlaczego inni tak nie potrafią?) i doskonale leży w dłoniach. Fotel również jest dokładnie taki, jaki powinien być – z tą różnicą, że fanatykom idealnej pozycji za kierownicą polecałbym zrezygnoważ z elektrycznego sterowania siedzeniami. Dlaczego? To proste – silniczki elektryczne sprawiają, że siedzisko jest o kilka centymetrów wyżej. Niby nic, ale po przesiadce z modelu z manualnie przesuwanymi fotelami czuć różnicę.

O ile jednak opis warunków, w jakich podróżują kierowca i pasażer może być jedynie pozytywny, pora na łyżkę dziegdziu w tej beczce miodu. Powiedzmy wprost: BMW 1 nie jest samochodem rodzinnym. Aby dostać się do tyłu, należy najpierw wcisnąć się przez malutki otwór drzwiowy, a następnie pokonać szeroki próg. Udało się? Cóż, nadal nie jest różowo. Na tylnej kanapie jest po prostu ciasno, zwłaszcza gdy kierowca ma powyżej 180 cm wzrostu. A środkowemu pasażerowi doskwiera jeszcze szeroki tunel. To samochód dla singla lub pary.
