Co to zrobić, by Was zbulwersować? Ludzie płacą majątek, kupują lajki i boty, jęczą do mikrofonu na YouTube, skaczą na główkę albo walą z główki. A tymczasem wcale nie trzeba wiele, co pokazały artystki Katarzyna Kozyra i Natalia LL. Wystarczy na przykład wystawić w muzeum zdjęcie kobiety jedzącej banana.
Dyrekcja Muzeum Narodowego w Warszawie właśnie fiknęła koziołka na bananie zostawionym przez Natalię LL i Katarzynę Kozyrę – naczelne prowokatorki polskiej sztuki współczesnej. Prace pokazujące kobietę jedzącą banana (Natalia LL) oraz wideo z panią przebraną za femme fatale. Ona okłada pejczem dwóch mężczyzn przebranych za psy (Kozyra), na wniosek dyrektora Muzeum Jerzego Miziołka zniknęły z warszawskiej Galerii Sztuki XX i XXI wieku. Uznał on, że Muzeum Narodowemu nie przystoi pokazywanie tak szokujących dzieł.
Artystki musiały przecierać oczy ze zdumienia. Praca Kozyry pochodzi z 2005 roku, a więc sprzed 14 lat, natomiast dzieło Natalii LL jest jeszcze starsze, a nawet całkiem już odschoolowe – zdjęcia powstały w 1972 roku… Rozumiem, gdyby wzbudziły zgorszenie u pokolenia dzieci kwiatów (choć to mało prawdopodobne). Ale dzisiaj, w erze globalnego voyeryzmu, kiedy wszyscy się podglądają i nie czują obciachu przed używaniem gadżetów o wiele bardziej obscenicznych niż poczciwy banan?
W naszych muzeach mamy więcej okropnych dzieł, które również – próbując iść tropem myślenia dyrekcji Muzeum – należałoby przykryć czapką niewidką. W „Szale” Władysława Podkowińskiego naga kobieta ujeżdża rumaka – toż to czyste zoofilskie porno! Odkrytą pierś widać też w „Pochodniach Nerona” Henryka Siemiradzkiego, które zajmują – o zgrozo! – całą ścianę w sali Muzeum Narodowego w Krakowie w Sukiennicach. Nawet Warszawska Syrenka poszła po bandzie, wypinając dumnie swoje walory, i to na kilku pomnikach w centrum miasta. Dobrze, że „Dama z gronostajem” Leonarda da Vinci zachowała resztkę kultury, skrywając się pod szatą i zasłaniając zwierzakiem, bo inaczej Polska musiałaby ukryć przed światem swoje najcenniejsze dzieło sztuki.
Można się śmiać z naiwności dyrekcji, która w erze Internetu chce chronić odbiorców przed widokiem kobiety z bananem i dominy z pejczem.
Dyrektor Miziołek mówi, że na uwadze ma dobre wychowanie młodzieży, która – jak rozumiem – tłumnie odwiedza galerię ze sztuką współczesną (gratuluję sukcesu frekwencyjnego!). Może wystarczyłoby, jeśli chcemy być już tacy poprawni – prezentować je w specjalnie oznaczonej sali, ostrzegając odbiorców przed ryzykiem bulwersacji. Ale i to jest błędne koło, bo zaraz zaczniemy zasłaniać nagości eksponowane na rzeźbach czy pomnikach. Zbliżamy się niebezpiecznie do poziomu myślenia Państwa Islamskiego.
Banan mi się pojawił na ustach, obu artystkom zapewne też, bo okazało się, że ile trzeba, by wywołać w Polsce skandal. Nie musiały się napocić, nakombinować, nawymyślać, nic nie trzeba było płacić, a ludzie sami z siebie zaczęli publikować zdjęcia z bananami – oczywiście w wyrazie protestu i geście solidarności z ocenzurowanymi. Gdyby nie informacje rozpowszechniane przez muzeum, można by pomyśleć, że to jeden wielki performens obu artystek.
Spójrzmy na sprawę racjonalnie, zapominając na chwilę o kontekście politycznym (dyrektora mianował minister kultury), genderowym czy kulturowym. Gdyby wycenić wartość wszystkich publikacji, które zalały media i social media, okazałoby się pewnie, że wyszła okrągła suma. Czyli Muzeum Narodowe dało się wpuścić w maliny i zrobiło coś, czego pewnie nie planowało – artystki mają świetną reklamę.