5 minut z… Alpine A110S. Mimo, że Alpine na polskim rynku jest już od 3 lat, to A110 nie widzi się za często na ulicy. Szczerze oprócz modeli prasowych nie widziałem żadnego. W sumie nie ma się co dziwić, w końcu takie A110 S kosztuje prawie 300 tysięcy złotych, a jest dwuosobowe, twarde i skromnie mówiąc – mało uniwersalne.
Czekałem, czekałem i się doczekałem
Gdy pierwszy raz zobaczyłem Alpine A110 S urzekł mnie jej matowy i szary kolor lakieru (za bagatela 22 tysiące złotych) oraz czerwone zaciski hamulców brembo za 18-calowymi obręczami (felgi to koszt 5000 złotych). Niestety nie jestem fascynatem protoplasty tego auta, więc żabi przód z okrągłymi reflektorami oraz garbate kształty nie do końca mi odpowiadają.
Mimo wszystko niskie nadwozie (niecałe 1,3 metra wysokości) z krótkim tyłem i sporą maską ma coś w sobie co przyciąga. Po prostu po aucie od razu widać, że nie jest codzienne. I taki obraz daje nam już podstawowy wariant A110. W końcu samochodów z centralnie umieszczonym silnikiem nie spotyka się co 10 minut. Ja tych spotkanych mogę liczyć w kilku dziesiątkach, ale usiąść za kierownicą takiego typu auta sportowego miałem przyjemność tylko razy.
Żabi książę
Pozwólcie, że posłużę się małą bajkową alegorią i stwierdzę, że po pocałunku, czyli odpaleniu silnika Alpine A110 S może być naprawdę czarujący. Wówczas nikt nie zastanawia się nad jego wyglądem, chociaż w środku jest sportowo – alcantara przeplatana aluminium, tylko dwa kubełkowe siedzenia (regulacja tylko przód-tył) i konsola centralna jak z supercarów od razu zdradza, że mamy do czynienia z czymś wyjątkowym.
Wróćmy jednak do jazdy!
Po naciśnięciu przycisku start do naszych uszu dobiega przyjemny pomruk. Wydech to jedna z tych rzeczy, w którym Alpine przoduje. Dźwięk silnika czy wydechu sprawia, że naprawdę chce się dodawać gazu. By ruszyć wystarczy na konsoli centralnej nacisnąć przycisk D (żadne tam wybieraki, a przyciski niczym w McLarenie). Później tylko gaz i pusta droga przed sobą…
Równa i sucha droga
Najlepiej, żeby była prosta i niezwilżona, chociaż niski środek ciężkości i niezłe wyważenie połączone z dobrym rozkładem masy sprawia, że Alpine A110 S ma sporo trakcji. Oczywiście to RWD, więc potrafi zarzucić bokiem, a na mokrym wyrywa z toru jazdy, ale łatwo go poskromić.
Wszystko dzięki bardzo precyzyjnemu układowi kierowniczemu i elektronicznym kagańcom. Tryb sport ostudza te opiekuńcze wspomagacze, więc warto wtedy nie przesadzać. Twardsze i obniżone o 4 mm zawieszenie (dużo twardsze niż w A110) spisuje się w dynamicznej jeździe, ale może od czasu do czasu spowodować problemy na nierównej drodze. I nie mówię tu o braku komfortu, a o niespodziewanym poślizgu. Także – nie lekceważcie tego zawodnika!
Centralny motor
A ta jazda może opiewać w doskonałe osiągi. Do setki auto rozpędza się w 4,4 sekundy, a maksymalna prędkość to 260 km/h. Przyznacie, że niemało, ale najważniejsze jest to w jaki sposób to wszystko się dzieje – ten samochód waży tylko 1365 kilogramów.
A to wszystko dzięki silnikowi o pojemności 1,8 litra, który został wzmocniony o 40 KM. Większe ciśnienie doładowania pozwoliło na wyższy maksymalny moment obrotowy (320 NM) oraz łączną moc 292 KM z czterocylindrowego motoru. Może te liczby nie zwalają z nóg, ale pamiętajcie o masie – stosunek wynosi tutaj 3,8 kg na 1 KM. A to już robi robotę!
Wszystko potęguje dobry i szybki automat, który świetnie okiełznuje tę moc. Do jego obsługi kierowca może wybrać spore łopatki za kierownicą, więc emocji związanych z prowadzeniem nie brakuje. Dla niezdecydowanych polecam obejrzeć wideo ze sprintu do setki – to Was na pewno przekona.
Czas zejść na ziemię
Dwuosobowe auto z twardym zawieszeniem, które kosztuje od 284 tysięcy złotych nie będzie pierwszym wyborem dla wielu kierowców. Rzadko kiedy będzie nawet drugim. To zdecydowanie funcar, w którym nie uświadczycie schowków, cupholderów czy dużego bagażnika, chociaż kufrów jest dwa. Z przodu zmieści się laptop i kilka bułek (100 litrów), a z tyłu jest jeszcze ciaśniej (96 l). Chociaż z uwagi na dużą temperaturę warto uważać, co się tam wkłada.
Z ciekawości powiem wam, że zbiornik paliwa mierzy 45 litrów, a zasięg, jak się domyślacie, nie jest największy. W końcu to auto sportowe, ale jego spalanie nie jest takie wcale złe. Trzeba liczyć 10-11 litrów i faktycznie ciężko ten wynik podnieść. Przyznacie, że atrakcyjnie!
W aucie znalazło się też miejsce na czujniki parkowania, kamerę cofania czy świetne audio Focal lub nawigację, więc tak całkiem spartańsko nie jest.
Auto na zawsze?
Nie jestem już młodzieniaszkiem, ale też nie podróżuje na co dzień z dzieckiem i psem, więc myślę, że spokojnie mogę określić Alpine A110S. To naprawdę świetny wóz, który daję mnóstwo frajdy, podnosi poziom endorfin, ale też i adrenalinę, bo czasem potrafi przestraszyć. Jest to też auto oryginalne i unikalne, więc może służyć za inwestycję. Po prostu fajnie nim trochę pojeździć, ale na polskie warunki pasuje co najmniej średnio.
Mimo to, te „5 minut” pomnożyłbym minimum kilkaset razy!
Konrad Stopa