5 minut z Maserati Gran Turismo S
Z Włochami kojarzy mi się Słońce, lody, kawa i sportowe samochody. O ile kawy nie pijam, a pozostałe rzeczy ubóstwiam, to jakoś łatwiej było mi dotychczas skombinować promyki Słońca lub te zimne słodycze. Z Ferrari lub Lamborghini było trochę trudniej, ale ostatnio pojawiła się okazja przejażdżki Maserati. I to nie nowoczesnego Ghibli lub Levante, a kilkuletniego coupe, więc przeżyjcie ze mną „5 minut” z Maserati GranTurismo S.
Nie jestem znawcą włoskiej motoryzacji i zdecydowanie częściej mam przyjemność z modelami Alfy Romeo lub Fiata niż aut, do których wzdychają fani motoryzacji. Na szczęście w mojej historii udało mi się zasiąść za kierownicą Gallardo lub Huracana, a teraz i Maserati. Był to mój pierwszy raz z produktem, którego sygnuje trójząb i mam nadzieję, że nie ostatni…
Czarne piękno
Podchodząc do czarnego nadwozia Maserati GranTurismo naprawdę można się zachwycić. Z tą karoserią jest jak z piękną kobietą, której wiek nie do końca przeszkadza. Projekt narysowany kiedyś w ogóle się nie zestarzał i Maserati z każdej strony wygląda cudownie. Jedynie tylne reflektory mogą zdradzić upływ czasu, ale długa maska, napompowane błotniki i ogromne skrzela z logo robią piorunujące wrażenie.
Nasz egzemplarz skonfigurowany został dość tajemniczo i gangstersko zarazem. Czarne felgi, czarny lakier, przyciemnione szyby i nawet dechromowane emblematy sprawiają, że samochód pięknie mieni się na Słońcu i agresywnie zaczepia wszystkich dookoła.
Miłym akcentem są również czerwone zaciski hamulców, które dumnie prężą się przez ramiona dużych felg!
Oldschoolowy design ma swoich fanów
Z zewnątrz z upływem lat Maserati GranTurismo nie zmienia się rewolucyjnie. Więcej dzieje się we wnętrzu i tutaj ząb czasu był już bardziej zauważalny. Mimo to projekt w egzemplarzu z 2012 roku sprawiał wrażenie poukładanego. Może ciut przeładowanego, ale przynajmniej kierowca miał wszystko pod ręką.
A najważniejsze z nich jak kierownica z manetkami i niska pozycja za kierownicą były w idealnym miejscu i odpowiadały charakterystyce takiego auta. Kierowca po prostu zapadał się w okalający fotel, który dobrze trzymał ciało, a spory wieniec kierownicy pewnie leżał w dłoni.
Jedyne co szokowało w środku, to czerwona tapicerka tego egzemplarza i akcesoryjne poduszki na tylnej kanapie.
Autem GT w Małopolskę
Samochody GT są zazwyczaj czteroosobowe i mają bagażnik, który zmieści bagaże na weekendowy wypad. Nie inaczej było z omawianym Maserati. Co więcej to samochody na trasę, więc jeździ się nimi bajkowo. Nie chcą zabić, ale pozwalają cieszyć się prawdziwą motoryzacją jak dźwięk wydechu lub niemałe osiągi.
Maserati GranTurismo w wersji S zdecydowanie potwierdza tę ideę. Prawie pięciolitrowy silnik V8 (4,7 l) i około 460 KM w sportowym nadwoziu daję ogromną frajdę z jazdy. I to nie tylko kierowcy, ale i wszystkim innym użytkownikom dróg – zarówno tych w innych autach, jak i przechodniach na chodnikach.
I mimo, że moimi okolicznościami przyrody nie było jezioro Garda lub Como to spędziłem za kierownicą tego auta tyle ile mogłem. Jazda tym autem należała do przyjemności, a nie wymagała od kierowcy niesamowitych umiejętności. Spokojnie tym samochodem da się jeździć na co dzień i cieszyć swoje motoryzacyjne ego.
Dlaczego? Włoski pomruk wolnossącego V8 jest dostojny i elegancki więc idealnie pobudza i pasuje do takich niedzielnych przejażdżek. To całkiem inny dźwięk niż choćby z amerykańskich musclecarów. Do tego zawieszenie pozwala pokonywać zakręty naprawdę dynamicznie i trasy opiewające w dużą liczbę kilometrów.
Kapryśna Włoszka
Czy jest więc coś na co można narzekać? Można chwilę popastwić się nad wykonaniem wnętrza, którego plastiki po paru latach się brudzą i roztapiają lub rodzajem elektronicznych systemów. Malkontenci mogą mieć uwagę również do spalania, bo minimalne 15 litrów na 100 km jest mało ekonomiczne, ale to w końcu sportowy wóz, więc ja nie bałem się nawet wyników dwukrotnie wyższych. W końcu prawie 300 km/h prędkości maksymalnej oraz niecałe 5 sekund do setki musi swoje „kosztować”.
Nie wiem czy Włochy są krajem, który najbardziej lubię, ale ma wiele cech, które mi odpowiadają. Na pewno bardziej niż ten kraj lubię produkty tamtejszej motoryzacji. Oczywiście nie są idealne, ale są pełne emocji, a to chyba najważniejsze dla prawdziwego motomaniaka. Cieszę się, że po ulicach jeżdżą jeszcze takie samochody, które mogą nacieszyć oko i serce. Oby zostało ich jak najwięcej!
Konrad Stopa