Jest kobietą pełną ognia. Dyrektor kreatywna marki 4F i członek zarządu spółki OTCF, jednej z najbardziej cenionych polskich firm. Zawsze znajduje czas na treningi i projektowanie autorskich kolekcji modowe pod szyldem RS. Z Ranitą Sobańską rozmawia Rafał Stanowski
Patrzę na najnowszą kolekcję RS i zastanawiam się, które miasto było dla Ciebie inspiracją – Nowy Jork, Londyn czy może Warszawa?
Żadne z nich, a może wszystkie naraz. Granice między współczesnymi społeczeństwami coraz mocniej się zacierają. Wsiadamy w samolot i za 2 godziny znajdujemy się na drugim końcu Europy, w kręgu odmiennej od nas kultury. To co mnie fascynuje, to symbioza stylów, dziś mamy ich totalny miks, moda stała się kosmopolityczna. Dlatego staram się uciekać od ograniczeń i nie trzymam się sztywno zasad.
Zastanawiam się, czy autorska kolekcja RS to pewien sposób na odreagowanie od codziennej pracy w 4F?
W 4F nie mam pełnej swobody artystycznej, muszę brać pod uwagę wiele czynników, które wiążą się z marketingiem czy sprzedażą, a także przeznaczeniem ubrań do aktywności fizycznej. Tworząc kolekcje RS zakładam, że muszę być wolna. Jeśli mam ochotę zaprojektować coś z siatki, gdy panuje akurat czas na tworzenie ubrań zimowych, nie przejmuję się tym i tworzę to, co pojawia się w mojej wyobraźni. Najważniejszy jest impuls, to może być materiał, ktoś spotkany na ulicy, inspiracja z mediów. Gdy się pojawia, siadam i tworzę.
Skończyłaś Akademię Sztuk Pięknych w Łodzi, potem pracowałaś w House, a następnie w OTCF, spółce, która jest właścicielem marki 4F. Ubrania sportowe – to świadomy wybór, czy po prostu tak wyszło?
Gdy miałam 6 lat, postanowiłam, że zostanę projektantką mody. Budziło to zdziwienie, pochodzę z mniejszego miasta, gdzie ten zawód wydaje się mocno abstrakcyjny. Tata zaszczepił we mnie pasję do sportu, chodziłam do klasy sportowej, codziennie dojeżdżałam 7 kilometrów do szkoły, gdzie mogłam chodzić na basen. Od korzeni nie można się odciąć. Sport i moda przenikają moje życie od dawna.
Ubierasz rzeczy, które projektujesz, pytam zwłaszcza o kolekcje RS?
Oczywiście, 80-90 procent mojej szafy zajmują moje projekty. Mam oczywiście inne rzeczy, ale swoje jakoś lubię najbardziej (śmiech). Lubię też w nich ćwiczyć, choć tu częściej wybieram 4F. Wiesz, obu marek nie sposób od siebie oddzielić. Wiedza przepływa między 4F i RS, staram się by były wobec siebie komplementarne, by się uzupełniały i wspierały.
RS wpisuje się w modny trend na athleisure. Myślałaś o tym, by ruszyć z nią mocniej za granicę, gdzie miałaby szansę na zdobycie szerszego grona fanów?
Sukcesy takich firm jak Lulu Lemon czy Under Armour pokazują, że klienci są zmęczeni wielkimi brandami i szukają czegoś nowego, alternatywnego. Tu jest też szansa dla 4F na rozwój za granicą, tam nie jesteśmy jeszcze znani. Kolekcje RS widziałabym w ekskluzywnych, zagranicznych multibrandach. Jedyne, co stoi na przeszkodzie, to czas. Mam go strasznie mało.